Rozdział 13

5 2 0
                                    

Coś się dzieje... Czuje to... Mam wrażenie, że kult Ignis powrócił i znowu wywołają wojnę... Na to czekała. Czekała na pierwszy ruch ludzi i potem ona wychyli się! Jaka jestem głupia! Dlaczego musiałam zrywać tego głupiego kwiata! Mogłam wyjść stąd i tyle! Mmmm... Leżę w łóżku. Niedawno nastał poranek. Chyba zaatakowali znowu... Takie przeczucie... Ghhh! Jestem zła na siebie?! Jeszcze te moje głupie uczucia?! Dlaczego je man! Chciałabym po prostu normalnie uczyć się w szkole i potem zostać magiem. Nienawidzę go! Nienawidzę! Nienawidzę.... Nienawidzę... ale kocham go... To nigdy nie powinno się wydarzyć. To bardzo niestosowne... Rektor i student... Jeszcze jest taki starszy ode mnie, a ja jestem dziecko... Mam nadzieje, że to uczucie wygaśnie. Muszę po prostu poczekać. Może znajdę miłość wśród studentów... Tak... Po prostu muszę poczekać...

Ubieram się i idę do Basaniego. On to jest dobry w trudnych sytuacjach. Wpuszcza mnie. Siedzieliśmy w ciszy.

— Pomożesz mi? — Pytam się swojego przyjaciela. Uśmiecha się i zgadza się.

— No więc? O co chodzi? — Siada obok mnie na łóżku z uśmiechem.

— Wiesz... coś o miłości...? — Miałam wzrok na dół, żeby na niego nie patrzeć. Byłam zawstydzona pytać o to Basantiego. Moje policzki były lekko zaczerwienione i nie widziałam reakcji Basy.

— Nie jestem ekspertem... , ale mogę cię wysłuchać... — Niepewnie powiedział. Miałam lekką nadzieje, że mi doradzi. Nie wiem czy mówić mu o Rohinim... Jest to bardzo kontrowersyjne...

— ... Kiedy czujesz coś do innej osoby, ale to jest bardzo nieodpowiednie... zakazany romans... — Przerwałam na chwile, żeby nabrać oddechu. Ciagle nie patrzyłam na niego. — Co byś wtedy zrobił...? Kiedy prawdopodobnie nie możesz być z tą osobą...

Basanti siedział w ciszy. Myślałam, że mi już nie odpowie.

— Nie wiem... Przepraszam, ale to nie moje tematy..., ale moim zdaniem powinnaś spróbować chociaż... — Doradził mi z uśmiechem. — Wiesz... Już wiem o kim mówiłaś. To było łatwo z ciebie wyczytać. — Zarumieniłam się cała. Ukryłam twarzy rękami.

— O-od k-kiedy wiesz... — Przerzuciłam wzrok na inną część pokoju.

— Hmmm.... Chyba już coś podejrzewałam jak miałaś 13 lat... Wyglądałaś jakbyś nie widziała świata oprócz niego. Nie byłem pewny, aż kiedy dorosłaś i chyba już zdałaś sobie sprawę z swoich uczyć. — Usiadł obok mnie i przytulił mnie. Poczułam się lepiej na sercu i duszy. — Jakby to był ktoś inny to bym go zatłukł go albo zabił! Kiedy wiem, że to Rohini... napewno cię nie wykorzysta. — Uśmiechnęłam się pod nosem.

— Myślisz, że powinnam wyznać mu swoje uczucia...

— Nie wiem. Powinnaś to zrobić kiedy będziesz gotowa. Nie możesz się zmuszać.

~~~~•~~~~

Powiedziałam u niego jeszcze z kilka godzin. Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale jednak... to będzie mój najgorszy dzień w życiu... i jutrzejszy.

~~~~•~~~~

Chaos. Wszyscy uciekają. Kult bogini ognia powrócił i zaatakował. Stolica broni się. Uczelnia także... , tylko.... studenci muszą bronić się. Nawet małe dzieci... Atakuję ile mogę... Biegnę na zewnątrz. Jak wojna... Ciała martwe leżą. Krew. Dużo krwi. Nie widzę moich przyjaciół, ani Rohiniego... Atakuje bez końca. Mam już kilka ran. Krew leci ze mnie. I tak wiem, że nie zginę. W końcu jestem córką bogów. Powoli męczę się. Nie chce pokazywać swojego całego talentu bo to będzie podejrzane. Ugh...! Kolejny cios w twarz. Brzuch i nogi. Powalony. Ogień w tył. Unik w dół i skok do przodu z magią. Końca nie widać. Poczułam obecność. Boga. Przez nieuwagę dostałam mieczem w ramie. Krew leci ze mnie niemiłosiernie dużo.

Biegnę się za drzewo. Muszę odpocząć chwile. Trzymam się za ranę na ramieniu i siedzę na trawie. Pot leje się po mnie. Nogi powoli odmawiają posłuszeństwa. Lekko wychylałam się i patrzę na pole bitwy. Szybko chowam się i czekam. Mam nadzieje, że wszyscy są bezpieczni. Basa... Al... Rohini... bądźcie bezpieczni.
—————————————————————-
598 słów

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz