Louis obudził się wyjątkowo wcześnie jak na siebie. Słońce dopiero co wypuściło pierwsze promienia znad horyzontu. Jack wciąż twardo spał. Z trudem wydostał się spod jego ciężkiego ramienia, starając się go przy tym nie obudzić. Blondyn często skutecznie udawał, że śpi, więc ciężko mu było stwierdzić czy rzeczywiście udało mu się być na tyle delikatnym, by nie zakłócić jego snu. Nie zawracał sobie tym głowy zbyt długo. Niemalże po omacku odszukał, tym razem swoją, koszulę oraz spodnie. Ubrał się niedbale, zakładając również buty. Po cichu opuścił kajutę.
Gdy tylko wyszedł, dostrzegł Nashie. Pantera wylegiwała się tuż przy drzwiach na kocu, który często robił jej za legowisko. Od razu uniosła łeb, wbijając w niego parę błyszczących oczu.
– Idź do Jacka, śmiało – szepnął do niej zachęcająco. Ta leniwie podniosła się i przeciągnęła dokładnie. Następnie podeszła do niego i otarłszy się o jego nogi, weszła do kajuty. Louis zamknął za nią drzwi, domyślając się, że ta zaraz wskoczy na łóżko pirata. Na tę myśl uśmiechnął się ciut złośliwie, idąc prosto do kuchni. Strasznie chciało mu się pić. Wypił niemalże duszkiem dwa kubki wody. Przeszło mu przez myśl, że Jack również musiał być spragniony. Dlatego też napełnił duży dzban do pełna wodą i wrócił z nim do kajuty.
Tak jak się domyślał, Nashia wskoczyła Jackowi do łóżka i zaczęła się do niego przymilać. Teraz częściowo leżała na jego klatce piersiowej, tuląc do niej swój łeb. Uśmiechnął się na ten widok, odkładając dzban na stoliku.
– Rozpuściłeś ją – zauważył. W tym samym czasie kotka zeskoczyła z łóżka, uderzając łapami o deski.
– Nie bardziej niż ciebie – zauważył Jack, gdy zarzucono mu rozpieszczenie kotki. Lou podszedł do łóżka i pochylił się nad blondynem.
– Skoro nie chcesz odstawić mnie do przyjemnego portu, to może... – zamruczał i pocałował pirata. Tym razem to Jack zamruczał z zadowoleniem, ciągnąc chłopaka na materac. Lekko go pchnął, tak by opadł na plecy, pochylając się nad nim i całując żarliwie. Brunet naturalnie odwzajemnił pocałunek, po czym zaśmiał się dźwięcznie, przypominając piratowi, że musi ściągnąć buty. Jack przyjął ów "rozkaz".
Wyprostował się, nie odrywając wzroku od stalowych tęczówek. Dużą dłonią przesunął wzdłuż łydki Louisa, zarzucając ją sobie na bark. Następnie zacisnął na niej palce, drugą dłonią łapiąc za but. Lekko za niego pociągnął, odrzucając na ziemię. Louis bez słowa mu się przyglądał, po czym powiedział:
– Jeszcze drugi.
Niespiesznie więc Jack strącił ze swojego barku jego nogę, wymieniając ją na drugą, na której wciąż był ciężki but. Oswobodził ją i pochylił się nad Louisem, dokładnie przyglądając się jego porcelanowej twarzy. Błyszczącym oczom, ukrytym za kurtyną gęstych rzęs, drobnemu, lekko zadartemu nosowi i kształtnym wargom, które zaraz zamierzał ucałować.
– Co widzisz? – zapytał Louis, tym samym wyrywając go z zamyślenia.
– Dzieciaka, który potrafi wnerwić mnie jak nikt inny.
– Niezmiernie mi przykro, że szanownego pana to spotkało. – Przewrócił oczami.
– To dobrze – zamruczał Jack, przesuwając czubkiem nosa wzdłuż szyi Louisa.
– Mmm... Zostańmy tak przez cały dzień.
– W tej pozycji mogłoby być mi trochę niewygodnie – zauważył pirat. Zaśmiał się, ogrzewając przy tym ciepłym powietrzem skórę Louisa.
– Czyżby?
– Mogę spróbować – szepnął, składając na szyi chłopaka pocałunki, w jednym miejscu pozostawiając czerwone ślady. Brunet w odpowiedzi zamruczał nisko, wsuwając palce w blond kosmyki.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...