– Idź po medyka – rozkazał Jack znajdującemu się najbliżej piratowi. Następnie ostrożnie zszedł z konia, uważając, by nie zrzucić za sobą Louisa. Wziął chłopaka na ręce, a jego głowa opadła bezwładnie na ramię blondyna. Nie bawił się w schodzenie pod pokład, od razu kierując prosto do swojej kajuty. Tam położył Louisa na dużym łóżku, które naturalnie należało do niego. Chwilę później do środka wszedł zziajany medyk. Mężczyzna pływał z Jackiem już kilka dobrych lat, więc doskonale znał Louisa z ich poprzedniej wyprawy.
– Co mu się stało? Jakie obrażenia? – zapytał, gdy tylko przekroczył próg.
– Żadnych. Albo wewnętrzne – odparł Jack, dostając w odpowiedzi pytające spojrzenie. – Prawdopodobnie został otruty. Nie wiem czym, ale to coś musiało znajdować się w wodzie i jedzeniu – wyjaśnił, mówiąc lekarzowi wszystko co wiedział.
– Otruty? Gdzie żeście znowu byli? – westchnął mężczyzna, pochylając się nad Louisem. W pierwszej kolejności zbadał jego puls. Zajrzał do ust, oczu oraz sprawdził, że chłopak miał gorączkę. Czoło Louisa wciąż pozostawało rozpalone, a ciało niespokojnie drżało. – Trzeba będzie zbić temperaturę... I upuścić trochę krwi, by trucizna mogła opuścić jego organizm – zawyrokował. Jack mu przytaknął. Pod względem medycznym, ufał mężczyźnie jak nikomu innemu. Sam potrafił co najwyżej zająć się powierzchownymi ranami.
– Kapitanie, trzeba zlecić komuś przyniesienie misy z zimną wodą i szmatki z chłonnego materiału. Ja przygotuję resztę – wymamrotał lekarz, po czym minął Jacka i ruszył żwawym krokiem do swojej kajuty. Stamtąd przyniósł medykamenty, skalpel oraz niewielką, metalową miednicę.
Medyk zdezynfekował skalpel alkoholem, a następnie ostrożnie naciął skórę Louisa w zagięciu łokcia. Celował w tętnicę. Od razu struga krwi popłynęła po ręce chłopaka, skapując do miednicy pod nią. Dźwięk opadającej cieszy nieznośnie rozbrzmiał Jackowi w uszach. Nie pili wiele w ostatnim czasie, przez co krew była gęsta i ściekała po nadgarstku chłopaka męcząco powoli. Mimowolnie Jack odwrócił wzrok od jego ręki, przenosząc na zaczerwienioną twarz.
Przez krótką chwilę Louis odzyskał przytomność, zaraz jednak ponownie odpływając. Wciąż był rozpalony. Jego czoło i skronie zdobiły drobne krople potu, do których przykleiły się jasne kosmyki. Jack nachylił się w jego stronę, by odgarnąć mokre włosy do tyłu, tym samym odsłaniając jego buzię. Raz jeszcze przyjrzał się jej uważnie, mając głęboko w środku nadzieję, że Louis odzyska zaraz świadomość. Niestety nic takiego się nie stało.
– Kapitanie! Mam wszystko, co chciałeś! – zawołał młody pirat, który wparował z impetem do kapitańskiej kajuty, omal nie wylewając wody z dzbana na deski. Już z nieco większą ostrożnością odłożył wszystkie trzymane przez z siebie przedmioty na blat stolika, zaglądając za parawan. Jack spojrzał na niego krytycznie, więc tylko kiwnął głową i wyszedł w pośpiechu z pokoju.
– Teraz pozostaje zbić mu gorączkę – zacmokał starszy z mężczyzn, zerkając kątem oka na Jacka. – Dobrze się czujesz, kapitanie? Strasznie żeś się blady zrobił — stwierdził, marszcząc brwi.
– To z niewyspania – odpowiedział mu Jack, przesuwając szorstką dłonią po swojej zmęczonej twarzy. Na dobrą sprawę nie kłamał, gdyż był na nogach kolejną dobę z rzędu. U Jowitów nawet nie zmrużył oka, z kolei wcześniej również zaliczył bezsenną noc. Odczuwał już tego pierwsze skutki, więc nie był zaskoczony, że jego wygląd także zaczął pozostawiać wiele do życzenia.
Ponadto ostatnie wydarzenia też nie były mu obojętne. Nawet jeśli starał się tego nie pokazywać, zły stan zdrowia Louisa bardzo go martwił. I to nie w chwili w której chłopak stracił przytomność, a jeszcze w grocie w wiosce, gdy po raz pierwszy poczuł się źle. Gdy zamykał powieki, miał przed oczami jego skuloną na posadzce sylwetkę. Kolejne wydarzenia z kolei nie sprawiały, że czuł się lepiej.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...