Rozdział 2

56 11 2
                                    

– Co to właściwie było? To właśnie to widziałaś? – zapytała zdezorientowana Teresa, kiedy przyjaciele otrząsnęli się i otrzepali z czarnego pyłu.

– Chyba tak..., ale wyskoczyło tak nagle! Nawet nie zauważyłam kiedy... dziękuję Albercie, gdyby nie ty, to nie wiem, co by się stało – odpowiedziała przeczesując swoje roztrzepane włosy, na co Albert tylko uśmiechnął się delikatnie, w oczach mając wciąż widoczny strach.

– Właśnie, co to były za płomienie Albercie? – dopytała chłopaka Rozalia.

– Jakie płomienie? – Albert wydawał się być bardzo zdziwiony. Jakby zupełnie nie wiedział o jakich płomieniach opowiada przyjaciółka.

– Kiedy ta... kula światła zaczęła lecieć w waszą stronę, z twoich dłoni zdawało mi się..., że zaczęły wydobywać się czerwone płomienie – odpowiedziała Teresa, starając się jak najwięcej gestykulować.

Albert stanął przerażony i wpatrywał się przez chwilę w przestrzeń, próbując przypomnieć sobie szczegóły z tego krótkiego wydarzenia, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Jakby jego umysł nie zarejestrował tego, o czym mówiła Rozalia. Czuł się bardzo zmęczony i przygnębiony, a jednocześnie podekscytowany. Nie chciał jednak zdradzać przyjaciółkom, że przez chwilę zupełnie zapomniał o bólu głowy i przeziębieniu, gdyż właściwie wszystkie objawy całkowicie zniknęły.

– Ja nic nie rozumiem... muszę ochłonąć – chłopak schował ręce do kieszeni i spojrzał błagalnym wzrokiem na Anastazję, która od razu zrozumiała jego niewypowiedzianą prośbę.

– Wracajmy do Motyla, wszyscy jesteśmy zdenerwowani i zmęczeni. Porozmawiamy o tym jutro – powiedziała, starając się zdjąć z Alberta ciężar odpowiedzialności za wyznanie odpowiedzi, której nie potrafi udzielić.

Rozalia i Teresa zgodziły się z Anastazją, a więc Albert mógł odetchnąć z ulgą. Przez całą drogę powrotną nastolatkowie starali się analizować to, co wydarzyło się nad jeziorem. Próbowali wymyślić jakieś sensowne wytłumaczenie i przypomnieć sobie wszystkie, nawet najmniejsze szczegóły. Choć nie chcieli tego przyznać, pewne było dla nich tylko to, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo.

Kiedy wrócili do Motyla na dworze zaczynało się już ściemniać. Przyjaciele umówili się, że najlepiej będzie, jeżeli porozmawiają rano, kiedy ich umysły będą świeże i nie zalęknione przez rygor wychowawczyni. Pani Borgacz zmartwiła się nawet, kiedy nie zobaczyła ani jednego z czworga przyjaciół na kolacji, ale uznała, że prawdopodobnie się pokłócili i nie zamierzała wtrącać się w ich relację. Nie była ona typem osoby, która zatroskana przyniosłaby kolację każdemu z osobna pytając, co właściwie się między nimi stało. Zamiast tego, rozdała jedzenie pozostałym dzieciakom, których było w sumie dziesięcioro i zabrała się za czytanie książki, która po okładce zdawała się być z gatunku romansem. Trudno było to rozpoznać, ponieważ książka wyglądała na wiekową. Pod zadrapaniami i przyżółconym papierem można było zauważyć elementy, składające się w kawałek czerwonej sukienki i garnituru.

Albert próbował skupić się na pisaniu drugiego referatu, jednak wciąż zachodził w głowę, o jakie płomienie mogło chodzić jego przyjaciółkom. Wszystko działo się tak szybko, że działał instynktownie i nie był w stanie przypomnieć sobie teraz żadnych szczegółów. Wiedział tylko tyle, że nagle nie liczyło się nic innego, jak ochrona przyjaciółki. Pamiętał jedynie, że poczuł, jak dziwne ciepło przepływa przez całe jego ciało, a następnie w jakiś sposób próbuje się uwolnić. Myślał, że to strach spotęgowany bliskością jasnego pocisku. Natłok emocji nie pozwalał mu jednak dojść do żadnego sensownego wniosku. Mimo to czuł, że jest w doskonałej formie fizycznej i nawet teraz byłby w stanie przebiec bez problemu kilka kilometrów. Nie było śladów zmęczenia ani przeziębienia, które czuł dzisiaj rano.

Anastazja również tego wieczoru nie mogła przestać myśleć o świetlistej kuli i płomieniach, które zauważyła przez lekko odsłonięte oko. W pierwszym momencie myślała, że coś się jej przewidziało, jednak okazało się, że się myliła. Zastanawiała się też, dlaczego tylko ona była wstanie zobaczyć te piękne światło w głębi jeziora i właściwie, dlaczego ją zaatakowało. Nie dawało jej spokoju także to, że Albert właśnie ocalił jej życie, zasłaniając ją własnym ciałem. Nie do końca wiedziała, jak tego dokonał, jednak była mu niebywale wdzięczna. Martwiła się, że teraz wszystko się zmieni.

Około północy, ubrany w piżamę Albert wciąż czuł się wypoczęty i nie mógł zasnąć. W jego głowie wciąż kłębiły się myśli, dotyczące dzisiejszego niezwykłego wydarzenia. Nie chciał jednak wymykać się do ogrodu z przyjaciółkami, a samemu przeanalizować zaistniałą sytuację. Nie miał bladego pojęcia, o czym mógłby z nimi porozmawiać i jak wyjaśnić to, co zaszło nad jeziorem. Wszystkie będą przecież pytać, co to za płomienie i skąd się wzięły, a on przecież nie miał o tym bladego pojęcia. Albert wiedział bowiem tylko to, że kiedy pojawiły się płomienie, poczuł się niezwykle silny, jakby mógł zrobić wszystko czego pragnął. Do tej pory nie znał tego uczucia i bardzo chciał poczuć je jeszcze raz.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz