Poruszali się po omacku, kierując się według informacji na temat trasy, jakie zdążył przekazać im Oven. Ich przewodnik twierdził, że znajdowali się całkiem blisko miejsca, w którym mieli spędzić noc. Słońce zachodziło, a przez padający śnieg ledwo widzieli drogę. Taka wędrówka była bardzo niebezpieczna. Gdyby trafili na górskie klany, raczej nie uszliby z tego z życiem. Byli zmęczeni, przemarznięci i w warunkach, do których nie byli przyzwyczajeni. Poza tym, byli sami.
Śnieg trzeszczał pod ich stopami, a porywisty wiatr huczał w uszach. Szli równym tempem, krok za krokiem pokonując kolejny dystans. Louis nie miał pojęcia co wprawiało jego ciało w ruch. Już dawno opadł z sił, a jednak uparcie poruszał się do przodu. Chęć przeżycia była zbyt silna. Nie mógł się zatrzymać. Oznaczało to pewną śmierć. I to nie tylko dla niego, ale również dla Jacka.
Ciężko było stwierdzić czy szli w dobrym kierunku. Śnieg padał tak gęsto, że nic nie było widać. Wokół było przenikliwie biało a płatki śniegu wpadały im do oczu. Szli na oślep, trzymając się blisko siebie, by przypadkiem się nie rozdzielić. Szli w ciszy, licząc na cud.
Gdy zbliżał się zmierz Louis powoli zaczął tracić nadzieję. Wiedział, że jeśli nie znajdą schronienia na noc, najpewniej nie przeżyją do ranka, zamarzając zasypani w śniegu, wśród zimowego pustkowia. Ów wizja przyprawiała go o dreszcz, tym bardziej, że z chwili na chwilę stawała się coraz bardziej rzeczywista.
– To chyba to – rozbrzmiał głos Jacka, który milczał od paru godzin. Louis uniósł głowę, rozglądając się po okolicy. Musiał przymrużyć oczy, by być w stanie cokolwiek zobaczyć. Jakieś trzydzieści metrów od nich stała niewielka, drewniana chata po części przysypana śniegiem.
– Zabłądziliśmy. Oven mówił o grocie – odpowiedział, ruszając szybciej do przodu. Ponownie się obejrzał a następnie spojrzał w zachmurzone niebo. – Ale nie mamy innych opcji, musi nam wystarczyć. Chodźmy, bo zamarzniemy – zarządził, zmierzając w kierunku wątpliwej budowli z desek. Jack chwilę siłował się z przymarzniętymi drzwiami, lecz ostatecznie udało im się wejść do środka. Louis przy wejściu otrzepał buty ze śniegu oraz ściągnął kaptur i czapkę. Omiótł spojrzeniem chatę. Była niewielka, posiadała zaledwie jedną izbę, gdzie spało się, gotowało i jadło. Nie zamierzał jednak narzekać. Uważał, że mieli ogromne szczęście trafiając do tego miejsca.
– Nie ma tu żadnego drewna. Chyba, że połamiemy krzesło – zauważył Jack, orientując się, że nie było szans na rozpalenie ogniska, przy którym mogliby się ogrzać. – Za to mają tu sporo futer – dodał, gdy dostrzegł w kącie kilka z nich. Dwa leżały na podłodze, robiąc za prowizoryczne łóżko, z kolei jedno było częściowo przewieszone przez stół, a reszta jego część spoczęła na podłodze. – Dobre i to – westchnął, zwalając z pleców swoją torbę i siadając ciężko na krześle. – Oven mówił, że najpóźniej w południe powinniśmy być na miejscu – przypomniał, przyglądając się Louisowi. – Gdy rozmówimy się z tą wiedźmą, musimy od razu wracać. Przy odrobinie szczęścia wiatr rozwieje śnieg, który tarasuje nam przejście na drodze. W przeciwnym wypadku nie wiem jak wrócimy na statek – mruknął, lekko się krzywiąc. – Nieważne. Będziemy się tym martwić później. Zjedzmy coś i chodźmy spać – zaproponował, grzebiąc w swojej torbie w poszukiwaniu jedzenia, które ze sobą zabrał.
– Prawdopodobnie zboczyliśmy z trasy... Nie widziałem nigdzie groty, o której mówił Oven. Rano się za nią rozejrzymy, wtedy będziemy mieć jakiś punkt zaczepienia – odpowiedział Louis, zerkając na krzesło na które siadł Jack. – A ty na co czekasz? Trzeba połamać te krzesła i rozpalić w palenisku – ponaglił blondyna. Wszak mężczyzna sam wysunął się z tym pomysłem.
– Dupa zmarzła? Może jakieś proszę? – odparł Jack, unosząc jedną brew.
– Trochę? – mruknął w odpowiedzi Lou, patrząc na Jacka. – "Jakieś proszę" – dodał, uśmiechając się sztucznie. – Wystarczy?
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...