Rozdział 26

4 1 0
                                    

Siedziałam niezręcznie na sofie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Król miał romans i dzieci? Tego bym się nie spodziewała. Ale imię Basanti... Nie mam potwierdzenia na to..., ale nawet wygląd się zgadza. Białe włosy i niebieskie oczy... Niestety nie powiedział miejsca tego sierocińca czy nazwę.

— To jest koniec mojej historii. Pewnie domyślasz się, że twój przyjaciel to mój tajemniczy syn. — Wypuścił powietrze i zamknął oczy. — Tak. To prawda.

— Ale... Jak to możliwe?

— Zastanawiałaś się dlaczego akurat to tego sierocińca przyszedł? — Kiwnęłam głową. — Po to był jego matki i dawał pieniądze na utrzymanie. Jego rodzicielka założyła sierociniec i przyjmowała dzieci z katastrof z powodu wojny. Niestety jego matka zmarła z powodu ochrony dzieci.

— Aha...

— Dobra... Powinniśmy już iść. Za około 8 minut powinien obudzić się. — Niepewnie poszłam za nim. Musiałam to wszystko przemyśleć. Rohini. Basanti. Król. Tyle się dowiedziałam.

~~~~•~~~~

Gdy przyszłam rektor jeszcze leżał nieprzytomny. Król usiadł na tronie i jego służący obok. Po 10 sekundach obudził się. Podbiegłam mu pomóc.

— Rohini Cosen. Teraz zdradzę ci tajemnice tego królestwa i masz rozkaz mi pomóc! — Donośnym tonem głosu powiedział. Już wiem jak to się skończy. Odkryje moją tożsamość... Ech... Takie życie. I tak by musiał kiedyś się dowiedzieć.

~~~~•~~~~

Spędziliśmy w zamku dobrą godzinę na omawianiu planu. Też oczywiście opowiedziałam mu wszystko o mnie. Na początku przeżył szok, ale potem spokojnie rozmawiał. Już tylko kilka dni zostało do ataku...

~~~~•~~~~

Po tym wróciliśmy razem do szkoły. Po tym zdarzeniu dużo porozmawialiśmy sobie o nas. Wróciliśmy w piątek wcześnie rano. Też musiałam skonfrontować się z Al i Basą.

~~~~•~~~~

W niedziele napisałam wszystkie zaległe testy. Król wysłał list, że wszystko jest przygotowane. Rohini wysłał ogłoszenie o pozostanie w pokojach w poniedziałek. W królestwie dużo plotek powstało. W końcu z niewiadomych powodów wojsko stacjonuje.

Jakoś Al i Basa uwierzyli mi i wszystko między nami jest dobrze. Z dyrektorem... chyba też. Ciągle mam w głowie to, że Basanti jest naprawdę księciem koronnym. Zostałam poproszona o nie mówienie mu tego. To tego jeszcze, że miał siostrę bliźniczkę, która zmarła. W końcu jest to bardzo powszechne... Smierć po porodzie czy nawet dziecka. Przynajmniej Basa przeżył. Modlę się do ciebie ze szczęściem bogu życia.

W szkole utrzymywałam z rektorem przyjacielskie stosunki. Oczywiście dla innych. Czasami przychodził do mnie na chwile. I robiliśmy różne rzeczy... Oczywiście nie dla dorosłych?! Jestem jeszcze dzieckiem! Narazie nie powiedziałam Alpanie i Basie o nas. Uch... To takie upierdliwe... Dlaczego między nami musi być taka różnica! Jeszcze jestem jego uczennicą!

Przez resztę dnia nic się nie działo. W poniedziałek zaczął się atak. I to jest najważniejszy dzień.

~~~~•~~~~

Leżę w łóżku. Patrzę na zegar. 7... Nie mogę spać. Tak się stresuje. Czy uda mi się. W końcu, a muszę ją pokonać. Podobno jestem od niej silniejsza... Plan jest taki: Będę biegła do niej jak się wychyli. Żołnierze będą mnie osłaniać. Prosty i banalny. Zobaczymy Wasza Wysokość. Jeszcze uczniowie mają być w schronie pod szkołą. Nie możemy pozwolić na walkę z studentami. To... nie chce, żeby inni obrywali za mnie... Jestem taka...

~~~~•~~~~

— Nie martw się. Napewno wygramy! — Podnosi mnie na duchu Tempus. Jakby to było łatwe. Aktualnie ćwiczę. Walka i magia. Jest dopiero 10... W sumie w każdym czasie różnie występował atak. Pewnie od decyzji.

— A może byś opowiedział swoją historie z Ignis? — Mówię patrząc na niego.

— Hm... A muszę? — Posyłam mu grożący wzrok. — Dobra! Opowiem ci.

— A to wspaniale. Mój mózg odpręży się na chwile. — Wracam do ćwiczeń. — Możesz zaczynać.

— Mm... W sumie od początku Ignis mnie nienawidziła. Byłem bardzo dziecinny i zawsze robiłem jej psikusy. Jak wiesz ona jest ode mnie starsza, więc uwielbiała się rządzić. Może dlatego robi to? Sam już nie wiem.

— Mi się wydaje, że robi to dla władzy. Nad ludźmi. — Wypowiadam się szczerze. Zmęczyłam się już. Kładę się na trawie i oddycham szybko.

— Wracając do historii. Jakoś tak przez kilkaset lat rozwijała się. Nagle jakby to powiedzieć... pokochałem ją... — Urwał zdanie. Przeniosłam na niego wzrok i widziałam jego czerwoną twarz. Jakie to zabawne! Uśmiechnęłam się szyderczo. — I ty powstałaś. Koniec.

— Cooo! Mógłbyś się postarać! — Wnerwiona wzdycham. — Może byś opowiedział o waszym pierwszym pocałunku?

— Em... Po ci ta wiedza?! — Podskoczył zawstydzony.

— No chce poznać swoich rodziców... W końcu przez 4 tysiące lat ich nie znałam...

— Dobra! Opowiem. Ale tylko to! Więcej nie powiem bo to moja i Ignis prywatna sprawa! — Oburzony odpowiedział mojemu dokuczaniu. — To było ponad 4 tysiące lat temu. Ignis... Zezłoszczona na mnie.

~~~~•~~~~

— Tempus?! — Wykrzykuje moje imię. Śmieje się. Nie mogę przestać. — Wracaj tutaj!

— No nie gniewaj się Igniusiu. — Ląduję przed nią. Miała całą twarz czerwoną z złości? Zawstydzenia? — Jesteś taka słodka! — Uderzyła mnie w twarz.

— Jeszcze raz tak powiesz to zrobię to znowu! — Odwraca się. Jak się foha. Ale jakie to było zabawne!

— No już... Nie gniewaj się. — Z uśmiechem dotykam jej ramienia. Odwraca głowę. Zarumieniona i pewna sobie przyszpila mnie do drzewa. Zdziwiłem się. — Igniusiu... Co ty robisz...?

— Wiesz... Od niedawna zauważyłam twoje inne zachowanie. I chyba wiem co znaczy. — Przesunęła ręka po moim ubraniu. Zawstydziłem się. — I ja będę rządzić tutaj.

— O co?! — Zostało mi przerwane pocałunkiem. To było takie do nieprzewidzenia?! Nie wiem co myśleć. Moje myśli wyparowały. Moje nogi zrobiły mi się z waty.

— Jesteś bardzo słodki~ — Zrobiłem buraka. Ignis zaśmiała się. — Wyglądasz teraz jak mała dziewczynka!

— Na co sobie pozwalasz?! Jesteś tylko kobietą?! — Robię to samo co mi. Teraz ja tu dominuję.

— Myślisz, że ty tu rządzisz? — Przejeżdża ręka po mojej twarzy. Przybliża się do mojego ucha. — Chyba w twoich snach. — Odsuwa się i kopie mnie nogą. Upadłem na ziemię. Westchnęłam z bólem. Ignis podchodzi z uśmiechem. — Jeszcze raz tak zrobisz, to dam ci lekcje.

— Ale jesteś! — Siadam na ziemi, a ona odchodzi. Ach... Jaka ona... zimna. Tylko jak ona mogła nazwać mnie słodkim?! Jestem przystojny, mądry, zabawny... i tak dalej.
—————————————————————
944 słów
Kolejny rozdział. Mam już tak dużo do nauczenia. Mam już dość. Liceum to nie jest łatwe...

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz