1 dzień w Tajlandii

522 11 5
                                    

Will pov:
Wstałem około 9, ogarnąłem się i ubrałem. Wziąłem leki i zszedłem na dół na śniadanie.W jadalni zastałem Cama i Hailie, przywitałem się i zacząłem robić sobie śniadanie. Gdy już je zrobiłem miałem mały problem bo nie miałem jak złapać talerz.
- Malutka albo Tato pomoże ktoś.
- Ja pomogę.- odezwała się malutka i wstała od stołu.
Usiadłem do stołu a malutka postawiła przedemną talerz.
- Dziękuję malutka.
- Nie ma za co.- powiedziała a ja przytuliłem. Po chwili ta wróciła na miejsce gdzie siedziała.
- Bez kawy?- zapytał Tata
- Nie mogę kawy.
- wziąłeś leki?- zapytała malutka
- Tak
Zazwyczaj po 30 minutach od wzięcia leków mam mroczki przed oczami i tak też się teraz stało. Gdy się zaczęły zasłoniłem oczy rękoma.
- Will wszystko dobrze?- zapytała zmartwiona Hailie
- Tak, Malutka spokojnie.
- Znowu masz mroczki?- zapytał Cam
- Tak. Zaraz przejdzie.
- Przejść przejdzie ale nie powinno tak być.
- co ja poradzę.
- Byłeś z tym u tego lekarza?
- Nie. Nie było kiedy.
- oj Willy.
- Przestanę brać te przeciwbólowe to miną.
- Will to nie koniecznie musi być od przeciwbólowych.
- co masz na myśli?
- Te mroczki mogą być od tych leków na serce. Może są za mocne dla ciebie.
- Może ale jak w szpitalu mi podawali to wszystko było dobrze.
- To nie wiem.
Po chwili mroczki ustały i wszystko było okej. Odkryłem oczy i podniosłem głowę, po chwili zacząłem spowrotem jeść.
- Wiecie może co z Vincentem?- zapytała Hailie
- pewnie śpi.- powiedział tata
- Jeszcze?
- późno się położył.
- Do której piliście? - zapytałem
- Do 2 jakoś.
- A co to był za chałas przed 3.
- jaki chałas?
- No przed 3 było coś jakby coś ciężkiego spadło albo ktoś.
- Aaaa to. Vincent nie trafił na schodek i spadł.
- Ale nic mu się nie stało?
- Nie wiem chyba nie. Ale dostał jakiejś głópawki, z 30 minut się śmiał.
- Coś tam było słychać.
O wilku mowa a akurat Vincent zszedł po schodach, masował sobie skronie, poszedł do kuchni i zrobił sobie kawę.
- Jak sie czujesz? - zapytałem
- Słabo.
- Co kaca masz?
- Mhm
- Było tyle pić?
- nie piłem dużo.
- Po tobie widać co innego. Bo ty akurat masz dobrą głowę do picia.
- Wiem. A pozatym jestem dorosły i sam za siebie będe decydował. Raz na jakiś czas mogę więcej wypić.
- Dobrze, spokojnie.
Akurat kawa Vinca się zrobiła, zabierając kubek z ekspresu syknął z bólu.
- Nadgarstek?- zapytał Tata
- Tak.
- Chodź tu i pokaż. - ten przyszedł i pokazał nadgarstek tacie.
- Spuchnięty.
- Od czego?
- Pewnie jak wczoraj zleciałeś po schodach.
- może.
Vincent został z tatą w jadalni a ja z Hailie poszliśmy. Po drodze do sypialni zajżałem do każdego z św. Trójcy. Dylan i Shane spali a tony leżał.
- Chcesz coś?- zapytał gdy stałem w drzwiach jego pokoju.
- Nie, przyszedłem zobaczyć czy śpisz.
- Ok.
- Jak się trzymasz co chlaniu wczoraj.
- Trochę mnie boli głowa ale przeżyję.
- Ile wczoraj wypiliście?
- 07 na trzech.
- a Vincent?- zapytałem
- chyba całą karafkę whisky, z tatą na pół.
- to nic dziwnego że teraz umiera.
- Aż tak?
- No. Ale obawiam się że któryś z was będzie musiał z nim jechać do szpitala.
- na chuj?
- ma spóchniety nadgarstek, wczoraj po pijaku się z schodów zpierniczył.
- Ogarnę się i go zawołam.
- Dobra.
Wyszedłem od Tonego i i poszedłem do siebie.
Tony pov:
Ogarnołem się i przyszykowałem sobie apteczkę i przeciwbólowe, napisałem do Vinca
*Wiadomości Tonego z Vincentem*
Tony:
Chodź na chwilę do mnie.
Vincent:
Okej.
*Koniec*
Po chwili Vince zjawił się u mnie w pokoju.
- Coś potrzebujesz?
- Nie, ale słyszałem że coś ci się stało w nadgarstek.
- Nic mi nie jest.
- Zamknij drzwi i pokaż ten nadgarstek.
- Tony nic mi nie jest.
- Japierdole. Will mówił że masz spuchnięty nadgarstek, pokaż i będzie z głowy, a jak sobie coś zrobiłeś to tylko zrobisz sobie większą krzywdę. I nie mów i teraz że nie potrzebujesz pomocy i że nic ci nie jest.
- Dobra niech ci będzie.
Vincent usiadł naprzeciwko mnie i wystawił do mnie ręke. Złapałem go powyżej nadgarstka
- Będzie bolało. - ostrzegłem Vincenta
- Przeżyje.
- Wiem. Postaraj się nie wyrywać tej ręki.
- Postaram się.
Zacząłem badać nadgarstek brata. Syczał z bólu ale się nie wyrywał.
- Poruszaj nadgarstkiem. - Ten to zrobił i syknął z bólu.
Spowrotem złapałem jego ręke i sam poruszyłem jego nadgarstkiem przed tym go ostrzegając. Potem kazałem mu poruszać palcami. Zrobił to bez problemu.
- Teraz ścisnij mi dłonie najpierw zdrową a potem tą 2, jak zacznie boleć to przestań.
- Dobrze.
Vincent to zrobił i ledwo co ścisnął mi dłoń. Na tym skończyłem moje "Badanie".
- Coś jeszcze cię boli oprócz tego nadgarstka?
- Oprócz tego że wszystkie mięśnie i głowa to nie.
- Serio pytam? Bo niby porządnie walnołeś na tych schodach.
- Ręka i bok ale tam sobie tylko przetarłem.
- Okej. Pokaż ten bok.- Vincent podniósł koszulkę do góry. Dosyć mocno świnie zdarł ten bok. Odkaziłem mu to i zakleiłem.
- A co z tym nadgarstkiem?- zapytał
- Zwichnięty.
- Czyli jedziemy do szpitala?
- Tak Zbieramy się i jedziemy.
- Ja tam jestem gotowy.
- Weź portfel i jakiś dokument.
- Wezmę. Idę po portfel i czekam na dole.
- dobra.
Vincent wyszedł z mojego pokoju ja zabrałem telefon, portfel i inne potrzebne rzeczy. Poszedłem na korytarz gdzie już czekał Vincent. Powiedzieliśmy tacie i pojechaliśmy do szpitala.
Po godzinie byliśmy w szpitalu. Prawie odrazu Vincenta przyjął lekarz. Powiedzieliśmy co się stało a ten zabrał Vincenta na badanie. Po 20 minutach Vincent przyszedł z nadgarstkiem w gipsie
- I jak? - zapytałem
- Dosyć poważne zwichnięcie ale udało się nastawić.
- całe szczęście że nie złamany.
Porozmawiałem z lekarzem i wróciliśmy do samochodu. Po drodze do domu wjechaliśmy do Mc coś zjeść. Bo obaj nie zjedliśmy śniadania. Zjedliśmy i wróciliśmy do domu. Ledwo weszliśmy a Cam już pyta
- I co wyszło?
- Zwichnięty. Nastawili i wsadzili w gips - Odpowiedziałem za Vincenta. Wiedziałem że boli go głowa i ma kaca więc nie chciał gadać.
- A ty co Vincey tak cicho siedzisz.
- Głowa mi pęka.
- To weź przeciwbólowe i się połóż.
- dobra
Vincent poszedł do siebie. Ja usiadłem z Tatą w salonie.
