Rozdział 28

6 1 0
                                    

Ze złością odpycham ją. Bogini po chwili stoi prosto. Czułam ogromne zdenerwowanie do niej. Do innych bogów. Że nic nie robili. Przez nich ludzie będą umierać z powodu jakieś żądnej władzy bogini. Nie. Muszę się uspokoić. Próbuje mnie wyprowadzić z równowagi.

— Jesteś gotowa? — Uspokajam się.

— Myślałam, że będziesz mniej mówiła, a więcej robiła. — Ze sarkazmem odpowiadam. Widziałam małą zmianę w jej wyrazie twarzy. Przygotowuję się mentalnie i fizycznie na walkę. — Może w końcu zaczniemy?

— Jesteś taka porywacza. — Nagle rzuca ogniem. Nic innego się nie spodziewałam. Mimo, że zrobiłam unik na ziemie to i tak czułam gorąc ognia.

Szybko wstaje i podbiegłam do niej rzucam magią. Uchyla się i po chwili uderza mnie. To było mocne. Upadłam na ziemie. Jestem taka beznadziejna! Ona jest taka szybka.

— Co? Tylko tyle potrafisz? — Uśmiecha się. Wypowiada to takim władczym głosem. Próbuje wstać. Szybko idzie i uderza mnie w głowę nogą. Upadam. — Nie mogę uwierzyć, że jesteś moją córka. Jesteś taka słaba.

Jeszcze nie czas. Muszę poczekać.

Z trudnościami wstaje z trawy. Patrzę na nią. Przecieram ręką twarz. Widzę na niej krew. Pewnie to moja. Zaciskam ją w pieść.

— Czyli jeszcze masz siłę. Wspaniale. — Bez czekania uderzam ją w twarz. Upada. Teraz! Tempus zatrzymał czas. Szybko znowu uderzam i trzymam ją. Po 7 sekundach czas znowu rusza. Dziękuje...

— Teraz to twój koniec. — Wyrywa się, ale mocno trzymam ją. Czuje satysfakcję.

— Nie mogę uwierzyć! Grasz nie czysto. Zatrzymałaś czas i mnie pokonałaś. — Zdenerwowana mówi.

— To jeszcze nie wszystko. — Wpatruje się w niebo. No przychodźcie! Zaraz nie dam rady jej trzymać! Ciekawi was jak to zrobiłam? Jak mogę ją tak trzymać? Bardzo prosto.

~~~~•~~~~

— Tempus. Nauczysz mnie czaru siły. — Po trenowaniu ogłaszam bogowi. — Mam plan na pokonanie jej.

— O to ciekawe! Proszę mi opowiedz.

— Więc... Po prostu przy mojej powiadomieniu zatrzymasz czas na 7 sekund. — Z zaciekawieniem słucha. — Jeszcze przekonaj innych bogów na przyjście i ukaranie Ignis. Ja ją zatrzymam, a bogowie niech ją wezmą.

— Dobra. Nauczę cię.

~~~~•~~~~

Trzymam ją. Powoli mi się wyrywa z rąk. Nagle zauważam światło. Mocne i jasne. Po chwili pojawiają się... Bogowie i boginie... Wszyscy dziecięciu z Tempusem. Wszyscy wyglądają zachwycająco i wspaniało. Zupełnie inny poziom od ludzkiej piękności. Ignis przestała wyrywać się.

Tempus uśmiecha się do mnie i patrzy na mnie z dumą. Widzę jak odwraca wzrok od Ignis. Jeden majestatyczny mężczyzna wychodzi z szeregu przede mną. Ma blond-złoto włosy i oczy niebieskie jak niebo... Zupełnie jak słońce. Kłania mi się.

— Jestem Vita. Bóg życia. Najstarszy z wszystkich bogów. — Przedstawia się i ja zamieram. Nigdy nie sądziłam, że ktoś może być tak piękny... I jego głos... — Najpierw ci bardzo podziękuje za wszystkich bogów i bogiń za zapobiegnięciu od wojny i uratowaniu ludzkości.

— A... A to nic wielkiego...

— Ale przeciwnie. Jestem z innymi bardzo wdzięczny. Otwieram również dla ciebie drzwi do Celestii. Będziesz mogła przyjść do nas. W końcu jesteś jedną z nas. — Uśmiecha się i bardzo przyjaźnie mówi. — A co do ciebie Ignis...

— W końcu postanowiłeś się odezwać do mnie. — Grubiańsko odparła.

— Jak zawsze arogancka. Bogini ognia Ignis. Skazuję cię na 500 lat do więzienia. — Podchodzi do kobiety. Podnosi jej twarz i patrzy na nią. — Musisz zrozumieć z końcu, że już bogowie nie chcą już władzy nad ludźmi. Postanowiliśmy dać im swobodę. Pewnie by były bunty za buntami i wojnami. Mam nadzieje, że zrozumiesz to. — Wstaje i odwraca się do pozostałych bogów. — Zwiążcie ją i zabierzcie do więzienia.

Kilku bogów bierze ją. Inni z szacunkiem na mnie patrzą i wracają. Jedynie został Tempus i jakiś inny bóg. Wyglada na poważnego i strasznego... Mężczyzna obojętnym wyrazem twarzy podchodzi do mnie i przemawia.

— Jestem Fatum. Bóg przeznaczenia. Mówię do ciebie z powodu moich przeprosin. Przepraszam że mimo, że wiedziałem o wszystkim nic nie zrobiłem. — Skłania swoją głowę nisko. Zdziwiłam się. Tempus kiwa głowa z tyłu.

— Już. Już. Wszystko w porządku. — Dotykam jego ramienia.

— Do dla mnie zaszczyt. — Zarumieniłam się lekko. — Nie mam nic już do zrobienia. Wracam. Chętnie zagoszczę cię u nas. Inni bardzo by chcieli cię poznać. — Łagodnieje jego twarz. Popatrzył na mnie i poleciał. To koniec... To koniec?!

Upadam na kolana. Zaczynam płakać. Ze szczęścia. Tempus zmartwiony podbiega do mnie.

— Co się stało?! — Obejmuję go. Czułam jak znieruchomiał. Po kilku sekundach odwzajemnił objęcie. Płakałam. Zrobiłam to! Rohini... Alpana... Basanti... Zrobiłam to... — Cii...

Po kilku minutach uspokoiłam się.

— Muszę wracać. — Daje mi pocałunek na czoło. Zawstydziłam się, ale uśmiechnęłam się. — Do zobaczenia. — Leci. Mój tata... To fantastyczne mieć rodzica...

Poprawiam swoje ubranie. Wytrzepuje z ziemi. Jak ogarnęła się, nagle ktoś przyjeżdża koniem niedaleko mnie. Jakiś mężczyzna zatrzymuje konia z innymi. Czułam zdezorientowanie... Tego nie było w planie... Jeden mężczyzna z przodu rozwija jakiś list?

— Córka bogini ognia Lolita zostaje zatrzymania do więzienia z powodu powiązań z wojną. Z rozkazu Waszej Wysokości króla. — Gdy to słyszę to zamieram. Czy Ekani mnie zdradził?! Dlaczego to zrobił?! Zdezorientowana zostaje związane mi ręce. Popychają mnie na konia. Chyba to mój koniec...
———————————————————————
806 słów

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz