Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Lekko uchyliłaś powieki. Ciągle było ci słabo przez te leki, jakie zapodała ci lekarka, czy może szok spowodowany tym, że miałaś wbite szkło w brzuch. Najbardziej jednak przejęłaś się stanem zdrowia swoich kolegów. Dlatego jak ożywiona spowrotem wstałaś ze swojego łóżka i wyszłaś ze swojego...namiotu ?
Zdziwiłaś się, ale szybko odrzuciłaś tę myśl.
Problem był taki, że nie wiedziałaś, gdzie masz iść. Złapałaś się za bolący brzuch i osunęłaś się na ziemię. Zamrugałaś parę razy i wróciłaś do szukania Leyly oraz sprawcy tego całego ambarasu- Brandona.
Jednak byłaś tak zdziwiona kulturą innego klanu, że nie zauważyłaś stojącego dosłownie dwa metry od ciebie chłopaka.- Co ty robisz ?.- zapytał.
- Stoję ?.- odpowiedziałaś pytaniem na pytanie.
- A powinnaś leżeć.- zaczął do ciebie podchodzić.
- Pójdę, kiedy odwiedzę moich znajomych.- cofnęłaś się.
- Masz na myśli tych nieudaczników ?
Zanim zdążył się zaśmiać wyminęłaś go i wykręciłaś mu rękę.
- Jedynym nieudaczkiem jesteś ty. Nie waż się tak o nich mówić bo inaczej nie tylko to ci wykręcę.- warknęłaś.
- Oh, jaka waleczna.- zaśmiał się.
Mocniej ścisnęłaś jego ramię.
- Gadaj zdrów, chuju.- powaliłaś go.- Jeszcze jedno słowo...
- Te "jeszcze jedno słowo" należy do mnie.- wstał, bardzo powoli, pokazując swoją dobrze wyglądającą sylwetkę.- Jestem synem wodza klanu Metkayina, więc masz mnie traktować z szacunkiem.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć.- odpowiedziałaś.- Więc pokaż to, a może się coś zmieni.
- Zasłużyć ?
- Owszem, mam ci przeliterować czy może nie jesteś taki głupi ?
- O ty mała...
- Dokończ, jestem bardzo ciekawa, jakie sobie zdanie u ciebie wyrobiłam. A, nie czekaj! Gówno mnie to obchodzi.
Wyminęłaś go i poszłaś szukać swoich znajomych.
Źle, chciałaś poszukać swoich znajomych. Upadłaś, bo znowu poczułaś nieprzyjemny ból. Przed tobą pojawiły się mroczki, a twoja ręka, którą dotykałaś swój brzuch zmieniła kolor na czerwony. Przeklnęłaś głośno.- I widzisz idiotko, co się z tobą dzieje ?.- chłopak, z którym przed chwilą się pokłóciłaś wziął cię za rękę, a następnie na ręce.
- Co ty robisz ? Odwal się.- warknęłaś.
- Pięknę podziękowania.- uśmiechnął się złośliwie.- Idziemy do twoich przyjaciół.
- Już nie "nieudacznicy".- zapytałaś.
- Już nie.
- Ale bipolar z ciebie.- zaśmiałaś się.
Nic nie odpowiedział. Jedynie szedł w tylko jemu znaną stronę.
Zbliżaliście się do tłumu, który był dość spory. Zamknęłaś oczy, bo nie chciałaś widzieć ciekawskich min w swoją stronę.- Zaczęła mocniej krwawić.- powiedział.- Trzeba ją jeszcze raz opatrzeć, ojcze.
- [T.I] ?
Nie otworzyłaś oczu, chodź wiedziałaś, że głos, który wypowiedział twoje imię należał do miłości twojego życia.
- Ogarnij się. Nie widzisz, że krwawi ?
- Co dokładnie jej się stało ?
- Ochroniła tych dwóch. A sama oberwała szkłem. Jak to się stało ? Nie wiem, najwidoczniej helikopter nie był dobrze sprawdzony. I po prostu nie wytrzymał.
- Albo istnieje taki ktoś jak Brandon, który przynosi pecha, jeśli chodzi o latanie helikopterem.- odezwała się twoja przyjaciółka.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy.
- Ale kto powiedział, że temat jest skończony ?
- Dobra stop. Musimy ją opatrzeć.- warknął chłopak, który cię ciągle trzymał.
- W takim razie mi ją oddaj.- powiedział stanowczo Neteyam.
Otworzyłaś powieki.
- Neteyam ?.- zapytałaś.
- Tak, carissime.- uśmiechnął się lekko i złapał cię za ramiona, a na końcu pojawiłaś się w jego ramiona.
Wtedy położył cię na czymś miękkim, a tobą zajęła się kobieta.- Przyjdę do ciebie.- powiedział, kiedy kobieta go wygoniła.
Na koniec posłał ci swój uśmiech, który tak bardzo kochałaś.No witam!
Mówiłam, że nie będzie rozdziałów, ale nie mogłam się powstrzymać haha
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
CZYTASZ
Heartless | Avatar 2: Istota Wody
Fanfiction"- Masz rację, Neteyam. Jestem bez serca, ponieważ oddałam je dla Pandory" ~ Neteyam x Fem! Reader