Rozdział 11

6 2 0
                                    

Czy jest sens...? Chyba nikt nie używa tego miejsca... Za bardzo zniszczone... Ale może w przyszłości może wydarzyć się znowu to samo co 20 lat temu...

Rozglądam się dookoła jeszcze. Może jest jeszcze coś ciekawego. Na prawej ścianę znajdują się małe drzwi. Niestety zamokniętym są na kłódkę... Ale mogę zapalić kłódkę i wejdę.

Rozgrzewam ogniem metal i po chwili rozpływa się na ciecz. Spada na podłogę. Trochu dymi tu. Nawet drzwi zapaliłam. To ułatwi drogę.

Wchodzę do środka. Niestety muszę się czołgać. Jest takie małe przejście. Na szczęście jest krótkie. Po minucie wyszłam z niego. Znalazłam się w jakieś jaskini. Czuje się tutaj dziwnie...

Zauważyłam na środku jakiś dziwny kwiat... Był pomarańczowy i wyczuwałam w nim manę... Jakby także się palił ogniem. Zauważyłam maje iskierki się od niego się wydobywały. Ten kwiat jakoś mnie przyciągał do siebie... To jest dziwne. I to bardzo.

Podchodzę do niego. Kuca przy nim. Podpowiada mi coś w głowie, żebym go zerwała. Tylko czy to dobry pomysł... Może jest to jakiś trujący... Niestety nie znam się na roślinach. Rohini pewnie by wiedział. Zastanawiam się chwile. Instynkt wygrał. Zerwałam go. Nic się nie stało! Uff... Czuje się źle... Chyba to jakiś trujący kwiat... Zamykają mi się oczy. Chyba upadłam.

~~~~•~~~~

Mrużę oczy. Leżałam na czarnej jakieś przestrzeni. Szybko wstaje. Moja głowa mnie boli. Rozglądam się. Wszędzie czarno. Robię krok. Chałas rozprzestrzenia się na wszystkie strony. Nagle słyszę kobiecy śmiech.

— Halo! Kim jesteś?! — Krzyczę głośno do jakieś nieznajomej osoby. Mój głos rozprzestrzenia się we wszystkie strony tego ciemnego miejsca.

— Nie domyślasz się? W jakiej świątyni byłaś? — Z aroganckim tonem głosu mówi. Zdenerwowałam się na nią. Słyszę kroki. Po chwili przede mną pojawia się piękna i dumna kobieta. Wygląda zupełnie jak ja?! Zdziwiłam się. — Co? Straciłaś mowę?

— K-kim jesteś...? — Niepewnie zapytałam się jej. Twarz kobiety zmieniła się. Była poważna.

— Powiem to prosto i wyraźnie. Jestem Ignis. Bogini ognia. — Robi dumna kroki. Chodzi dookoła mnie. Przygoda mi się. Czemu jest. Powinna być uśpiona na wieczny sen. Czyżbym ja ją uwolniła... Bo zerwałam kwiat...? Jak ja jestem głupi?! — Nie musisz się obwiniać. Takie było twoje przeznaczenie.

— Co? Jakie przeznaczenie?!

— Każdy ma napisane przeznaczenie. Tworzy się w dniu kiedy zostałeś zapłodniony i jesteś w matce. Raczej nie da się je przezwyciężyć. — Stanęła przed moją twarzą i patrzy w moje oczy. Poczułam się trochu niekomfortowo... Ma taki straszny wzrok.

— I teraz zrobisz? Znowu to samo zrobisz? — Roześmiała się.

— Ja nic nie zrobię. Na jakiś czas. Ktoś inny... pierwszy krok zrobi. — Znowu dookoła robi kroki.

— W ogóle czemu mówisz mi to? Masz jakieś korzyści z tego? — Zdenerwowana mówię do bogini. Chyba powinnam uważać na słowa...

— Jeszcze jedna rzecz. Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego masz tak silną magię ognia? Jednak jeszcze nie odkryłaś całego potencjału swojego. A to wielka szkoda... — W sumie to prawda. Dużo osób mi mówi, że jestem bardzo utalentowana magicznie. I to, że szybko umiałam nauczyć się magii. — Pomogę ci to zrobić. Będziesz mogła nawet podpalać pół królestwa. Jednak resztę będziesz musiał sama się nauczyć.

— Czy to w ogóle możliwe?!

— Oczywiście. Jedynie wtedy, gdy masz moc bogini. — Usiadła przede mna. Pokazała, żebym także siadała na podłodze. Niepewnie to zrobiłam. Bierze moje ręce i mówi szeptem jakieś słowa. Poczułam lekki ból w środku. Także ogień. Większy i mocniejszy. Przygryzłam wargę z bólu. Potem puściła mnie. Poczułam się jakoś silniejsza. Ignis uśmiechnęła się. — Będziesz silniejsza nawet ode mnie.

— Jak to? — Jakoś poczułam mała sympatie do niej. Mimo, że jest nazywana okrutną i arogancką boginią.

— Jak to powiedzieć...? Jesteś moją córką.

— Coooo?! Jak to możliwe?! Czy ty mnie nie okłamujesz?! Nigdzie nie pisało, że miałaś córkę?!

— To prawda. Nie widzisz podobieństwa?

— No...

— Nikomu o tym nie mów. Pewnie wtedy by się zabili albo także uśpili. Też nie pokazuj całej swojej siły i magii.

— Dlaczego w ogóle tutaj cię zamknęli? — Z ciekawości się zapytałam.

— W sumie nie wiem. Pewnie, że mało osób tutaj chodzi. Możesz zapytać się o jedną rzecz. Kończy mi się czas.

— Kto jest moim ojcem? — Teraz najważniejsze. Kto jest moim tatą. Bóg? Człowiek? Ignis zastanawiała się. Siedział w ciszy.

— Bardzo tego żałuje... — Wzdychała i odwróciła wzrok. — Twoim ojcem jest bóg czasu.

~~~~•~~~

Wróciłam z Aksharem do wioski. Oczywiście zaciekawiony pytał się co to za miejsce. Powiedziałam mu, że to jest stara świątynia dla czci bogów. Nic tam nie ma. Zrezygnowany uwierzył. Liczył, że może będzie tam jakiś skarb.

~~~~•~~~~

W tym dniu byłam cicha. Zastanawiałam się o swoim życiu. Kim jestem. Kim jest moja rodzina. Ciekawe dlaczego nikt nie wie o mnie... Jedynie wiemy, że powiedziała te słowa: „Pożałujecie tego! Zwiastuje wam, że moja córka urodzi się i zniszczy was! Pamiętajcie me słowa wy niewdzięczni ludzie!". Aktualnie przeczytałam to z biblioteki.
—————————————————————
766 słów

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz