Jack nie zasnął. Oczywiście, że nie. Byli w obcym miejscu, bez broni, wśród zagrażających im ludzi. I chociaż blondyn przeczuwał, że ci raczej nie zrobią im krzywdy, nie byłby w stanie zapaść w głęboki, regenerujący sen. Udało mu się jednak nieco odprężyć i chyba nawet na chwilę zdrzemnąć. Przez większość nocy jednak słyszał i czuł jak Louis wierci się obok w łóżku. Fakt, że Jack poznał prawdę sprawił, że Louis czuł się niespokojny. Wszystko zaczęło się komplikować w tak dużym stopniu, że przestał mieć nad czymkolwiek kontrolę. Przerażało go to. W zasadzie to nie był pewien czy w ogóle udało mu się zasnąć. Miał wrażenie, że przeleżał całą noc aż do momentu, gdy w ich pokoju pojawiło się dwóch ludzi gór.
Jack od razu podniósł się do siadu. Bez ociągania Louis podążył jego śladem, w ciszy wysłuchawszy nieznanej mu mowy. Po geście mężczyzn byli w stanie wywnioskować, że kazali im za sobą iść. Szybko się ubrali i zabrawszy swoje rzeczy, ruszyli korytarzem prosto do komnaty Opiekunki. Ta siedziała w wielkim fotelu, paląc fajkę. Nawet nie poruszyła się, gdy weszli do pomieszczenia, w dalszym ciągu oddając się zadumie. Trwało to dobrych kilkanaście sekund.
– Połóż papier z zaklęciem w kręgu – poleciła Louisowi. Chłopak zmarszczył brwi, dopiero po czasie orientując się o co mogło chodzić kobiecie. Wygrzebał z torby kartkę z zapisanymi słowami w starym dialekcie beledorfiańskiego, a następnie położył go na podłodze w samym środku okręgu. Prócz wyrysowanego koła zakreślone były jakieś dziwne znaki, których Louis nie był w stanie odczytać. Wokół okręgu stało równo ułożonych pięć czarnych świec.
– Do czego to? – zapytał, odchodząc parę kroków w tył, by lepiej przyjrzeć się rysunkowi.
– Nie udawaj głupiego. Przecież wiesz – odparła kobieta. – Odsuń się i nie przeszkadzaj – przegnała następnie Louisa, przerzucając z swój wzrok na stojącego z tyłu Jacka. – No dobra, mało czasu. Siadaj tam. – Wskazała na wyrysowany okrąg.
– Ja? – zapytał Jack z zaskoczoną miną, pokazując na siebie palcem.
– Drugi głupiego udaje. Ruszaj się – ponagliła go, uderzając laską w pośladki blondyna.
– Może po prostu jestem? – mruknął Jack bardziej do siebie, siadając we wskazane przez staruszkę miejsce.
– Może jesteś – przytaknęła kobieta, podchodząc do dużego regału wypełnionego po brzegi naczyniami z jakimiś przeróżnymi płynami i mazidłami. Mamrocząc coś pod nosem zaczęła przeglądać słoje i wąchać ich zawartość. – O, może się nadać – bąknęła, po czym wróciła do pirata. Zanurzyła kciuk w pomarańczowym proszku, by zaraz zrobić poziomą kreskę na czole Jacka, zostawiając jaskrawy ślad.
– Te napisy... – zaczęła, zerkając na kartkę. – to pradawne słowa. Przy odpowiednim przygotowaniu, potrafią przywołać wizje. Wizja jednak dla każdego człowieka jest różna, w zależności czego ten najbardziej pragnie ujrzeć – wyjaśniła. – I teraz bardzo ważna rzecz – zwróciła się do blondyna, patrząc na niego z powagą. – Jeżeli nie dotrzecie w przeciągu dwudziestu trzech dni do źródła, twój towarzysz utraci swoją duszę bezpowrotnie, a z nią swoje życie. Jeśli chcesz go ocalić, musisz pragnąć zobaczyć dalszą drogę w swojej wizji. On jej nie zobaczy, bo nie tego chce tak naprawdę – powiedziała, uciszając Louisa gestem ręki, gdyż ten próbował jej przerwać. – Czego teraz najbardziej pragniesz Jack? Ocalić go? Utrzymać przy życiu niezależnie od ceny? – padło pytanie z ust kobiety. Jack jednak nie musiał się zastanawiać nawet sekundy. Odpowiedź była tak oczywista, jak tylko mogła. Chciał uratować Louisa. Tylko tyle i aż tyle. Niemniej nie miał pojęcia czy samo to uczucie wystarczy. Odezwał więc się na głos.
– Chcę poznać drogę do źródła, by ocalić Louisa – oznajmił więc i... Nic się nie wydarzyło. A przynajmniej nie od razu. Nie miał pojęcia czy ktokolwiek poza nim doznał podobnego zjawiska, jednak w tej odgrodzonej od życia grocie, poczuł na swojej skórze, jak przez grube futro uderza w niego ciepły podmuch powietrza. W następnej chwili mocno zapulsowało mu w głowie, sprawiając, że przez ból, zamknął oczy. To wtedy napływające obrazy niespodziewanie w niego uderzyły. Było ich wiele. Jeden po drugim. Miał wrażenie, jakby przemieszczał się z ogromną prędkością. Ocean, słońce, gwiazdy, góry, skały, mała wyspa, grota, statki, tunele i podziemne jezioro. Nieduże, otoczone kryształami wyrastającymi ze ścian, sklepienia i podłoża. Mieniąca się woda, odbijająca światło księżyca. Wyglądała jak zaczarowana. Jack już sam nie wiedział czy to co widział było prawdą, czy zmieszało się z jego wyobraźnią. Chciał odnaleźć magiczne źródło, by ocalić Louisa. Czy jednak naprawdę wyglądało ono tak, jakim je właśnie widział?
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...