Rozdział 31

3 1 0
                                    

Po tych rozmowach, wróciłam po moje walizki. Wychodzę ze szkoły i widzę rektora i wóz. Czekał oparty o niego. Pan woźnica coś robił przy koniach. Zauważając mnie jego twarz rozświetla się. Szybko biegnę do niego.

— Myślałem, że już nie przyjdziesz. — Wziął ode mnie walizki i dał na powóz.

— Musiałam się jeszcze pożegnać. — Weszłam do wozu. Profesor za mną i siedzimy. Po chwili pan woźnica rusza i jedziemy. Zajmie nam to pół dnia.

— Proszę pana! — Wołam do woźnicy. Siedzę oparta na rektorze.

— Tak panienko?

— Czy może mamy gdzieś zatrzymać się na noc? — Ziewam. Jestem już trochę śpiąca.

— Będziemy spać na łonie natury. Za około 2 godziny. — Przecieram oczy zaspane. Nie wiem czemu, ale jestem bardzo zmęczona i śpiąca.

— Możesz zdrzemnąć się na moich kolanach. — Odpowiada Rohini szeptem. Zaczerwieniłam się mimo, że już spaliśmy razem. Ale tutaj ktoś jest.

Zawstydzona położyłam się na jego kolanach. Zaczął głaskać i pieścić moje włosy. Jakoś mnie to dziwnie uspokajało. Pocałował mnie w czoło i tyle pamietam. Chyba odpłynęłam w sen.

~~~~•~~~~

Czuje dziwne drżenie. Chyba na czymś leżę. Słyszę chyba... konie? Otwieram oczy i widzę niebieskie niebo. Odwracam się na bok i rektor patrzy na mnie. Szybko wstaje spłoszona.

— Dzień dobry. — Poprawiam swoje włosy i ubrania. Rozglądam się. — Wyspałaś się?

— Co...?

— Spałaś całą noc. Jest już następny dzień.

— Aha...? — Usiadłam obok niego. Cisza. Mam ciagle w głowie o tym co powiedział mi król... — Czy... byłeś... — Przerwałam, a rektor patrzył na mnie z wyczekiwaniem na to co powiem. — Czy chcesz mi opowiedzieć o swojej przeszłości...?

— ... — Milczenie. Odwrócił wzrok. Przestraszyłam się. Bardzo.

— Jak nie chcesz t — Zostało mi przerwane w połowie zdania.

— Jak chcesz... to ci powiem... W sumie chyba powinnaś wiedzieć... — Wzdycha i ciagle patrzy na niebo. Jego głos łamał się. Dalej dla niego to przykry temat i trudny. — ... Jak wiesz jestem synem wielkiego maga.

— No... — Przysunęłam się bliżej niego i złapałam go za dłoń. Uścisnął ją, ale ciągle odwracał wzrok.

— Wiesz... Mój ojciec ma już 400 lat... Mało magów przeżyło tyle lat... Zazwyczaj żyją to około 100 lat... — Znowu wzdycha. Odwraca się i się do mnie przytula. Otacza swoje ręce i kładzie głowę na moim piersiach. Zarumieniłam się, ale uścisnęłam go mocno. — Moja matka... Była zwykłym magiem. Poślubiła mojego ojca... Potem urodziłem się ja... i wtedy wszystko się zepsuło...

— Już. Już. — Głaskam go po plecach. Był dla mnie oparciem to teraz ja będę w trudnych chwilach.

— Już od najmłodszych lat ojciec wymagał ode mnie więcej... Musiałem się dużo uczyć... Czarować... Musiałem być idealny... To było trudne i wyczerpujące. Nienawidziłem go, ale nie mogłem nic zrobić więc udawałem idealną rodzine. Jedynie moja matka była dla mnie oparciem... — Próbował nie złamać swojego głosu. Słuchałam go uważnie i nie przerywałam. — Potem zaczęło się... Bił mnie jak czegoś dobrze nie zrobiłem. Karał mnie. A matka nie mogła mu się sprzeciwić. W wieku 18 lat uciekłem z domu i zacząłem samemu żyć.

— Hm. — Zamruczałam.

— Po tym ojciec już nigdy nie podniósł na mnie ręki..., ale chyba mnie nienawidzi. Potem wojna... Jak moja matka założyła sierociniec dla dzieci, które straciły rodziców przez tą masakrę. I... I wtedy po 2 latach zmarła. Chciała uratować dzieci... , ale jej... — Nie dokończył zdania. Tak mi przykro i żal. Jak potrafił to znosić? Może z tego powodu tak bardzo chciał pomóc Alpanie?

— Już dobrze... — Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. Co go podniesie na duchu? Ciągle był w tej samem pozycji. Może słyszał moje przyspieszone bicie serca? Mam szczęście, że pan woźnica nas nie widzi... Jedziemy wozem takim na przewóz jakiś rzeczy handlowych.

Zatrzymaliśmy się i dyrektor szybko siada.

— Paniczu i panienko! Już jesteśmy! — Woźnica woła do nas. Za śmialiśmy się do siebie cicho i wyszliśmy z powozu.

Wow... Tak dawno mnie tu nie było i dalej tak samo... a może piękniej nawet... Spotkam w końcu Urvi! To przyjaciel Rohiniego z wioski. Tam mieszkaliśmy razem z Al i Basą.

— Lolita?! — Słyszę krzyk. Patrzę i widzę Urvi. Szczęśliwa biegnę do jego objęć.

— Urvi! Tak bardzo za tobą tęskniłam! — Przytula mnie. Rohini stał z tyłu z uśmiechem. Głaszcze mnie po głowie.

— Aleś tyś urosła. Ile to już? 5 lat. — Patrzy na moją twarz.Bierze ją i całuje ją. Zaśmiałam się. — Nie mogę uwierzyć, że masz już 17 lat!

— Hehe... Czas szybko leci. — Zarumieniam się i robię krok w tył.

— Chodź. Rozpakujesz się. — Rektor nagle stanął obok mnie. Patrzę i widzę, że ma moje walizki. Uśmiecham się. Może będzie dobrze.

W tamtym momencie nie wiedziałam, że życie mnie jeszcze zaskoczy. Chyba w najgorszy sposób... Czy warto było...? Czy powinnam go nie ratować...?
—————————————————————-
740 słów
Jesteśmy bardzo blisko do końca książki. W sumie mam już napisaną całą, ale wole mieć do przodu jeśli nie miałam bym czasu. Aktualnie mam kilka pomysłów na kolejna książkę, ale tylko wstępne pomysłu i zobaczę czy wyjdzie to w ogóle. Tez planuje zrobić sobie małą przerwę po napisaniu tej książki, ale myśle, że może 1 czy 2 miesiące. Wiec to tyle z informacji. Jeszcze napisze na tablicy wszystko.

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz