Rozdiał 33

2 1 0
                                    

— Wasza Wysokość?! — Król miał na sobie płaszcz z kapturem. Przyszedł sam.

— Csii... — Daje mi palec do ust. — Wpuścisz mnie do środka?

— D-dobrze...? — Niepewna wpuszczam króla do środka. Wasza Wysokość siada na krześle i ściąga kaptur. Ciągle mnie onieśmiela.Otwiera torbę i wyciąga księgę.

— Przyniosłem ci tą księgę. — Przesuwa do mnie ją. Ostrożnie biorę ją w ręce. Powoli otwieram i widzę tekst napisany starożytnym językiem. Niestety jeszcze nie opanowałam go w pełni. — Jak nauczysz się do przynieść do mnie bo to jest przekazywane z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie... — Wspominając o niej posmutniał. Basanti... Jego syn... Jedyny syn i rodzina... Ze wstydu odchyl głowę na dół i patrzę w podłogę.

— Wasza wysokość! Bardzo przepraszam... — Szlocham. Czuje łzy w moich oczach. — Przeze... Przeze mnie... twój syn... On umrze?! — Zapłakana upadam na podłogę. Kleczę na niej.

— Już. Już... — Klepie mnie po ramionach. — To nie twoja wina... — Nienawidzę tego. Nienawidzę tego. Jak mogą to mówić?! Kiedy to literalnie moja wina! — Spodziewałem się tego... Wiesz... znam słowa..., więc domyśliłem się, że mój syn będzie zagrożony...

— Jak.. Jak mogłeś poświecić swojego syna dla mnie... dla królestwa! — Płacze głośno.

— Władca powinien myśleć rozumem, a nie sercem... mimo, że to bolesne... — Głaszcze moje włosy. — Takie już moje życie... jako król.

— A-ale to niesprawiedliwe!

— Takie już moje przeznaczenie. — Milczał. Płakałam na podłodze, a on mnie głaskał. Po włosach, ramionach, plecach. Nic nie mówił. — Zamierzam wziąć ślub. — Milczałam. — I mieć dziedzica.

— To okrutne... — Przetarłam twarz i wstałam. — Dziękuje Waszej Wysokości za księgę i... za wszystko co zrobiłeś. — Zawstydziłam się. Widział mnie jak płacze...

— To była moja powinność. — Uśmiecha się smutno. Wodze w jego oczach ból. Ból straty kolejnej dla niego ważnej osoby mimo, że nawet nie znał go.

— Wasza Wysokość... Moim zdaniem powinien powiedzieć o wszystkim Basantiemu... Zasługuje na to... — Niepewnie o tym mówi. Król stał. Chyba się zastanawiał. — Proszę...

— Dobrze. Powiem mu. Ale musisz pojechać ze mną.

— Ale— Zostaje mi przerwane.

— Powiadomisz o tym tego Urviego i pojedziemy teraz. Do szkoły. — Pokiwałam głową na zgodę. Nic nie mogę zrobić. W końcu to jest król.

— Ale nie mogę iść na uczelnie. Jestem więźniem.

— Zmienimy ci wygląd. Napewno masz w tej księgę takie zaklęcie. — Wzdycham. Ale będzie przygoda...

~~~~•~~~~

Po 20 minutach jedziemy wozem do szkoły. Wasza Wysokość jest oczywiście zakryty kapturem bo ktoś mógł go rozpoznać. Powiedział mi, że nikt nie wie, że wyjechał. Taki nierozsądny. Nie mogę czasami uwierzyć, że ma ponad 300 lat. Jeszcze nawet nie ma królowej i dziedzica. Zazwyczaj magowie umierają jak mają około 350-400 lat. Najstarszy mag miał w historii prawie 600 lat. To zależy od siły many człowieka.

— Będziemy pod wieczór na miejscu. — Odpowiada pan woźnica. Jadę z królem. Ja mam zmieniony wygląd. Czerwone włosy i fioletowe oczy. Tak to mnie nikt nie rozpozna. Siedzę i patrzę na krajobraz. Las. Teraz aktualnie jedziemy przez las.

— O czym myślisz? — Wyrwało mnie to. Przerzucam wzrok na króla. — Co? Nie masz nic do powiedzenia? Po mi się nudzi.

— Ale o czym mamy porozmawiać? — Wasza Wysokość przybliża się do mnie.

Kwiat ogniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz