...

47 14 1
                                    

Albert zszedł po cichu do piwnicy budynku i przez skrzypiące okno, wyszedł do ogrodu, kiedy wszyscy spali. Wdrapał się na dach i ku swojemu zdziwieniu zauważył tam owiniętą w koc Anastazję. Już miał się wycofać i zeskoczyć z powrotem na ziemię, ale dziewczyna słysząc jego kroki odwróciła głowę. Blask jej oczu, w których odbijało się księżycowe światło dziwnie przyprawił chłopaka o dreszcze, ale i uspokoił jego szybkie bicie serca.

– Nie możesz zasnąć? – zapytała dziewczyna.

– Tak, ty pewnie też – stwierdził i rozsiadł się obok pozwalając swoim stopom dyndać swobodnie z dachu. – Jak tu weszłaś?

– W piwnicy jest skrzynka po narzędziach. Dosyć wytrzymała.

Anastazja siedziała pod miękkim, niebieskim kocem, nogi miała skulone, a twarz opartą na swoich złączonych dłoniach. Wyglądała jednocześnie na zmęczoną i pełną życia. Jej twarz oświetlał jedynie okrągły, srebrzysty księżyc, próbujący przebijać się przez gęste chmury.

– Nie wiem co tam się stało Albercie, nie mam pojęcia. Ale ta kula światła! – spojrzała na chłopaka, który teraz wpatrywał się jej głęboko w oczy, mówiła szybko i tak samo oddychała, jakby miała za chwilę zachłysnąć się powietrzem – jakby coś mnie przyciągało z tego jeziora! Ale poczułam się też strasznie bezbronna i przerażona – dziewczyna skuliła się bardziej, spoglądając co chwilę na lekko zachmurzony księżyc.

– Ja też nie wiem, jak to wyjaśnić, ale czułem coś podobnego. Nie z tą kulą światła ani jeziorem, ale ogniem, który podobno wypłynął z moich dłoni. Nagle zrobiło mi się gorąco i czułem, jak wypełnia mnie siła! Czułem się przerażony, ale jedyne o czym myślałem, to żeby cię ochronić. Byłem zdeterminowany i... sama widziałaś – Albert potrząsnął kilka razy dłońmi, jakby w ten sposób próbował zrozumieć, co się stało.

Anastazja odchyliła swój koc i okryła delikatnie chłopaka, na tyle ile była w stanie nie podnosząc się z miejsca.

– A jeśli to nie przypadek, jeżeli to początek czegoś nowego? – zapytał pełen pasji i nadziei, spoglądając w błękitne oczy dziewczyny.

– Mam nadzieję, że tak... tylko oby to było coś dobrego – odpowiedziała i speszona odwróciła głowę, spoglądając na swoje stopy.

– Może spróbuję coś zrobić? Jakoś znowu wywołać te płomienie?! – zapytał próbując uratować zgaszoną atmosferę, na co Anastazja pokiwała nieśmiało głową.

Albert skrzyżował swoje nogi i patrząc na dłonie próbował w jakiś sposób wywołać ogień, który widziano poprzednim razem. Jego policzki nabrały purpurowego odcienia, a płuca oddały oddech, jakby za chwilę miał wyzionąć ducha. Wyraz twarzy chłopaka świadczył o ogromnym wysiłku, ale nic się nie wydarzyło.

– Coś na pewno robię nie tak – powiedział wycierając dłonie w spodnie od piżamy i ciężko oddychając.

– Może wtedy czułeś coś innego? Odczuwałeś strach... no i do tego wiedziałeś, co chcesz no wiesz, podpalić... a tutaj możesz jedynie dach, Anastazję, mnie lub siebie, ale każda z tych opcji wydaje się kiepska! – zaśmiała się Teresa, która jak się okazało obserwowała całą sytuację od kilku minut.

Anastazja podskoczyła ze strachu, tak samo jak Albert, kiedy usłyszeli jej głos za plecami.

– Nie skradaj się tak, bo dostaniemy zawału! – Albert skomentował zachowanie przyjaciółki głośnym szeptem.

– Co tu robicie? Przecież mieliśmy porozmawiać o wszystkim jutro... wszyscy razem – powiedziała ciemnowłosa dziewczyna unosząc lekko brew i kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa swojej wypowiedzi.

– Nie mogłem spać, przyszedłem tu i znalazłem Anastazję, a co Ty tutaj robisz? – zapytał podejrzliwie Albert.

– Mam tak samo jak wy, nie jestem w stanie przestać myśleć o tym, co się wydarzyło nad jeziorem – usiadła obok Anastazji i przeciągnęła na swoją stronę kawałek koca.

Anastazja wierciła się chwilę i nerwowo szukała czegoś w swoich kieszeniach, wyciągając z nich kilka papierków po czekoladowych cukierkach i zwiniętych fiszek do nauki. Teresa i Albert obserwowali chwilę jej poczynania z uśmiechem na ustach.

– Co ty właściwie robisz? – zapytała ciemnowłosa dziewczyna, próbując zostać pod kocem, który Anastazja przeciągała raz w jedną, a raz w drugą stronę.

– Mam! – krzyknęła po chwili blondynka unosząc w dłoni kawałek zgniecionej kartki. – To ściąga Alberta, która wypadła mu na egzaminie! Złapałam ją i schowałam do kieszeni, zanim pani Borgacz to zauważyła – powiedziała z przekąsem spoglądając na chłopaka.

– Po co nam to? – zapytał zdezorientowany Albert, drapiąc się w tył głowy.

– Teresa ma rację, nie masz czego tu podpalić. Może kiedy skupisz się na tej jednej kartce coś z tego wyjdzie – rozprostowała papier w dłoni i położyła go na leżącym obok metalowym kawałku rynny, który oderwał się po ostatniej burzy.

Albert popatrzył chwilęna przyjaciółki, pokiwał głową i potarł dłonie o siebie. Wstał, rozprostował kręgosłupi zrobił kilka kroków w miejscu, uważając by nie stanąć na przegniły kawałekdachu. Dmuchnął w dłonie i skupił całą swoją energię na pogiętej kartce. Patrzącna nią, przypomniał sobie stres, który towarzyszył mu, kiedy ściąga wypadła podnogi Anastazji. Dziewczyna mogła mieć przez niego niemałe kłopoty. Jegopoliczki znów przybrały barwę purpury, ale teraz przynajmniej próbowałoddychać. Nastolatkowie poczuli na swoich twarzach powiew zimnego wiatru. Wiałoi huczało coraz głośniej z każdą nadchodzącą chwilą, a płatki przekwitniętychkwiatów, które leżały na ziemi zaczęły wzbijać się w górę i wirować wokół nich.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz