Rozdział 3

11 3 0
                                    

Po ubraniu się i uporządkowaniu się do normalnego stanu, poszłam w stronę jego gabinetu. Szkoła jest już żywa i przepełniona uczniami. Przed drzwiami stanęłam. Wypuściłam powietrze z płuc i zapukałam. Usłyszałam głośne „Proszę" i weszłam.

Siedział za biurkiem i zdziwił się,że przyszłam samowolnie. Niepewnie usiadłam na krześle na przeciwko niego. Miał jak zawsze na twarzy swój piękny i idealny uśmiech.

— Więc? Co cię sprowadza do mnie?
— Zapytał się ze spokojnym głosem.

— ...Bo... Dzisiaj nagle dostałam jakieś znamię na ręce. — Ujrzałam jak zaciekawił się. Popatrzyłam sobie na nie niepewnie.

— Daj rękę. Popatrzę i sprawdzę czy jest niebezpieczne. — Popatrzyłam chwile w jego oczy i dałam mu swoją prawą rękę. Delikatnie ją ujął i sprawdzał z bliska. Ja natomiast czułam jak serce chyba się zatrzyma. Poczułam małe dreszcze i lekko zaróżowiły mi się policzki.

Po chwili puścił i się zastanawiał. Wstał z krzesła i podszedł do okna, z którego jest widok na fontannę na której wokół była żwirowa ścieżka, a koło dróżki czerwone róże i inne piękne kwiaty. Widać było także jak różne osoby przechodziły lub siedziały na ławkach lub na fontannie. Patrząc w okno mówił:

— Dostałaś znamię najprawdopodobniej od silnego maga. Niestety nie znam się na tych typu rzeczach, ale mój ojciec będzie mógł ci pomóc z wskazaniem tej osoby i może jak się uda, zniszczyć je bo może mieć jakieś negatywne skutki na tobie wyrządzić. — Skończył swój monolog. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Ktoś dał mi znamię i może zrobić mi coś złego.

Rozmyślając nie zauważyłam jak Rohini daje mi ręce na moje policzki. Przez to blisko widziałam jego twarz. Nie kontrolując, zarumieniłam się chyba jak burak, a moje serce przechodziła chyba kilkudziesiąty gwałt przez tego mężczyznę.

— Nie martw się. Zapewniam ci, że cie uchronię jakby coś złego miało się stać. — Pogłaskał mnie po policzku i promiennie się uśmiechnął. Nie wiedziałam jak na to zareagować. — Moja mała iskierka.

— Dlaczego nazwałeś mnie iskierką?!

— No co? W końcu jesteś jak iskierka od ognia. Niegroźna, a potrafiąca podpalić. — Nadal trzymał moją twarz, a coraz mocniej rumieniła się. — A także jesteś bardzo słodka. — Niespodziewanie pocałował mnie w czoło. Potem niewinnie się uśmiechnął i wrócił do swojego biurka.

Ja zawstydzona jak najszybciej wybiegłam z jego gabinetu i pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i dałam twarz w poduszkę. Czerwona jak burak, krzyczałam i waliłam nogami w łóżko. Po chwili uspokoiłam się. Jak teraz myśle inni musieli patrzeć na mnie jak na wariatkę. Oglądam swoje znamię i wzdycham.

— Dlaczego to mam. Mam nadzieje, że to jest niegroźne. — Mówię do siebie.

Nagle przypominam sobie i ważnej rzeczy. Mam lekcje! Aaa! Nie mogę znowu się spóźnić! Szybko pakuje to do torby książki i sprawdzam godzinę na zegarze, który jest na ścianie. O Ignis! Mam jeszcze 2 minuty! Musze szybko biegnąc!

~~~~•~~~~

Po chwili szybko wybiegłam i biegłam przez pół szkoły, żeby zdążyć. Gdy zadzwonił dzwonek prawie byłam pod sala i nagle zauważyłam profesora. Nie no! Znowu dostanę karę bo się spóźniłam! Szybkim krokiem dochodzę do klasy i widzę wzrok zielonookiego.

— Przepraszam za spóźnienie profesorze. — Mówię wyćwiczoną reguluje i idę do ławki z Alpane bo akurat jest wolno obok niej. Basanti siedział za Al z jakimś chłopakiem.

— Lolita. Kiedy skończysz się spóźniać na moje zajęcia? Powiesz mi? — Zrezygnowany mówi, odwracając się w stronę innych i mnie.

— Najprawdopodobniej to nigdy panie. Muszę o siebie dbać. — Odpowiadam dumnym głosem. Widzę jak wzdycha i kładzie rękę na czole.

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz