Obudziły go promienie słońca, które nieśmiało zaczęły zaglądać do kajuty przez duże okna. Poza szumem morza, nie było słychać nic więcej. Wszyscy spali. Leżący obok niego Louis również. Przez te dwie godziny snu, którym mieli okazję się uraczyć, chłopak musiał odkleić się od jego ciała i zwinąć w kulkę po jego prawej stronie. Dzieliła ich zaledwie szerokość ręki. Jack przewrócił się na bok, przyglądając się jego śpiącej twarzy. Jasna, potargana grzywka zasłaniała mu niemal pół twarzy, więc pozwolił sobie ją odgarnąć, zaczesując za ucho Louisa. Zszedł spojrzeniem na pełne usta chłopaka, które teraz były nieco suche, długą szyję i odkryte ramię. Złapał za koc, pod którym ukryli się już po wszystkim i naciągnął go wyżej, nie chcąc, by Louis się przeziębił. Po tym ponownie przewrócił się na plecy, zaraz podnosząc do siadu.
Po cichu i bardzo ostrożnie wygrzebał się z łóżka, nie chcąc budzić chłopaka. Tak samo zachowywał się chodząc po pokoju. Nim opuścił kajutę, obmył swoje ciało z minionej nocy, po czym przywdział świeżą koszulę, spodnie oraz buty. Brudne ubranie rzucił pod łóżko.
Nim poddał się obowiązkom na statku, wymienił wodę w swojej kajucie na czystą, a także uzupełnił dzbanek świeżą wodą, wiedząc, że Louis będzie tego potrzebował, gdy już wstanie. Następnie zaszył się na pół godziny na mostku, później zjadł wczesne śniadanie i wrócił na mostek. Podczas tych wszystkich zajęć, starał się nie myśleć o tym co zaszło poprzedniej nocy. Choć może to nie do końca tak. Próbował nie myśleć o tym, jaki miał być tego skutek w teraźniejszości. Louis powiedział, że to co się między nimi wydarzyło, było "niezobowiązujące". Czy naprawdę potrafił tak to potraktować? Nawet jeśli w środku czuł coś całkowicie innego?
– Co tak siedzisz z głową w chmurach? – zagadnął go Morris, dołączając do niego na mostku.
– Kac – skłamał Jack, przerzucając mapy.
– Ty? Niemożliwe.
– Tak jak ty i bocianie gniazdo? – rzucił złośliwie blondyn, co spotkało się z wyraźnym skrzywieniem u jego przyjaciela.
– To była... Jednorazowa sytuacja.
– Jestem w stanie w to uwierzyć. James potrafi być przekonywujący. Mnie by przekonał – zaśmiał się.
– Jack... – burknął mężczyzna, na co w odpowiedzi kapitan uniósł dłonie na znak poddania.
– Nic już nie mówię.
– A miałbyś pewnie więcej ode mnie – odciął się brunet, jednak widząc spojrzenie Jacka, sam ponowił jego wcześniejszy gest, unosząc dłonie na wysokość głowy. Mimowolnie obaj prychnęli.
Niespodziewanie na mostek wskoczyła Nashia, żwawo podchodząc do Morrisa i Jacka, ocierając się o ich nogi i mrucząc przy tym głośno. Blondyn od razu spojrzał w stronę schodów, które prowadziły pod pokład. Obok nich stał Ravan, który zaraz ruszył w ich kierunku.
– Potrzebowała nieco rozprostować kości – wyjaśnił.
– Możesz ją tu zostawić – odparł Jack, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Wyglądał na spiętego, najwidoczniej bardzo przeżywając, że zostawił Adrielę samą. Kapitan natomiast nie miał nic przeciwko, by trzymać oko na pumie, którą zresztą zdążył bardzo polubić. Ravan jednak nie wydawał się przekonany, co zdaniem Jacka było śmieszne. Jakby nie patrzeć kobieta nie miała nic przeciwko, gdy Nashia się z nim "bawiła", a było to przecież jej zwierzę.
– W porządku – skinął w końcu głową, zerkając najpierw na kapitana, a później na jego bosmana. Jack miał nieodparte wrażenie, że zgodził się na to tylko dlatego, że był z nim Morris. Postanowił jednak tego nie komentować, przykucając przy pumie dopiero, gdy Ravan sobie poszedł.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...