Tonego rozłożyło

908 12 4
                                    

Shane pov:
O 11 obudziła mnie Hailie
- Czemu mnie budzisz?
- zrobiłam ci śniadanie.
- A ty zjadłaś?
- tak.
- która godzina?
- 11
Usiadłem i wziąłem od Hailie talerz z śniadaniem, podziękowałem i zacząłem jeść. Zjadłem jak zawsze w prędkości światła. Odstawiłem pusty talerz na szafkę nocną i poszedłem się ogarnąć do łazienki, wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby, ułożyłem włosy i się ubrałem. Była już 11.40 więc poszedłem do Tonego, zobaczyłem że jeszcze śpi, zmierzyłem mu temperaturę, miał 39.7° więc wyjołem mu tabletki które ma wziąć jak wstanie. Napisałem mu SMS " Weź tabletki, już ci wyjąłem, leżą na szafce nocnej" wyszedłem z pokoju brata i poszedłem na siłownie. Tak jak myślałem był tam Dylan, biegał na bieżni. Też wszedłem na bieżnie i zacząłem biegać, przez 5 minut była totalna cisza. Aż Dylan stwierdził że ją przerwie.
- Jak Tony?
- Rozłożyło go na maxa.
- a zaczęło się tak niewinnie.
- No ale to tylko w szpitalu. Jak jechaliśmy to zasnął,w domu już miał gorączkę a teraz to 39° tabletki mało co pomagają.
- a śpi jeszcze?
- Chyba tak a co?
- chciałem go przeprosić za wczoraj.
- jak skończysz trening to do niego zajżyj.
- okej. Będziesz mnie asekurował bo chce trochę powyciskać ale nie wiem czy dam radę.
- No mogę.
- Dzięki
Zeszliśmy z bieżni i poszliśmy do ławki. Dylan jak narazie chciał wyciskać sam gryf, wycisnął go na luzie stwierdziłem że też sobie powyciskam, sam gryf wycisnąłem na luzie. Potem włożyłem 10kg więc już włącznie było 20 bo gryf waży 10kg. Dylan wycisnął na luzie ja wsumie też. Dokładałem po 10kg obaj wyciskaliśmy z przysłowiowym palcem w dupie. Ja wycisnąłem 95kg próbowałem 100 ale nie dałem rady. Dylan wycisnął 110kg. Teraz dokładaliśmy po 5 kg. Do wyciśnięcia było już 135kg. Tego Dylan już nie wycisnął musiałem mu pomóc podnieść. Skończyliśmy trening o 13, poszliśmy do swoich pokoji. Wziąłem prysznic i poszedłem do Tonego.
Zapukałem do drzwi.
- Kto! - krzyknął zachrypnięty
- Shane
- wejdź
- Wziąłeś leki?
- Ta.
- a o której wstałeś?
- Ok. 12.30
- To se posłałeś.
- Mhm
- był ktoś u ciebie?
- z tego co wiem to Młoda, bo już nie spałem.
- zmierzyć ci temperature?
- jak chcesz- wziąłem termometr i zmierzyłem mu temperaturę. Termometr wstazywal 38.8°.
- 38.8°
- boże.
-  I tak jest lepiej. Jak u ciebie byłem przed 12 to miałeś 39.7°
- Ok.
- Ja idę powiedzieć Vincentowi, bo puki co to on nic nie wie.
- okej.
Wyszedłem od brata i udałem się w stronę gabinetu Vinca. Zapukałem i po usłyszeniu zaproszenia, wszedłem do środka.
- Tak Shane?
- Przyszedłem ci powiedzieć co z Tonym.
- to co z nim?
- 38.8° gorączki, boli go gardło i głowa.
- wziął leki?
- Tak dałem mu już w nocy, i ok. 30 minut temu.
- to dobrze, później do niego zajże.
- okej
- O 16 jedziemy do Willa.
- Ja zostanę z Tonym.
- jak chcesz ale Monty może z nim zostać.
- to Monty przyjeżdza?
- Tak. Gdzieś o 14 będzie.
- ok. Wsumie to tylko przyszedłem ci to powiedzieć. To ja już idę.
- okej.
Wyszedłem z gabinetu i poszedłem do kuchni po coś słodkiego lub chipsy. Wziąłem chipsy i rozsiadłem się na kanapie. Włączyłem jakiś serial i zacząłem oglądać. Chwilę po 14 zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podszedłem do drzwi i zobaczyłem Montiego, otworzyłem je i prawie od razu Monty się ze mną witał. Ja wróciłem na kanapę i oglądałem dalej.
O 15 poszedłem do Tonego zapukałem do drzwi.
- Shane?
- tak, mogę?
- mhm- wszedłem do środka
- jak się czujesz?
- Chujowo.
- A jest trochę lepiej czy nie?
- nie
- A był ktoś u ciebie?
- Vincent, pytał jak się czuje i wogule.
- coś tam mówił że przyjdzie do ciebie zobaczyć.
- Spoko
- A Dylan był?
- ta, był
- przyszedł przeprosić?
- tak. Chyba z 15 minut mnie przepraszał.
- Wiesz Dylan jest dosyć impulsywny i najpierw robi potem myśli. A później sobie uświadamia że zrobił źle.
- wiem. Nic na to nie poradzimy.
-  niestety nie. A był u ciebie Monty?
-  to on przyjechał?
- no przyjechał. I zostaje z tobą bo my jedziemy       
  do Willa.
- spoko. A o której jedziecie?
- o 15.30 albo 16.
- Okej. - po tych słowach złapał się za głowę i zmrużył oczy.
- Głowa?
- ta zaraz mi chyba pęknie.
- zmierzę ci temperaturę.
- mhm
- weź ręce z czoła.
- już.- powiedział i walnął głowę na łóżko. Gdy już to zrobił zmierzyłem mu temperaturę.
- 39° nic ci nie spada.
- japierdole- westchnął Tony
- Weź te tabletki,syrop i się prześpij a jakby coś się działo to wołaj Montiego.
- okej.- podałem mu 3 tabletki i odkręconą butelkę wody.
- dzięki.
- Jeszcze syrop.
- okej.- odmierzyłem odpowiedniął ilość syropu.
- otwórz buzię.- Tony rozchylił usta a ja wlałem mu zawartość strzykawki do buzi. Tony się trochę skrzywił ale połknął syrop.
- Fuj, jakie to niedobre.
- A co ty myślałeś?
- że będzie dobry.
- to nie jest syrop dla dzieci.
- wiem.
- Przykryj się kołdrą i się prześpij.
- Dobra
- nara
- pa
Wyszedłem z pokoju i poszedłem się przebrać bo wyglądałem jak menel. Gdy się przebrałem poszedłem szukać Montiego, znalazłem go w jednym z pokoji gościnnych.
- Monty Zajmiesz się Shane'em?
- pewnie, tylko co mam mu dać za leki?
- Narazie żadne bo poszedł spać. Ale jak wstanie to zmierz mu temperaturę, jak będzie miał 38-39° to daj mu na zbicie gorączki, i syrop na gardło. Jak będzie narzekał że go głowa boli to daj mu 1 przeciwbólową, ale przed chwilą dostał jedną więc nie powinno być aż tak źle.
- Dobra, a ile tego syropu mu dać?
- całą strzykawkę. Wszystko jest u niego na stoliku nocnym, tylko weź butelkę wody bo mu się prawie skończyła.
- Dobra wezmę, a o której jedziecie?
- Jakoś za chwilę, idę na dół zobaczyć czy już są.
- dobra.
Poszedłem na dół, był tam tylko Dylan.
- A gdzie reszta?- zapytałem
- pewnie zaraz przyjdą.
- pewnie tak.- powiedziałem opadając na kanapę.
- Zmęczony?
- Nie, a jak ręka boli po wyciskaniu?
- lekko ale dam radę.
- a lekarz czasem ci nie mówił że jak cię będzie bolało to masz przyjechać?
- Mówił też, że jak przeciąże nadgarstek to będzie bolało ale to normalne.
- Czaje. Byłeś przeprosić Tonego?
- Tak byłem
- I co przyjął przeprosiny?
- Tak, raczej,
- Co powiedział?
- "Nie no spoko" i "Luz nic się nie stało"
- Czyli przyjął, nie masz czym się martwić.
- to dobrze.
Akurat po schodach zeszła Hailie z Vincentem.
- Chłopacy do auta- zawołał Vince
- Idziemy
Wstaliśmy z kanapy i poszliśmy na korytarz.
- Jedziemy na 2 auta czy 1
- 1
- czyli twoim?
- Dokładnie tak.
Poszliśmy do garażu i Dylan pognał do samochodu żeby usiąść na przednim fotelu.
Zajęliśmy swoje miejsca i wyjechaliśmy z garażu. Po 25 minutach byliśmy w szpitalu. Weszliśmy do środka i udaliśmy się w stronę sali gdzie przebywa Will.
- Siemka- przywitałem się z Willem
- Cześć-
Hailie podbiegła do Willa i go przytuliła na co on pocałował się w głowę. Wszyscy usiedliśmy i rozmawialiśmy.
- Jak się Tony czuje?
- Rozłożyło go - odezwał się Vince
- Co gorączka?
- Tak. Gorączka, katar, kaszel i boli go głowa.- powiedziałem
- to faktycznie go rozłożyło. A ktoś z nim został w domu?
- Tak, Monty.
- to dobrze.
- Gadałeś z Ojcem?
- Nie, jak dzwonił to miałem badania.
- To jak zadzwoni to odbierz, bo się martwi o ciebie.
- Odbiorę.
Gadaliśmy sobie jeszcze przez jakiś czas a do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry- przywitał się
- Dzień dobry - odezwał się Vince a my kiwneliśmy do lekarza głową.
- William jakoś na dniach będziesz mógł wyjść z szpitala.
- Dobrze.
- Przepisze ci leki które teraz dostajesz i musisz brać już do końca życia, musisz uważać bo teraz jesteś mniej odporny na choroby.
- Dobrze ale ja normalnie mam bardzo dobrą odporność więc nie powinno być źle.
- To dobrze, ale na początku proszę uważać najlepiej nie przebywać z osobą chorą.
- To będziemy mieli mały problem
- Jaki, jeśli mogę wiedzieć?
- Brat jest chory. Rozłożyło go
- To dla pewności może pan zostać w szpitalu aż brat wyzdrowieje.
- Dobrze.
- tylko to chciałem przekazać, Dowidzenia.
- Dowidzenia- powiedzieliśmy wszyscy.
Lekarz sobie poszedł a my wróciliśmy do rozmowy.
- Jak się dowiesz jakie leki musisz przyjmować to mi napisz, podjadę do apteki po nie.- powiedział Vincent
- Dobra, napisze ci.
Czas szybko zleciał i okazało się że jest 21, musieliśmy się już zbierać bo jutro idziemy do szkoły. Pożegnaliśmy się z Willem i poszliśmy do samochodu. Gdy chcieliśmy wyjeżdżać z pod szpitala do Vinca zadzwonił telefon ten odebrał i przez 5 minut rozmawiał. Gdy się rozłączył pojechaliśmy do domu. Gdy już tam dotarliśmy, rozeszliśmy się do swoich pokoji. Uszykowałem sobie rzeczy na jutro i spakowałem plecak. Poszedłem na chwilę do Tonego zobaczyłem że śpi, wziąłem jego telefon i wyłączyłem mu budzik, wyszedłem od niego i poszedłem do siebie. Zamknąłem się w łazience i przyszykowałem się do spania. O 22.30 położyłem się w łóżku i zasnąłem.

Rodzina Monet IG oraz Ich ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz