Jadę na tym koniu chyba kilka godzin. Jestem związana. Król... Mam wrażenie, że ma jakiś plan... Ale nie jestem tego pewna. Jadę z jakimś meżczyzną. Przejeżdżamy lasy, łąki i wioski. Pewnie dotrzemy do zamku następnego dnia. Uch... Jestem taka zmęczona... Może zamknę oczy na chwile...
~~~~•~~~~
Słyszę konie. Głosy galopowania. Moja głowa leży na czymś... Otwieram oczy. Widzę plecy. Szybko prosto usiadłam. Leżałam na kimś... Jakie to zawstydzające. Patrzę na niebo. Jakby był poranek? Czy to następny dzień?
— Ile spałam? — Mężczyzna na wierzchowcu cicho jedzie.
— Około 20 godzin. — O boże. Musiałam być bardzo męczona. Po tym cicho siedziałam. Mimo wszystko czułam się wyspana i pełna sił.
Popatrzyłam na krajobraz. Po kilku minutach dojechaliśmy do stolicy, po drogach do zamku. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Z przerażeniem. Obrzydzeniem.
~~~~•~~~~
Zostaje przeprowadzona do podziemi zamku. Przechodząc przez korytarze, znajdowały się klatki z więźniami. Przede mną idzie dwóch strażników i za mną też. Oczywiście mam zakute ręce kajdankami.
W pewnym momencie jeden z strażników otwiera jakąś cele i popycha mnie do środka. Upadam na zimną podłogę. Zamykają i odchodzą. Wzdycham. Rozglądam się po pomieszczeniu. Na końcu przy ściśnie stoi jakieś łóżko.
Siadam na podłodze. Nawet nie mam co robić. Ręce mam zakute. Pewnie boją się, że ucieknę. Jestem cała brudna. Ciekawe ile będę musiała tutaj siedzieć. Moje ubrania są podarte... Wyglądam jak jakiś bezdomny.
Opieram plecy o ścianę. Ciemność. Oświetlają tylko lampy. Uch... Co mam niby robić? Może spróbuje przepalić... Nie. Mogę się poparzyć. To zły pomysł. Przekopać się? Nie mam czym. Mogę przepalić kraty. To napewno uda się. Tylko mogą strażnicy nadzorować. Ciekawe jaka jest godzina... Jaki mam wyrok. Basanti... Alpana... Ciekawe co myślą? Martwią się? Napewno. A Rohini? A on... Chyba zamorduje króla za to. Wasza Wysokość. Myśle, że już wiem co chciałeś zrobić.
~~~~•~~~~
(Mała informacja od autorki. Na samej górze znajduje się piosenka, którą możecie sobie włączyć w tym momencie historii. Oczywiście jeszcze dam nazwę.Dancing in the dying light. Amarante. Zapraszam do dalszego czytania.)
Chyba koło południa dostałam jakieś jedzenie. Chleb i woda. Potem jakoś mi minęło. Liczyłam. Rysowałam niewidzialne rysunki na podłodze. Tak mi minęło do wieczora. W określonej godzinie mamy iść spać. Niestety nie wiem jak jest na zewnątrz. Właśnie położyłam się. Patrzę na sufit. Czy w ogóle usnę? Już dawno w takich warunkach nie spałam. Miałam tak przez chwile w sierocińcu.
W pewnym momencie usłyszałam szybkie kroki. Kilka osób. Chyba dwie... Zaintrygowana wstałam z łóżka. Ktoś podszedł do mojej celi. Słyszałam otwieranie celi. Trochu przerażona przygotowałam się na obronę. W ciemności nie widać twarzy. Ktoś podszedł do mnie bliżej.
Rohini?! Zdziwiona szybko wstaje i biegnę w jego ramiona. On także, odwzajemnia objęcie. Po kilku sekundach odchodzimy od siebie zauważam tego sługę króla! Ten z karocy. Stoi przed celą.
— Co tutaj robicie?! — Z emocji wykrzyczałam całkiem głośno. Rektor palcem pokazał ciszę. — Co tutaj robicie? — Szeptem zapytałam.
— To co myślałaś. — Ooo! Jednak to prawda. Chciał, żebym mogła potem żyć normalnym życiem, a nie bohaterem. Dyrektor złapał mnie za rękę. — Musimy szybko uciekać.
— No... Król wysyła pozdrowienia i przeprosiny za nie poinformowanie w
szczególności was o planie. — Służący odparł. — Ale później jeszcze porozmawiamy. Wóz jest gotowy na zewnątrz.— To chodźmy! Mam już dość tego miejsca! — Ciągnę za sobą Rohiniego. Służący prowadził przez korytarze. W sumie nadal nie znam jego imienia... Nigdy się nie przedstawił...
— Za zamkiem znajduje się tylne wyjście. Wie o nim tylko król. Tam będzie czekał wóz z woźnicą i przewiedzie was do uczelni. — Otwierał i przebiegał. Po jakimś czasie wyszliśmy z zamku.
— Panie...
— No o co chodzi? — Zatrzymaliśmy przed wozem. Służący patrzyła na mnie z ciekawością. Rektor ciągle trzymał mnie za rękę. Jednak teraz trochu się zawstydziłam... Przed tem zrobiłam to z emocji...
— ... Jak masz na imię? — Mężczyzna zaśmiał się.
— Przepraszam panienko. — Popatrzył na mnie z czułością. — Nie jestem przyzwyczajony przedstawiać się. Mam na imię Jayashri.
— Jayashri. Bardzo piękne imię. — Poczułam jak dyrektor mocniej zacisnął rękę. Mężczyzna uśmiechnął się.
— Do zobaczenia. Napewno kiedyś spotkamy się. — Zerknął na wóz. Różni ludzie coś przenosili na powóz. — Możecie wejść.
— Dobrze. Do zobaczenia Jayashri! — Uśmiechnęłam się do Rohiniego. — Chodźmy. — Kiwnął głową.
— Do zobaczenia. — Przeżegnał się ze służącym. Uśmiechnęłam się.
Weszliśmy razem do tego wozu. Oczywiście Rohini pomógł mi wejść do środka. Czekaliśmy jeszcze kilka minut.
~~~~•~~~~
Wyjeżdżając pomachałam. Siedziałam, opierając się o ramie rektora. Krajobraz nocny. Idealnie... Klimatycznie. Woźnica jedzie. Konie kopy tają po drodze.
— Rohini? — Nagle wypowiedziałam.
— Hm? — Odparł krótko. Było mi wspaniale. Słyszałam swoje szybsze bicie serca.
— Myślisz, że... będziemy mogli normalnie żyć? — Wzdychnęłam. — Czy naprawdę będę musiała przestać się uczyć?
— Na pierwsze to napewno. Niestety będziesz musiała przestać uszczęszazć... — objął mnie ramieniem. — Jednak mam w planach uczyć cię samemu.
— Naprawdę?
— Tak. — Pocałował mnie w czoło. Zarumieniłam się. Czułam... szczęście. — Będziesz mieszkać w moim domu w wiosce. Pojedziemy po twoje rzeczy.
— A co z Al i Basą? Będę mogli mnie odwiedzać? — Poczułam smutek na myśl tego.
— Oczywiście. Teraz są wakacje to będą mogli być z tobą nawet na kilka tygodni. — Popatrzył na mnie z uśmiechem. — Szczęśliwych 17 urodzin.
— Cooo?
— A ty co? Zapomniałaś o swoich urodzinach? — Nieśmiało polowałam głową. Zaśmiał się cicho.
— A ty dlaczego się śmiejesz?! — Pogniewałam się na niego. Przekręcił moją głowę do przed nim. Po chwili pocałował się mnie. Zdziwiona, ale szczęśliwa zamykam oczy i zatracam się w tej przyjemności.
— Jeszcze rok i będziesz już dorosła. — Pogłaskał mój zaczerwienione policzki. — Nie mogę uwierzyć, że już tyle minęło czasu. Pamietam jak byłaś jeszcze taka mała...
— A ty to po co to mówisz? — Uśmiechnął się.
— Po prostu wspominam. Niedługo jesteś dorosła i będę musiał z tobą porozmawiać na te tematy... — Zaczerwieniłam się. Zatkałam jego usta.
— Wiem o czym mówisz?! To mi niepotrzebne. — Ukrywał twarz w rękach.
— Czyli miałaś takie myśli... — Przypomniałam sobie ten sen. O nim. Z emocji uderzyłam go w twarz.
— Ała! A to za co?! — Złapał się za bolącą część.
— A przepraszam! — Pogłaskałam jego twarz. — A zasłużyłeś. Nie chce słyszeć nic o tym temacie. Jedynie kiedy będziemy kiedyś w przyszłości to robić.
— No dobrze. — Uśmiechnęłam się i pocałowała go. Widziałam jego zawstydzoną twarz. To jest wspaniałe. W końcu wszystko ułożyło się.
———————————————————————
995 słów
Już dochodzimy do końca książki. Jeszcze tylko kilka rozdziałów.

CZYTASZ
Kwiat ognia
FantasíaŻyła kilka tysiące lat temu. Została uśpiona na wieczny sen przez swoje dzieci. Bogini ognia Ignis stworzyła magię ognia i podarowała wiedzę o niej swoim dzieciom. Rozkazała, żeby ją czcić. Ludziom to się nie podobało i po kilkaset lat udało się pok...