ROZDZIAŁ 27

357 60 66
                                    

Jack nie zasnął. Oczywiście, że nie. Byli w obcym miejscu, bez broni, wśród zagrażających im ludzi. I chociaż blondyn przeczuwał, że ci raczej nie zrobią im krzywdy, nie byłby w stanie zapaść w głęboki, regenerujący sen. Udało mu się jednak nieco odprężyć i chyba nawet na chwilę zdrzemnąć. Przez większość nocy jednak słyszał i czuł jak Louis wierci się obok w łóżku. Fakt, że Jack poznał prawdę sprawił, że Louis czuł się niespokojny. Wszystko zaczęło się komplikować w tak dużym stopniu, że przestał mieć nad czymkolwiek kontrolę. Przerażało go to. W zasadzie to nie był pewien czy w ogóle udało mu się zasnąć. Miał wrażenie, że przeleżał całą noc aż do momentu, gdy w ich pokoju pojawiło się dwóch ludzi gór.

Jack od razu podniósł się do siadu. Bez ociągania Louis podążył jego śladem, w ciszy wysłuchawszy nieznanej mu mowy. Po geście mężczyzn byli w stanie wywnioskować, że kazali im za sobą iść. Szybko się ubrali i zabrawszy swoje rzeczy, ruszyli korytarzem prosto do komnaty Opiekunki. Ta siedziała w wielkim fotelu, paląc fajkę. Nawet nie poruszyła się, gdy weszli do pomieszczenia, w dalszym ciągu oddając się zadumie. Trwało to dobrych kilkanaście sekund.

– Połóż papier z zaklęciem w kręgu – poleciła Louisowi. Chłopak zmarszczył brwi, dopiero po czasie orientując się o co mogło chodzić kobiecie. Wygrzebał z torby kartkę z zapisanymi słowami w starym dialekcie beledorfiańskiego, a następnie położył go na podłodze w samym środku okręgu. Prócz wyrysowanego koła zakreślone były jakieś dziwne znaki, których Louis nie był w stanie odczytać. Wokół okręgu stało równo ułożonych pięć czarnych świec.

– Do czego to? – zapytał, odchodząc parę kroków w tył, by lepiej przyjrzeć się rysunkowi.

– Nie udawaj głupiego. Przecież wiesz – odparła kobieta. – Odsuń się i nie przeszkadzaj – przegnała następnie Louisa, przerzucając z swój wzrok na stojącego z tyłu Jacka. – No dobra, mało czasu. Siadaj tam. – Wskazała na wyrysowany okrąg.

– Ja? – zapytał Jack z zaskoczoną miną, pokazując na siebie palcem.

– Drugi głupiego udaje. Ruszaj się – ponagliła go, uderzając laską w pośladki blondyna.

– Może po prostu jestem? – mruknął Jack bardziej do siebie, siadając we wskazane przez staruszkę miejsce.

– Może jesteś – przytaknęła kobieta, podchodząc do dużego regału wypełnionego po brzegi naczyniami z jakimiś przeróżnymi płynami i mazidłami. Mamrocząc coś pod nosem zaczęła przeglądać słoje i wąchać ich zawartość. – O, może się nadać – bąknęła, po czym wróciła do pirata. Zanurzyła kciuk w pomarańczowym proszku, by zaraz zrobić poziomą kreskę na czole Jacka, zostawiając jaskrawy ślad.

– Te napisy... – zaczęła, zerkając na kartkę. – to pradawne słowa. Przy odpowiednim przygotowaniu, potrafią przywołać wizje. Wizja jednak dla każdego człowieka jest różna, w zależności czego ten najbardziej pragnie ujrzeć – wyjaśniła. – I teraz bardzo ważna rzecz – zwróciła się do blondyna, patrząc na niego z powagą. – Jeżeli nie dotrzecie w przeciągu dwudziestu trzech dni do źródła, twój towarzysz utraci swoją duszę bezpowrotnie, a z nią swoje życie. Jeśli chcesz go ocalić, musisz pragnąć zobaczyć dalszą drogę w swojej wizji. On jej nie zobaczy, bo nie tego chce tak naprawdę – powiedziała, uciszając Louisa gestem ręki, gdyż ten próbował jej przerwać. – Czego teraz najbardziej pragniesz Jack? Ocalić go? Utrzymać przy życiu niezależnie od ceny? – padło pytanie z ust kobiety. Jack jednak nie musiał się zastanawiać nawet sekundy. Odpowiedź była tak oczywista, jak tylko mogła. Chciał uratować Louisa. Tylko tyle i aż tyle. Niemniej nie miał pojęcia czy samo to uczucie wystarczy. Odezwał więc się na głos.

– Chcę poznać drogę do źródła, by ocalić Louisa – oznajmił więc i... Nic się nie wydarzyło. A przynajmniej nie od razu. Nie miał pojęcia czy ktokolwiek poza nim doznał podobnego zjawiska, jednak w tej odgrodzonej od życia grocie, poczuł na swojej skórze, jak przez grube futro uderza w niego ciepły podmuch powietrza. W następnej chwili mocno zapulsowało mu w głowie, sprawiając, że przez ból, zamknął oczy. To wtedy napływające obrazy niespodziewanie w niego uderzyły. Było ich wiele. Jeden po drugim. Miał wrażenie, jakby przemieszczał się z ogromną prędkością. Ocean, słońce, gwiazdy, góry, skały, mała wyspa, grota, statki, tunele i podziemne jezioro. Nieduże, otoczone kryształami wyrastającymi ze ścian, sklepienia i podłoża. Mieniąca się woda, odbijająca światło księżyca. Wyglądała jak zaczarowana. Jack już sam nie wiedział czy to co widział było prawdą, czy zmieszało się z jego wyobraźnią. Chciał odnaleźć magiczne źródło, by ocalić Louisa. Czy jednak naprawdę wyglądało ono tak, jakim je właśnie widział?

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz