Rozdział 14

5 2 0
                                    

Siedziałam z kilka minut. Ktoś nagle przybiegł. Uf... To tylko Alpana... Podchodzi do mnie i mnie uzdrawia. Poczułam się lepiej i nie czułam zmęczenia.

— D-dzięki Al... — Ze wdechami odpowiadam. Ona natomiast kiwa głową.Moje ubrania były we krwi. — Czy widziałaś Basantiego i Rohiniego?

— R-rohini p-pomaga ewakuować dzieci do tajnej piwnicy i w-walczy. A Basa... walczy... z kultem — Kiwam głową. Jak to mogło się stać? Wszystko przeze mnie! Mogłam nie zrywać tego kwiata!

Próbuje wstając, opierając się ręka o pień drzewa. Moje nogi są w lepszym stanie. Al bierze mnie pod ramie i idziemy razem do piwnicy. Ciągle mam wrażenie, że jakiś bóg zaraz tu zjawi się. Pewnie Ignis. Tak. Ona to wszystko zaplanowała. Niestety muszę nabrać siły. Idziemy truchtem do szkoły. Al otwiera tajne przejście w gabinecie dyrektora i wchodzimy schodami w dół. Po kilku minutach doszłyśmy. Zauważyłam dużo studentów. Dzieci, nie które zostały ranne. Rektorzy pomagali i pilnowali porządku. Nie widziałam Rohiniego..., ale Basa siedział.

Podeszłam z pomocą Alpany do niego.

— Al! Loli! — Ze szczęściem w głosie podbiega do nas i przytula. Mocno. — Tak jestem szczęśliwy, że z wami wszystko dobrze! — Wypuszcza nas z objęć.

— Basa... Wszystko z dobą w porządku? — Zapytałam się z troską w głosie. Widziałam, że ma bandaże na rękach ze krwi.

— Tak... Tylko kilka draśnięć. Chodźmy usiądź. Opowiem wam co mnie spotkało. — Z pomocą Al usiadłam na zimnej podłodze obok Basantiego. Trzymał mnie za rękę. Alpana również złapała moją drugą rękę. Poczułam wsparcie. Moje serce było szczęśliwe. Tylko martwię się o Rohiniego...

~~~~•~~~~

Po kilkunastu minutach opowiedział co u niego się działo. Już odzyskałam siły.Dostałam wodę do wypicia. Postanowiłam z przyjaciółmi wyjść na zewnątrz i powalczyć. Także miałam nadzieje znaleźć Rohiniego...

Ciała leżały. Krew wszędzie. Jak wojna. Obeszłam całą uczelnie. Nigdzie go nie ma. Całą paczką poszłam na zewnątrz. Rohini... Stałam chwile patrząc na niego. Był we krwi. Nagle ktoś mnie złapał. Moi przyjaciele są odciągani. Złapał mnie jakiś mężczyzna. Z kultu. Próbuje się wydawać, ale bez szans. Odciąga mnie. Wstaje i krzyczy głośno:

— Moi przyjaciele! Znalazłem córkę bogini ognia! — Pokazuje mnie i jestem zamrożona. Wszyscy ucichli. Mam nadzieje, że nie uwierzą... — Pamiętacie ostatnie słowa Ignis!  Oto jej córka. — Patrzę na moich przyjaciół. Oni stoją nieruchomo i zdziwieni. Nie mogę zerknąć na Rohiniego... Nie chcące widzieć jego reakcji... Wszystko stracone.

Wszyscy nagle nieruchomieli. Poczułam boską potęgę. Ignis... Wychyla się i pokazuje się. Wielka i potężna. Wygląda zupełnie jak ja. Czuję do niej gniew.

— Ja wróciłam! Wielka bogini ognia! Macie się mnie słuchać! To teraz ja tu rządze! — Głośnym i donośnym głosem odpowiada do wszystkich. Ciekawe czy z innej części królestwa usłyszeli to. Zostałam puszczona. Nie wiedziałam co zrobić. — Oto moja córka! — Wskazuje na mnie palcem.
Wszyscy odwracają się z gniewem w oczach. Aha... Pewnie myślą, że to ja to zrobiłam... Wypuściłam ją i przewodzę kultem... Jestem zdrajcą... dla nich.

Ze łzami uciekam. Nie wiem gdzie. Słyszę wołanie Basy. Ale nie odwracam się i biegnę dalej. W las. Dlaczego! Dlaczego! Dlaczego?! Nienawidzę siebie! Biegnę i biegnę. Dotarłam do świątyni... Ciekawe czy ktoś wie o tym miejscu inny niż Akshar... I tak nie mam gdzie iść... Wszystko zniszczone. Każdy teraz mnie nienawidzi! Zaciskam ręce w pieści.Siadam na schodach przed świątynią. Co teraz zrobić? Napewno nie wrócę. Jeszcze mnie zabiją albo coś gorszego. Stolica pewnie jest atakowana. Wdycham piękne leśne powietrze do płuc. Pogoda słoneczna. Bez chmur. Jakby nic się nie działo. Ach... Jutro są moje 17 urodziny... To nich nie będzie... Pewnie zostanę sama... bez przyjaciół... bez... Rohiniego... Daje głowę w kolana. Znowu płacze. Nie mogę przestać. Tyle próbowałam powstrzymywać  emocje i wybuchła w końcu. Chyba mnie wszędzie słychać.

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz