Rozdział 21

4 2 0
                                    

— Przepraszam pana za to. — Uspokajam się wdechami. Bardziej przyglądam się mężczyźnie. Wygląda na około 30 lat. I to jest kapłan. Mężczyzna tylko uśmiecha się.

— Nic się nie stało dziewczyno. — Przekierowuje wzrok na posąg. Jest to podobizna bogini ognia. Jest to zaskoczeniem. Zazwyczaj w świątyniach nie robią jej posągów. — Nigdy cię tu nie widziałem.

— A tak. Jestem pierwszy raz tutaj. Dzisiaj przyjechałam do stolicy. — Powiedziałam kapłanowi, a on uważnie słuchał. — Czy pan zapamiętuje ludzi?

— Chyba nie... Po prostu widzę stałych bywalców i pamiętam ich. Ciebie zobaczyłem pierwszy raz.

— To ma sens. Wiesz kapłanie... Zastanawiam się dlaczego tutaj jest posąg Ignis? — Z ciekawości się zapytałam. Mężczyzna nie zmienił wyrazu twarzy.

— W tym miejscu od dawna ta świątynia stoi. Nie znam całej historii, ale najprawdopodobniej to jest świątynia, którą ludzie zbudowali dla niej, ale później przebudowali jeszcze dla innych bogów. Podobno też ludzie zdecydowali zostawić ten jedyny posąg Ignis w tym królestwie. — Ale zrobił się wykład, ale to jest ciekawe. Jedyny posąg bogini ognia w tym miejscu.

— Bardzo dziękuje panie kapłanie! Niestety powinnam już iść po mój opiekun na mnie czeka. — Przypomniałam sobie o biednym profesorkiem.

— Dowidzenia panno! — Wstaje i truchtem wychodzę z świątyni. Niedaleko niej widzę Rohiniego. Podbiegam i rzucam mu się w ramiona. Odwzajemnia objęcia.

— Chodźmy zwiedzić stolice. — Zaproponował rektor. Zgodziłam się kiwając głową.

~~~~•~~~~

Służący idzie w kierunku gabinetu króla.

— Wasza wysokość. — Kłania się przed nim.

— Więc? Jaka ona jest?

— Wydaje się być bardzo ufna i naiwna. Bardzo interesuje się boginią ognia. Mogę powiedzieć, że narazie. je wykazuje niebezpiecznych zamiarów. — Daje raport królowi.

— Bardzo dobrze. Przyjdź po nich jutro rano i przyprowadź do sali tronowej. — Wydaje władczym tonem głosu rozkaz.

— Dobrze, Wasza Wysokość. — Skłania się i wychodzi z gabinetu. Służący wchodzi do garderoby i odkłada przebranie kapłana. Po chwili szybko wychodzi i robi swoje inne obowiązki w zamku.

~~~~•~~~~

Pod wieczór poszliśmy do karczmy. W środku było całkiem dużo ludzi. Dwie kelnerki przynoszą mężczyznom piwo. Idę za nim na drugie piętro. Na nim widać jeszcze kilka pokoi.

Wchodzimy do pokoju numer 3. Wchodząc widzę malutki pokoik i dwa łóżka po oknami. Walizki odkładam na podłogę. Biegiem skacze na łóżko. Śmieje się.

Natomiast Rohini siada spokojnie na drugim łóżku.

— Niestety nie było dwóch wolnych pokoi. Musiałem wziąść jeden dwuosobowy. — Tłumaczy się i wzdycha. Podchodzę do lustra i ściągam kolczyki. Chowam do szuflady. Patrzę na zegar. 20. Jeszcze wcześnie. — Chodźmy coś zjeść.

— Tak! — Ucieszyłam się. Zrobiłam się trochu głodna. Razem wychodzimy z pokoju i idziemy na dół.

~~~~•~~~~

Po zjedzeniu wróciliśmy. Siedzieliśmy na swoich łóżkach. Niezręczna cisza.
Ach... Przecież jestem dobra w rozmowie w towarzystwie...

— Rektorze... — Prawie szeptem zawołałam mężczyznę. On odwrócił się i posłał spojrzenie. Chciałam to zrobić. W końcu jesteśmy sami. Serce zabiło szybciej. Troszku zarumieniłam się. — Powinniśmy porozmawiać dokładnie o naszej relacji...

— ... No dobrze... — Cały czerwony odpowiedział.

— Rohini ja cię kocham i chce z tobą być razem. — Nie patrząc w jego oczy wypowiadam. Krążę wzrokiem dookoła pokoju.

— Iskierko ja także cię kocham. — Ucieszyłam się bardzo.

— Dyrektorze. Chciałabym z tobą być już na zawsze. Wziąć z ślub i może założyć rodzine. — Pewnie mówię o tym. To moje marzenie.

— Ja także... o tym marzę. — Nie wiem jak mu powiedzieć kim jestem. Nie chce teraz o tym rozmawiać. Później. Napewno mu powiem, ale nie dzisiaj. Po namyśle skacze w jego objęcia.

Byliśmy przytuleni chyba kilka minut albo dłużej? Nie wiem. Ale to było bardzo przyjemne. W jednym momencie ręką al do góry moją głowę. Widziałam jego twarz. Dotknął mojego policzka i nachylił się. Pocałował mnie. Po chwili zamknęłam oczy i mocniej przytuliłam go. Całowaliśmy się długo. Jakby rana nie było. W pewnym momencie oddaliliśmy się i uspokaliśmy swoje oddechy.

Patrzyliśmy sobie intensywnie na swoje twarze. Przyszpiliłam go do łóżka. On zawstydził się. Uśmiechnęłam się. Byłam nad nim. Zaczęłam go znowu całować. Były coraz zachłanniejsze. Zaczęłam nabieram powietrze. Przytuliłam się do niego i leżałam na nich. On również mnie obejmował.

~~~~•~~~~

Król leżał głową biurku. Na nim znajdują się butelki po alkoholu. Aż cztery są puste. Do gabinetu wchodzi jego najbardziej zaufany służący. Wzdycha.

— Prosiłem Waszą Wysokość o nie picie alkoholu. — Spokojnie odpowiada.

— A to była tylko jedna butelka! — Zaczął mówić z głową na biurku.

— Chyba 4 a nie jedna. — Zabiera puste butelki. Patrzy w jego stronę. — Wasza Wysokość. Niech nie przepija smutków. Już widzę jak uzależniłeś się od alkoholu.

— A tam głupoty gadasz?! — Zdenerwowany wstaje z krzesła. Sługa wzdycha.

— Chyba naprawdę muszę Waszej Wysokości zrobić odwet od alkoholu! — Ostrzegawczo wypowiada. Widząc smutne oczy swojego króla, łagodnieje. Podchodzi do niego. — Proszę. Wiem, że ciągle rozpamiętujesz swoje dzieciństwo, ale trzeba iść dalej.

— Mmm... — Wybełkotał coś po nosem.
————————————————————
750 słów
Czwarty dzień maratonu.

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz