Wizja pozostania na statku z Jackiem wydawała się Louisowi cudowną opcją. Niestety tak samo jak cudowna, była również i nieosiągalna. Nie wierzył w to, że im się uda. A nawet jeśli, skąd miał pewność, że wiedźma dotrzyma danego mu słowa i ściągnie z niego klątwę? To wszystko... To wszystko go przerastało. Zbyt wiele przeszkód miał do pokonania. Po raz pierwszy od naprawdę dłuższego czasu stracił w wiarę w to, że wybrnie i ujdzie z życiem. Nawet na swój sposób pogodził się z porażką, choć z drżącym sercem obserwował jak pozostały mu czas przeciekał przez jego palce w tak zatrważającym tempie.
Jego poranne rozmyślania przerwał dźwięk skrzypienia łóżka. Uśmiechnął się ponuro do siebie, kątem oka zerkając na szerokie plecy Jacka. Tamtego wieczoru, gdy mężczyzna przed nim klęknął... Niby było to tylko w ramach zabawy, ale na swój sposób wyznał mu tym gestem swoje uczucie. Naprawdę mu zależało, by Louis zechciał z nim zostać. Lou wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się spełnić tej obietnicy, dlatego też starał się przez pozostały im czas, dać Jackowi najlepszą wersję siebie.
– Też nie możesz spać? – zapytał retorycznie, wstając za mężczyzną, by móc zaraz przylgnąć do jego łopatek. Objął go, opierając policzek na ramieniu blondyna. – To dzisiaj... – stwierdził cicho. Jack odwrócił głowę w jego stronę, zerkając na niego czule. Dłoń wsunął w czarne włosy Louisa, delikatnie drapiąc go po głowie. Szatyn przymknął oczy, cicho mrucząc. Tkwił tak dobre parę sekund, po czym odsunął się, uprzednio całując pirata w ciepłe ramię.
W ciszy ubrali się, przygotowując do wyjścia. Na pokładzie garstka piratów już się krzątała po statku, wykonując swoją pracę. Jednym z nich był Morris. Mężczyzna stał na mostku za sterem. Gdy dostrzegł swojego kapitana oraz Louisa, uniósł dłoń na znak przywitania.
– Zgodnie z planem zbliżamy się do lądu. – Wskazał brodą. Lou zerknął przed siebie, dostrzegając wyłaniającą się na horyzoncie niewielką, ciemną plamkę. Ścisnęło go w żołądku. Przygryzł dolną wargę, kątem oka dostrzegając jak Morris podaje Jackowi lunetę. Louis nie miał odwagi przez nią spojrzeć, dlatego odsunął się nieco do tyłu. Oparł plecy o balustradę.
– Ostatnia prosta – mruknął do siebie, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. – Jeszcze dziś się wzbogacicie – odezwał się ponownie, tym razem znacznie głośniej. Na jego twarzy zaś pojawił się ten sam kpiący uśmieszek, co zawsze.
– O ile rzeczywiście jest tam tyle kamieni szlachetnych, co mówiłeś – zauważył Morris.
– O ile Jack nie pomylił wysp.
– Mógłby?
– Nikt nie jest nieomylny – zaśmiał się Louis. – No poza mną, ale ja niestety nie znam drogi.
– Okaże się.
Ostatnie dni były... ciężkie. Przede wszystkim dla Louisa, jednak Jack również nie potrafił być spokojny. Bał się. Bał się, że zmierzają w złym kierunku. Że dopłyną na wyspę i okaże się, że nic na niej nie ma. Że to nie ta. I że będzie już za późno, żeby zrobić cokolwiek innego. Starał się o tym nie myśleć, skupiając na celu ich wyprawy. To nie było jednak proste, wyrzucić z głowy wszystkie swoje obawy. Jack przez całe życie starał się nie przywiązywać. Czy to do ludzi, czy rzeczy. Tak było łatwiej. Mimo jego szczerej chęci, Louis okazał się być wyjątkowy. Nie mógł pozwolić, by zginął. Nawet nie był w stanie wyobrazić sobie podobnego scenariusza.
Nie potrafił sobie znaleźć miejsca. Zbliżali się do wyspy powoli, choć stałym tempem. Wraz z upływającym czasem, stawała się ona coraz większa i wyraźniejsza. W którymś momencie była już na tyle blisko, by przez lunetę, mogli dostrzec wyraźnie jej kształt. Wywołał on poruszenie, gdyż ukształtowanie terenu przypominało wydrążoną w skale czaszkę. Choć dla innych zdawał się to być przerażający widok, Jack po cichu odetchnął z ulgą. Zdenerwowanie go nie opuściło, ale w końcu pojawiło się małe światełko w tunelu. Wszystko wskazywało na to, że płynęli w dobrym kierunku. Wszak gdzie miałyby być ukryte skarby, jak nie na tej przeklętej wyspie? Louis długo wpatrywał się w odległy ląd, czując z każdą sekundą coraz większy niepokój. To było osobliwe uczucie, ale z jakiegoś powodu utwierdzał się w przypuszczeniu, że to było tu. Nie potrafił jednak poczuć ulgi z tego powodu.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...