Muszę kupić chleb i mleko. Mam 10 miedziaków. Pójdę najpierw do pani Shashy. Ma bardzo dobry chleb do sprzedania. Szłam przez wieś. Widziałam dużo straganów i ludzi. Wozy przejeżdżały przez drogi. Jest wczesna wiosna i jest jeszcze trochę zimno. Jestem ubrana w spodnie i grubszą koszule. Włosy mam upięte w kitkę.
Idę przez znane domy i osoby. Witam się ze wszystkimi. Gdy spokojnie szlam, podziwiając krajobraz wiosny, nagle zauważam przy ciemnej uliczce siedzi mała dziewczynka. Nie myśląc, podbiegłam do niej. Była bardzo malutka i chuda. Ciuchy zniszczone. Miała zamknięte oczy.
— Halo?! Obudź się! — Przerażona wykrzykuje i potrząsam lekko ją. Mruknęła i powoli otworzyła oczy. Odskoczyła ode mnie szybko i syknęła z bólu.
— K-kim jesteś... — Przestraszona zapytała się i zaczęła się kulić.
— Jestem Lolita. Mogę ci pomóc z ranami.
— N-nie p-powinnam iść... — Cicho powiedziała ze strachem. Miała oczy bez życia. Zaczęła cicho płakać. Powoli podeszłam do niej.
— Już dobrze. Opatrzę ci rany i zaprowadzę do domu. Twoja rodzina musi się martwić. — Zauważam jak zaczęła się trząść ze strachu. Nie chce iść do domu... i rodziny...? Głośniej płakała. — Co powiesz żeby poznać mojego przyjaciela? Będziemy się bawić razem! — Widzę jak trochu się uspokoiła się.
— D-dobrze... N-nie chcę narazie iść do domu... — Chwiejnie wstała i szła w moją stronę. Złapałam ją za rękę i poszłyśmy do sierocińca. Po drodze widziałam jak ludzie patrzyli na nas wzrokiem i pokazywali palcami.
~~~~•~~~~
Gdy dotarłyśmy, weszłam z nią powoli do salonu. Nagle wbiegła pani Mahima.
— Lolita?! Czemu przyprowadziłaś jakieś dziecko? — Podeszła i podniosła dziewczynkę, a ona natomiast przestraszyła się i zaczęła płakać. Mahima usadowiła ją na sofie i poszła po opatrunki.
— Nie martw się. Pani Mahima jest najlepsza w opatrywaniu ran. — Pogłaskałam ją po głowie. Miała piękne czarne włosy... jak węgiel.
Mahima opatrzyła dziewczynkę. Dyrektorki nie było bo była zajęta. To nawet dobrze. By mnie pewnie tak marudziła... Dziewczynka na sobie miała mnóstwo siniaków i ran. Ciekawe skąd?
— Jak masz na imię? — Z troską pogłaskała ją po głowie. Dziewczynka na początku siedziała cicho.
— A-alpana... — Jąkając się przedstawiła się. Delikatnie przytuliłam ją. Bardzo było mi jej żal. Taka słaba... i bezbronna... Chciałabym ją bronić przed złem... Poczułam po chwili mokro na bluzce. Popłakała się.
— Nie wiem co przechodzisz Alpana... Ale musi być ci ciężko... — Podeszła i nas obie przytuliła wielkim objęciem. Zaczęła głośniej szlochać i płakać.
~~~~•~~~~
Minęło z kilkadziesiąt minut. Alpana się uspokoiła. Siedziała na kanapie cicho. Pani Mahima poszła ugotować na herbaty na uspokojenie i rozluźnienie. Nagle wszedł do nas Basa.
— Loli! — Podbiegł do mnie. — Spojrzał na Alpane. Ona odwróciła wzrok od niego. — Kim ona jest? — Szepcze mi do ucha.
— Znalazłam ją na ulicy całą w ranach, wiec pomogłam jej. — Taksuje wzrokiem różowooką. Niepewna i nieśmiała. — Ma na imię Alpana.
Wchodzi do nas Mahima. Podaje na stół dzbanek z herbatą. Potem przynosi nam filiżanki. Nalewa napój i czekamy jak schłodnieje.
— Jestem Basanti. — Przedstawia się on dziewczynie. Czarnowłosa popatrzyła niepewnie i z nieśmiałością.
— A-alpana... — Przybliża się do mnie. Złapała mnie za rękę. Uśmiechnęłam się.
— Lolita. Zamierzasz iść na zakupy? — Nagle Mahima przypomniała mi co miałam zrobić.
— Kompletnie zapomniałam! Zaraz pójdę!
— Co powiesz, że pójdziesz z Alpaną i Basantim? — Zaproponowałam pomysł opiekunka. Popatrzyłam na ich oboje i kiwnęli głowami.
~~~~•~~~~
Poszliśmy do pani Shashy. Mieszkała niedaleko sierocińca. Szliśmy trzymać się razem za ręce, żeby się nie zgubić w tym gwarze ludzi.
Podeszliśmy do domu pani. Zapukałam i weszłam do środka. Przed nami było z 2 osoby. Czekaliśmy aż będzie nasza kolej.
— Dzień dobry pani! — Wesoło przywitałam się i ujrzałam jak się uśmiecha.
— Dzień dobry! — Basa także przywitał się i po chwili cicho Alpana:
— D-dzień d-dobry pani...
— Ten sam chleb do zawsze? — Kiwnęłam głową na tak. Bierze i pakuje mi ładnie chleb. — Proszę bardzo Lolita. — Daje na ladę.
— Ile wychodzi?
— 3 miedziaki. — Wyciągam worek i powoli odliczam i daje pani Shashy. Grzecznie wychodzimy i kierujemy się po mleko.
~~~~•~~~~
Był już wieczór. Poszłam zaprowadzić Alpane do domu. Szła w ciszy.
— J-już możesz iść... d-dalej pójdę sama. — Powiedziała i niespodziewanie pobiegła szybko. Chciałam dogonić ją, ale... Chyba nie chce. Nie chce wiedzieć przez co przechodzi w domu... Jestem naprawdę niedobra... Huh...
————————————————————
680 słów
CZYTASZ
Kwiat ognia
FantastikŻyła kilka tysiące lat temu. Została uśpiona na wieczny sen przez swoje dzieci. Bogini ognia Ignis stworzyła magię ognia i podarowała wiedzę o niej swoim dzieciom. Rozkazała, żeby ją czcić. Ludziom to się nie podobało i po kilkaset lat udało się pok...