ROZDZIAŁ 6

389 71 26
                                    

Po całej nocy czuwania, Jack postanowił wrócić do siebie dopiero około szóstej rano. Nim jednak wszedł do swojej kajuty, na pokład wyłonił się Morris z kubkiem wody i delikatnymi sińcami pod ciemnymi oczami. Najwidoczniej okazało się, że mężczyzna również wypił więcej niż powinien, czego tak samo jak Jack, kompletnie się nie spodziewał. Blondyn podejrzewał, że reszta mężczyzn, która poprzedniego wieczora z nimi piła, nie pojawi się na pokładzie wcześniej, jak w południe.

– Louis mało wypił. Jak będziesz potrzebował pomocy, idź go obudź – podsunął Jack przyjacielowi, samemu zamierzając nieco odpocząć. Przeciągnął się przy tym dokładnie, zaraz rozmasowując spięty kark.

– Na pewno będzie zachwycony – zaśmiał się brunet.

– Tego nie powiedziałem. Ale może też się na coś przydać. To jego wyprawa – zauważył Jack, zaraz zamykając się w swoich czterech ścianach, gdy tylko Morris przybrał minę, jakby chciał o czymś porozmawiać.

Mimo wszystko Jack nie zamierzał przespać całego dnia. Nocne, zimne powietrze pozwoliło mu dość szybko wytrzeźwieć i dojść do siebie. Nie odczuwał tak bardzo skutków wczorajszego pijaństwa, mimo że wypił więcej niż na ogół zwykł. Przynajmniej nie odczuwał tych fizycznych. Miał całą noc by przemyśleć i ustosunkować się do tego co zrobił. A raczej do tego, co zrobili. Postanowił jednak, pewnie po chamsku, zignorować całe zdarzenie. Wszak co innego mógł zrobić, gdy było już po wszystkim? Poza tym, tylko się pocałowali. To przecież nic nie znaczyło.

Po krótkiej drzemce, na pokład wyszedł koło ósmej. Zjadł śniadanie, zapełniając pusty żołądek, po czym zajął się się swoimi codziennymi obowiązkami. W międzyczasie musiał znaleźć zajęcie swoim podwładnym, a także rozdzielić dwójkę z nich, gdy ci sięgnęli po miecze. Dawniej pozwalał załatwiać mężczyznom niezgody między sobą, niemniej jakiś czas temu stwierdził, że nie chce niepotrzebnych burd na swoim statku. Wolał trzymać wszystkich krótko, by ci znali swoje miejsce i zbytnio się nie wychylali przed szereg. A że był kapitanem, czasem wystarczyło, że tylko krzywo spojrzał. Jakby nie patrzeć, nikt nie chciał być w sytuacji, w której to on wyciągnąłby przeciwko niemu swój miecz, chcąc doprowadzić awanturnika do porządku bądź wyciągnąć konsekwencje zgodnie z pirackim kodeksem.

– Mamy dość intensywny dzień, jak na dziesiątą – zauważył Morris, gdy Jack stanął obok niego, opierając szerokie plecy o barierkę.

– Nawet mi nie mów – westchnął tylko blondyn, przeczesując włosy palcami i odchylając mocniej swoje ciało w tył. – Już zaczynają się nudzić.

– Dawno nic się nie działo. Chwilę siedzieliśmy na Tortudze, a teraz pływamy w tę i z powrotem. Nie ma się im co dziwić – mruknął brunet.

– Proponujesz coś?

– Sam nie wiem. Możemy płynąć bliżej lądu. Przy odrobinie szczęścia trafi nam się jakiś statek pasażerski, a jeśli nie...

– A jeśli nie, to i tak będą mieli rozrywkę – dokończył Jack. – Ostatnio na Tortudze dużo płacą za przyprawy.

– Chce ci się bawić w handel? – zdziwił się Morris.

– Mi nie, ale może tobie? – zaśmiał się blondyn. – Znasz się na tym – przypomniał, tym samym nawiązując do poprzedniego zajęcia swojego najlepszego pirata.

– Sam nie wiem. Z drugiej, ostatnio częściej trafiamy na statki transportowe niż na pasażerskie. Dobrze by było coś z tego mieć – pomyślał głośno. – Ale Wielki Diabeł Morski handlarzem?

– Nie podpinaj mnie pod to. – Jack pokręcił z rozbawieniem głową. – Jesteś Wielki Bossman Morris. Sam się tym zajmij.

– Musielibyśmy częściej bywać na Tortudze – zauważył.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz