Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Byliśmy zbyt młodzi by zrozumieć czym jest miłość. A kiedy już ją poznaliśmy, było za późno na jej ratowanie.
Na ratowanie nas.Ciągle bolała cię głowa. Neteyam wykorzystał chyba całą twoją energię jak i cierpliwość. Leżałaś na łóżku, wpatrując się w sufit i rozmyślając o tym, co zrobić.
Byłaś robita i nie wiedziałaś co robić.Schowałaś twarz w dłoniach, nadmiernie myśląc o planie, który właśnie teraz obmyślałaś.
Straciłaś broń.
Masz ojca, którego wolałabyś nie mieć.
I przede wszystkim zdrada.
Zdrada klanu, twojej miłości oraz przyjaciół. Nie wiedziałaś co czuć.- Żyjesz ?.- zapytał twój ojciec.
- Jeszcze.- mruknęłaś, wstając ze swojego łóżka.
- Cieszę się, ponieważ czeka cię dzisiaj wielki dzień.
- Boję się już spytać dlaczego.- uśmiechnęłaś się.
- Chciałbym zobaczyć twoje kompetencje.
- Kompetencje? Możesz mi wierzyć na słowo, że nie mam sobie równych w strzelaniu z broni.
- Oh, w to nie wątpię. Dlatego chciałbym zobaczyć, co takiego umiesz.
Uniosłaś jedną brew do góry.
Wyzwanie przyjętę.- Dobra, ale nie strzelę, gdy nie mam swojej szczęśliwej broni.
- Oczywiście.
Wyciągnął ze swojej kieszeni twoją broń. Idealnie czarną z twoim imieniem.
- Dziękuję.- uśmiechnęłaś się, wyciągając ręcę, aby ją zabrać.
Nacisnęłaś spust i strzeliłaś tusz obok głowy swojego ojca.- Działa.- Już się wystraszyłem, że chcesz mnie zastrzelić.
Mało brakowało.
~
Wrzucili cię do jakiejś sali. Było ciemno, a światło migało ją opętanę. Przeszedł cię dreszcz, kiedy usłyszałaś śmiechy. Armia Milesa przyglądała mi się bezwstydnie. Jak jakiejś przynęcie, która ma zaraz zostać zjedzona.
Światła w końcu zostały włączone, a twoim oczom ukazały się trzy tarcze. Podniosłaś jedną brew w górę, a następnie spojrzałaś ukradkiem na swojego ojca, wpatrującego się w ciebie z fascynacją.
- Włączyć cele.
I wtedy tarcze zaczęły się kręcić. Tak szybko, jak tornado. Nie byłaś w stanie zapanować wzrokiem nad ich szybkością.
To było dziwne. Pierwszy raz poczułaś się tak...zagubiona.Zamknęłaś jednak oczy, wiedząc, że musisz się uspokoić. Wyciągnęłaś powoli broń, którą wcześniej wsadziłaś do kieszeni spodni. Naciągnęłaś spust, a potem...
Potem już czułaś się jak ryba w wodzie.
Byłaś zwinna, szybka, władałaś bronią, jakby była twoim największym sprzymierzeńcem. Podczas wojen lub treningów stawałaś się demonem wojny, brutalności.
Tak było również w tym wypadku. Tak bardzo wczułaś się w posiadanie broni, że tarcze były rozwalone do najmniejszesz drzazgi. Oddychałaś ciężko, a twoje ciało błagało, aby w końcu się położyć."Neteyam..."- pomyślałaś.
"Jestem tu"
- To jest moja córka!.- zawołał Quaritch.
~
"Halo, [T.I]! Jesteś ? Proszę, odpowiedz mi"
- Neteyam...?.- zapytałaś, ciągłym bólem ciała.- Ile ja...ile ja tak śpię ?
"Cały dzień i połowę nocy. Jest piąta nad ranem. Jak się czujesz ? Wszystko dobrze ?"
- Czy ty cały czas nade mną czuwasz ?.- zapytałaś zmęczona.
"Tak, od momentu w którym powiedziałaś moje imię"
- Proszę cię, odpocznij. Musisz się przygotować na wojnę. To będzie...masakra.
"Nie zostawię cię"
- Dlaczego ?
"Bo dla mnie nasza miłość jest ponad wszystko"
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Ale jeszcze mem:Przepraszam, ale z tego ryje xdd
CZYTASZ
Heartless | Avatar 2: Istota Wody
Fanfiction"- Masz rację, Neteyam. Jestem bez serca, ponieważ oddałam je dla Pandory" ~ Neteyam x Fem! Reader