ROZDZIAŁ 2

476 65 65
                                    

Louis od dawna był przygotowany do drogi, przez co przez najbliższe dni nie miał zbyt wiele do zrobienia. Oczywiście zawsze mógł przejść się na statek Jacka i zobaczyć jak szły przygotowania do ich wspólnej wyprawy, ale wolał tego nie robić. Zachowanie pirata jasno dało mu do zrozumienia, że nie miał ochoty na wspominki. Louis z kolei po raz pierwszy postanowił to uszanować. Z tego samego powodu nie zdecydował się na próbę odszukania na Tortudze Jamesa oraz reszty. Ten czas spędził więc głównie w malutkim, wynajętym pokoju, zajmując się dopracowaniem pierwszej części swojego planu.

Wyjątkiem był ostatni wieczór. Chłopak opuścił gospodę, chcąc pożegnać się na jakiś czas ze stałym lądem. Udał się więc na orzeźwiający spacer. Nogi zaś zaprowadziły go prosto do ruin, które pokazał mu lata temu Jack. Sam nie wiedział dlaczego tam poszedł, chociaż musiał przyznać, że ów miejsce było wyjątkowo piękne oraz idealnie pasowało do jego melancholijnego nastroju, który mu towarzyszył. Porośnięte bluszczem ruiny, wspinały się dumnie poprzez dziko rosnące róże, zachwycając swoim nostalgicznym klimatem. Louis chłonął tę chwilę, ciesząc oczy niemalże bajkowym widokiem. Uznał, że Jack miał rację, to było jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Chociaż istniała szansa, że żaden z nich nie był w tej opinii zupełnie obiektywny.

Wbrew sobie Louis pozwolił powrócić wspomnieniom. Do tego co było. Do ludzi, których poznał te dwa lata temu. I choć poprzednia wyprawa nie należała do najłatwiejszych, niczego nie żałował. Tamte wydarzenia zmieniły go bezpowrotnie i był temu wdzięczny. W pewnym sensie pozwoliło mu to dojrzeć. Zupełnie inaczej patrzył na pewne rzeczy oraz wzbogacił się o uczucia, o które się nie posądzał. Wiedział, że te doświadczenia zostaną z nim już na zawsze. Spędził tamten wieczór samotnie, wracając do gospody około północy.

***

Wstał wczesnym rankiem, nie widząc powodu, by odwlekać swoje pojawienie się na statku. Zebrał wszystko co potrzebne, po czym żwawym krokiem ruszył na przystań. Okręt Jacka wyglądał imponująco na tle pozostałych statków. Był znacznie okazalszy i bardziej bogato zdobiony. Generalnie zmiana statku zaskoczyła Louisa. Był przekonany, że pirat kochał poprzednią łajbę. Wzbudziło to jego ciekawość. Czy mężczyzna wymienił łajbę z przymusu, czy może pchnęło go do tego ciążące złoto pod pokładem? Tak czy inaczej, zamierzał o to zapytać. Jeśli nie Jacka, to kogoś ze swoich starych znajomych, którzy z reguły byli bardziej rozmowni od ich kapitana.

Przeszedłszy wzdłuż portu, postawił ostatnie kroki na stałym lądzie, zaraz przechodząc na statek za pomocą drewnianej kładki. Na moment przystanął, wypuszczając ciężko powietrze z płuc i kładąc swoje bagaże na pokładzie. Nie mógł uwierzyć, że znowu wybierał się w tak długą podróż na morzu. Ów świadomość podniecała go, ale również i wzbudziła niewielki niepokój. Wiedział, że będzie niebezpiecznie. Zawsze tak było, gdy stawka była wysoka.

- Louis!!! - Usłyszał gdzieś z góry. Mimowolnie nieco podskoczył w miejscu, zaraz zerkając ku źródłu hałasu. Okazało się, że był to James, który w zastraszającym tempie zbliżał się do jego osoby. Nim Louis zdążył w ogóle zareagować, ten już rzucił mu się w ramiona.

- James! - zawołał więc, pozwalając sobie uścisnąć przyjaciela. - Kopę lat - stwierdził, uśmiechając się szeroko do blondyna.

- W życiu bym nie pomyślał, że to o tobie wszyscy dyskutują na statku - przyznał James, przyglądając się mu uważnie. - Coś ty zrobił ze swoimi czarnymi włosami?

- To bardzo długa i przewrotna historia - zaśmiał się Lou. - Ale na pewno o niej opowiem przy najbliższej okazji - zapewnił, przerzucając spojrzenie na drugiego z panów. Był to bardzo rosły młody chłopak, który szczerzył się do niego jak głupi. Otworzył więc usta, chcąc zapytać czego od niego chciał, lecz nim to zrobił, rozpoznał w nim...

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz