Nastolatkowie usłyszeli co powiedziała, ale kiedy wychodzili z ciemnego lasu, słońce oślepiało ich na tyle mocno, że nie byli w pierwszej chwili w stanie ujrzeć widoku, który dostrzegła wychowawczyni.
Kiedy odzyskali już ostrość wzroku, zobaczyli jedynie ogromne, szaro–czarne skały i trochę trawy pomiędzy niektórymi z nich. Jedne usytuowane były tak ciasno, że nie sposób było między nimi przejść, a między kolejnymi znajdowały się poł metrowe szczeliny. Całość wyglądała jak kilkumetrowy, dziurawy płot, wykonany w całości z połączonych ze sobą głazów. Niestety skały te nie tworzyły typowego, wąskiego ogrodzenia, a stały jedna obok drugiej w długości i szerokości, a ominięcie ich wymagałoby od wszystkich kilku dni wędrówki, gdyż nie było widać miejsca, w którym kończy się długość muru.
– Chyba sobie pani żartuje – zadrwiła Teresa i usiadła na ziemi, opierając się plecami o jedną ze skał. Spragniona wyjęła ze swojego plecaka wodę i wypiła prawie połowę butelki.
– Jak ja dałam radę przez to przejść kilka razy, to i wam się uda. Jesteście młodzi, zdrowi i dobrze karmieni, przez co macie czasem za dużo energii – rzekła pani Eleonora, wyjmując prowiant z plecaka, który Albert niedbale rzucił w trawę.
– Ale ja już nie mam siły – narzekała wciąż Teresa, ale wychowawczyni zignorowała te pełne bólu jęki.
Anastazja schowała się przed słońcem pod skałami, zajmując miejsce tuż obok Teresy, a Albert wykonał kilka skłonów i rozciągnięć, po czym z dużą zwinnością wdrapał się na wysokie skały. Po bardzo krótkiej chwili zeskoczył z nich jednak, jak poparzony.
– Co ci się stało? – zapytała zmartwiona Anastazja i uniosła się lekko.
– Będziemy musieli poczekać, aż słońce trochę zajdzie. Na skałach jest tak gorąco, że nie da się wystać. Jest jak w piekarniku! – tłumaczył Albert, przykładając dłonie do ziemi, aby je ochłodzić.
– Właśnie dlatego zależało mi na postoju właśnie w tym miejscu. Możecie się zdrzemnąć, jeśli chcecie. Poczekamy tu trochę, odpoczniemy i ruszymy dalej, jak tylko skały ostygną – wychowawczyni oznajmiła dalszy plan działania i podała wszystkim konserwy oraz suchary, które przygotowała Hela.
Pani Borgacz zjadła swoją porcję, odczekała kilkanaście minut i zniknęła gdzieś pomiędzy skałami, bełkocząc pod nosem coś niezrozumiałego.
– To nie jest dobre jedzenie – marudziła Teresa, biorąc kolejnego gryza suchara.
– Co ty mówisz, mnie smakuje – nie zgodził się Albert, który już dawno strzepał z siebie okruszki po jedzeniu.
– A ty co myślisz, Anastazjo? Prawie nic nie zjadłaś – rzekła Teresa, widząc, że Anastazja swoją porcję jedzenia wciąż trzyma w dłoniach.
– Co? Ale o czym? – spytała rozkojarzona dziewczyna.
– Ktoś tu chyba ma głowę w chmurach – zaśmiała się Teresa.
– A gdzie podziała się pani Borgacz? – zapytał Albert, rozglądając się na boki.
– Chyba wspominała, że musi coś sprawdzić i weszła pomiędzy skały – odpowiedziała mu Anastazja.
Anastazja siedziała ze skrzyżowanymi nogami i patrzyła w jeden punkt, trochę przerażając tym swoich przyjaciół. Była nieobecna i wyglądała jakby intensywnie nad czymś myślała. Do tego była nienaturalnie blada i apatyczna.
– Wszystko w porządku? – zmartwił się Albert, kładąc swoją dłoń na jej, zdecydowanie mniejszej. – Jesteś strasznie zimna.
– Czuje się jakoś dziwnie, boli mnie głowa i właściwie to... całe ciało. Chyba mam dreszcze – próbowała wyjaśnić swoje objawy, ale mówiła bardzo niewyraźnie.
– Pewnie się rozchorowałaś przez to spanie na ziemi. Może poszukamy pani Eleonory? – zaproponowała Teresa i rozejrzała się wokół siebie.
– Nie, nie czuję się chora – zaprzeczyła Anastazja.
– To o co chodzi? – spytał Albert, zaskoczony tym twierdzeniem.
– Nie wiem, jak mam to określić, ale czuję, że... powinnam gdzieś iść. Im bliżej tych skał byliśmy... tym bardziej to czułam – mamrotała cicho.
– Spróbujmy się zdrzemnąć, może zrobi ci się lepiej – zaproponował Albert i wyciągnął koc z plecaka.
– Możemy spróbować – zgodziła się i delikatnie uśmiechnęła, a Albert nakrył ją kocem od stóp, po samą szyję.
Anastazja i Teresa zasnęły w cieniu skał, a Albert zmartwiony stanem przyjaciółki, starał się ją cały czas obserwować. Nastolatkowie nie wiedzieli, gdzie jest ich wychowawczyni, ale byli pewni, że ich nie zostawiła i za chwilę wróci. Oczywiście mieli rację. Pani Eleonora stanęła nad nimi i obudziła dziewczęta, uderzając łyżką o metalowy kubek. Nawet Albert nie zauważył, że wróciła, gdyż na chwilę udało mu się zdrzemnąć.
– Słońce się przekręciło, wstawać, bo dostaniecie udaru! – rozkazała, a nastolatkowie zaczęli przecierać oczy.
– Gdzie pani była? – zapytał zaciekawiony Albert, zasłaniając oczy przed słońcem.
– Chciałam coś sprawdzić – odrzekła stanowczo.
– Anastazja źle się czuje – oznajmiła Teresa, dotykając dłonią policzka przyjaciółki. – Jest rozpalona.
Pani Eleonora zbliżyła się i zewnętrzną częścią dłoni dotknęła czoła ledwo przytomnej dziewczyny, która coś tylko mamrotała pod nosem, ale nikt nie był w stanie zrozumieć ani jednego słowa.
– Może się rozchorowała przez tę noc w lesie – wysnuła teorię nauczycielka.
– Co zrobimy? – zapytał zmartwiony chłopak.
– Nie mam pojęcia, chyba będziemy musieli poszukać jakiejś drogi i zabrać ją do lekarza – oznajmiła i podparła brodę ręką.
– Anastazja mówiła, że czuje jakby miała gdzieś iść. Uznaliśmy, że się przeziębiła i zaproponowaliśmy drzemkę – opowiadał Albert, a pani Borgacz patrzyła na niego z przejęciem.
– Tak, mówiła jeszcze, że czuje to bardziej, im bliżej tych skał jesteśmy – dodała od siebie Teresa, przypominając sobie słowa przyjaciółki.
– To bardzo interesujące, co mówicie, ale w takim razie musimy ją stąd jak najszybciej zabrać – powiedziała pani Eleonora i zaczęła pakować ich rzeczy.
– A może właśnie nie musimy – rzekł Albert po chwili zastanowienia.
– O czym ty mówisz? Spójrz na nią, musimy ją zabrać do lekarza! – wzburzyła się Teresa.
CZYTASZ
TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔
FantasyZapraszam na lekkie fantasy, dotyczące gwiazdozbiorów zodiakalnych. Kiedy jedno z nich znika bez śladu, pozostali dowiadują się, że muszą nauczyć się kontrolować swoje moce, by stawić czoła mrocznym i nieznanym siłom, które kryją się za zaginięciem...