- Ty nie masz kaca? - zapytał ojciec
- Mam. Ale przyzwyczaiłem się i nie jest jakiś mocny.
- Okej.
- A ty?
- Głowa to mi pęka. - chwila ciszy
- Tato też zauważyłeś że Vincent jest blady.
- Tak. Ale może to od tego kaca.
- Może.
- Jedliście coś?
- Tak jak wracaliśmy wjechaliśmy do Mc.
- Dobrze.
- Rozmawiałeś z Vincentem?
- Nie. Wczoraj nie było jak bo i tak by pewnie nie pamiętał.
- racja
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i Tata poszedł do kuchni po picie, podczas naszej rozmowy wypił  1,5 litrową butelkę wody. W kuchni wziął przeciwbólową.
- Idę się położyć. Jakbyście coś chcieli to jestem u siebie.- powiedział i poszedł w stronę schodów
- Dobra.
Tata poszedł się położyć, ja siedziałem przez jakieś pół godziny w salonie. Stwierdziłem że pójde zobaczyć do Vinca, stałem z kanapy i podszedł do kuchni po butelkę wody i przeciwbólowe, teraz poszedłem pod pokój Vincenta zapukałem i otrzymałem ciche zaproszenie, wszedłem do środka i zastałem Vincenta w łóżku. Butelkę postawiłem mu na szafce nocnej.
- Jak się czujesz?- zapytałem
- Nadal źle
- Wymiotowałeś?
- Nie. A dlaczego pytasz?
- Bo blady jesteś. Wziąłeś te przeciwbólowe?
- Nie, zapomniałem
- A jak nadgarstek?
- Nadal boli, boli to za mało powiedziane.
- Co się dziwisz jak musiał ci nastawić.
- Wiedziałem że będzie bolało.
- Chcesz przeciwbólowe?
- Możesz dać.- wyjąłem tabletki z kieszeni i 1 dałem Vincentowi, odkręciłem mu wodę i ten wziął tabletkę i popił wodą.
- A ty jak się czujesz? - zapytał po chwili
- W miarę dobrze.
- a Dylan i Shane?
- Nawet nie wiem. Nie widziałem ich dzisiaj.
- To może idź do nich zobacz. Ja i tak idę spać.
- Dobra, jak coś to napisz.
- Dobra.
Wyszedłem od Vinca i poszedłem do Dylana, zapukałem do drzwi i usłyszałem zaproszenie, wszedłem do środka.
- Coś chcesz? - zapytał
- Nie
- to po co przyszedłeś?
- Zapytać jak się czujesz?
- Dobrze.
- Nie masz kaca?
- Nie. Po tym 07 na 3 osoby? 07 to ja sam muszę wychlać żeby mieć lekkiego kaca.
- Wsumie racja.
- wiesz może co to był za chałas po 2?
- Vince się wypierdolił na schodach po pijaku. A potem miał głupawkę przez 30 minut.
- nim mu się nie stało?
- Zwichnięty nadgarstek i zdarty bok.
- byliście w szpitalu?
- Tak.
Pogadaliśmy przez chwilę i poszedłem do Shane, wsumie to gadaliśmy o tym samym co ja z Dylanem. Poszedłem do siebie do pokoju i zacząłem rysować czas zleciał dosyć szybko bo gdy skończyłem rysować był obiad. Zszedłem na dół gdzie byli wszyscy jedliśmy obiad nagle Dylan z Shane'em się o coś pokłócili i zaczęli krzyczeć.
- chłopcy spokój.- upomniał ich tata
- Shane, Dylan nie krzyczcie i spokój
- Bo?
- Dylan nie pyskuj. I nie macie krzyczeć bo głowa mi pęka.- powiedział Vincent
- Mi też- przyznał Ojciec.
- No jezu dobra - odezwał się Shane
Reszta obiadu minęła w ciszy, zjedliśmy i rozeszliśmy się po domu. Nikt nic nie robił i w domu było cicho. Dopiero na kolacji wszyscy wyszli z swoich pokoji. Po kolacji rozeszliśmy się spowrotem do pokoji i spać.

Rodzina Monet IG oraz Ich ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz