Dalsza część podróży przebiegała gładko. Z racji tego, że płynęli poprzez Morze Pirackie nie napotkali na swej trasie żadnych statków, które mogłyby być potencjalnym celem do obrabowania. Zarówno okręty pasażerskie, jak i te handlowe, nie zapuszczały się na tamtejsze wody z wiadomych powodów, obyło się więc bez machania szablami, co bardzo cieszyło Louisa. Nie lubił być świadkiem pirackich rozbojów, co raczej nie było tajemnicą.
Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo. Panująca na okręcie rutyna powoli zaczynała go nudzić. Wszak ileż można wylegiwać się w łóżku, ćwiczyć z Hectorem bądź pić wino na mostku ze świtą Jacka? Na początku było całkiem przyjemnie, niemniej w czwartym tygodniu miał ochotę wyskoczyć za burtę. Niestety fakt, że byli na otwartym morzu sprawiał, że nie mógł tak po prostu sobie wyjść ze statku i poszukać zajęcia. Skazany więc był na towarzystwo tych samych gęb na dość ciasnym metrażu.
A jeśli chodzi o Jacka, to Louis nie miał z nim wiele styczności przez ten czas. Owszem, rozmawiali ze sobą "normalnie" i blondyn czasem dołączał do ich małej grupki podczas picia, niemniej Louis czuł między nimi dystans. Nie podobało mu się to, ale był bezsilny. Nie widzieli się przez dwa lata, więc nie mógł niczego oczekiwać, chociaż musiał przyznać, że sprzeczne zachowania Jacka czasem go irytowały. Już sam nie wiedział kiedy facet był z nim poważny a kiedy się po prostu zgrywał.
W przeciwieństwie do Louisa, Jackowi podróż wcale się nie dłużyła. Przywykł do tygodni, a nawet miesięcy na pełnym morzu. Do rutyny, która panowała na statku. Co więcej, lubił tę rutynę. Lubił wstawać wiedząc, co ma do zrobienia i przynajmniej domyślając się, jak dany dzień się skończy. Jasne, był piratem. Lubił przygody i adrenalinę. Nie potrzebował jednak tego w swoim życiu przez cały czas. Zdecydowanie wystarczały mu pojedyncze wyskoki wśród szarej monotonii. Poza tym... Sam nie wiedział czy to kwestia wieku, niemniej coraz mniej rzeczy potrafiło wzburzyć krew w jego żyłach, przyprawić serce o szybsze bicie bądź ciało o gęsią skórkę. To co dawniej potrafiło do tego doprowadzić, zdążyło mu się już opatrzeć. Albo zwyczajnie ów pociągające myśli stały się jego rzeczywistością, bądź leżały w zasięgu jego ręki. Kiedyś jego celem było zostanie kapitanem pirackiego statku. Później odkrycie skarbu, więcej skarbów. Zostać rozpoznawalnym piratem, dalej postrachem mórz. Prawdę mówiąc nawet nie myślał o tym, by być żywą legendą czy być w posiadaniu jednego z najgroźniejszych pirackich okrętów. A jednak to wszystko również osiągnął. Czasami, gdy przechadzał się po pokładzie lub jadł suchy chleb przy starym stole, siedząc na już wysłużonej ławie, zwyczajnie o tym zapominał. Na dobrą sprawę niewiele się zmieniło. Ale to dobrze. Lubił, gdy wszystko było po staremu.
Z drugiej strony, Louis, który kiedyś był stałym elementem jego rzeczywistości, teraz nie pasował do tej układanki. Był elementem niemającym swojego miejsca, ponieważ nie należał do tego obrazka. Jack wiedział, że nawet siłą go tam nie dopasuje. Raz po raz jednak brał go do ręki, by zdając sobie z tego sprawę, odłożyć na bok. A mimo to jego wzrok co jakiś czas spoczywał w jego kierunku, zastanawiając się "czy może jednak?" Nawet jeśli znał odpowiedź.
Nim minął miesiąc od ich ostatniego wypłynięcia, postanowili przycumować w jednym z portów Issyor, bliżej granicy z Strygoth, by móc uzupełnić zapasy. Była to również świetna okazja do podbudowania morali załogi oraz rozejrzeć się za tłumaczem. Oczywiście to pierwsze wiązało się z wizytami w karczmach, zaś jeśli chodzi o poszukiwanie tłumacza – Morris zlecił komu trzeba by popytali w mieście czy ktoś zna beledrofiński. Louis jednak nie robił sobie zbyt wielkich nadziei, że uda im się kogoś znaleźć.
Większość z załogi zeszła na ląd, chcąc się nieco zabawić. Tu Jack, Morris, Hector, Charles oraz James nie byli wyjątkami. Ba, opuścili okręt jako jedni z pierwszych. Louis również postanowił im potowarzyszyć. Minione tygodnie strasznie dały mu się we znaki, więc potrzebował zmiany scenerii. Nie odpuścił sobie jednak paru komentarzy na temat doboru rozrywek, w których lubowali się jego kompani.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomansaTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...