... koniec

61 9 13
                                    

Anastazja wstała z miejsca i odbiegła kilka kroków. Wyciągnęła ręce i utworzyła z wody z jeziora kule, którymi po kolei rzucała w Wężownika. Ten jednak zaśmiał się tylko, odbijając je od siebie, a wąż, który go oplatał schował teraz łeb za ramieniem właściciela.

– A więc to ona tak cię wtedy załatwiła – mężczyzna powiedział cicho do swojego węża. – Masz za mało mocy dziecko, żeby powstrzymać nas wszystkich! A tym razem i tak ci się nie upiecze! To przez ciebie mnie zauważyli. Gdybyś się wtedy nie wtrącił w to co robię! – wydzierał się ze złością, a Anastazja próbowała odnaleźć sens w jego słowach.

Anastazja stała już tuż nad przepaścią i rozglądała się nerwowo we wszystkie strony, a Wężownik szedł ku niej szybkim krokiem.

– Nie chcesz po dobroci, to zaciągnę cię tam siłą! Potrzebuje was wszystkich... – mruczał zdenerwowany pod nosem, ale Anastazja była w stanie to usłyszeć. Złapał dziewczynę za dłoń i ciągnął za sobą, prowadząc do jeziora. W tym samym momencie pani Eleonora oswobodziła ręce swoje, jak i Elgizibiusza, Arona i Teodora, czekając na odpowiedni moment.

– Porwałeś naszą córkę! A teraz masz czelność szarpać kolejną! – krzyczała rozżalona pani Eleonora i rzuciła się na Wężownika ze sztyletem, który nosiła przy pasku. Ten jednak zapadł pod nią ziemię zanim zdążyła do niego podbiec i ponownie zaśmiał się z pogardą. Arona i resztę zatrzymał, zrzucając z siebie węża, który urósł nagle do rozmiarów, które osiągnął, gdy atakował w Motylu. Mężczyźni walczyli z nim dzielnie, ale w końcu wąż oplótł ich swoim wielkim cielskiem, nie dając najmniejszych szans na ucieczkę.

– A więc próbowaliście mnie oszukać! Kto by się spodziewał! Biedna mała Aurora... taka niewinna... – gestykulując wypuścił na chwilę dłoń szamoczącej się Anastazji, która wykorzystując okazję, odbiegła na sam kraniec przepaści. Wiedząc, że nie jest w stanie pokonać go w pojedynkę i znając swoje przeznaczenie, zdecydowała się wykorzystać jedyną możliwość, jaka przyszła jej na myśl.

– Nie pozwolę ci zabrać mocy moich przyjaciół i przejąć naszych mocy... Ty jesteś chory! – krzyknęła Anastazja i popatrzyła na swoich przyjaciół. Spojrzała w oczy Alberta, przy których zatrzymała się na dłuższą chwilę, a także w oczy Teresy i Rozalii które podejrzewając jaki plan ma Anastazja, zaczęły rozpaczliwie kręcić się w miejscu.

– Anastazjo, nie rób tego! Błagam! Ja... ja nie mogę cię stracić... ja cię kocham! – krzyczał zrozpaczony Albert, próbując powstrzymać przyjaciółkę. Ta popatrzyła na niego, a z jej oczu ciurkiem zaczęły wypływać łzy. Przełknęła jednak głośno ślinię i ponowie zwróciła wzrok na Wężownika.

– Czułam, że przepowiednia okaże się prawdziwa, jednak zastanawiałam się w jaki sposób... cieszę się jednak, że to mi przypadła ta rola. Po tym, co do mnie mówisz czuję, że nie pierwszy raz masz ze mną do czynienia – Anastazja uśmiechnęła się do niego pogardliwie i cofnęła się jeszcze o krok.

– An, co ty chcesz zrobić?! – krzyczała Teresa.

– Nie myśl o tym nawet! Znajdziemy inny sposób – dołączył się Albert.

– Coś wymyślimy, nie waż się nic robić! – krzyknęła pani Eleonora.

– Anastazjo błagam! Dopiero cię odzyskałam! – dołączyła się również Rozalia.

Anastazja z całej siły próbowała nie spoglądać więcej na przyjaciół i całkowicie ignorować ich krzyki. Wciąż patrzyła na Wężownika z pogardliwym, wyrazistym uśmiechem, a na jego twarzy zagościło przerażenie. Anastazja natomiast nie wyglądała na przerażoną ani tym bardziej słabą.

– Mam nadzieję, że nikomu już nigdy nie zdołasz wyrządzić krzywdy. Cofnęła się o jeden krok do tyłu. Wężownik zaśmiał się, nerwowo i machnął ręką, a za Anastazją zaczął powoli wyrastać mur, dzielący ją od wielkiej otchłani. Anastazja również podniosła rękę do góry, a woda z jeziora niczym rozpędzona fala ruszyła ku nim, powalając Wężownika i spychając dziewczynę przepaść.

– To nie możliwe... – powiedział Wężownik, podnosząc się z ziemi i wypluwając resztki błota z ust. Wąż, który otaczał mężczyzn odpuścił i podpełznął do swojego pana, przybierając standardowe rozmiary. Oplótł go ciałem i syczał na wszystkie strony, jakby stawał do walki w jego obronie.

Księżyc zaczął uwalniać się spod wpływu zjadającej go planety i znów powoli oświetlał ziemię swoim blaskiem. Nastolatkowie zostali oswobodzeni spod jego magii i mogli zdjąć dłonie ze swych symboli. Młodzi ludzie, którzy byli pod władzą Wężownika stali skołowani, jakby właśnie wybudzili się z głębokiego koszmaru. Popatrzyli na niego oczami pełnymi rozpaczy i wściekłości

– Dzieciaki, wy chyba wiecie, że jestem po waszej stronie!? – zapytał zdesperowany Wężownik.

– Porwałeś Rozalię jej rodzicom... skrzywdziłeś ich wszystkich a moja przyjaciółka poświęciła się na ich oczach, żebyś tylko nie przejął naszych mocy! – krzyczała rozżalona Teresa, obserwując nieznanych nastolatków.

– Tak mi się odwdzięczacie za to, co dla was zrobiłem?! – zbulwersował się, zgromił ich wzrokiem, wstał i podniósł dłonie, przyjmując bojową postawę. Jego wychowankowie nie pozostali mu jednak dłużni i sami, własnymi mocami stanęli przeciw niemu. Pchali go w stronę przepaści, jednak pani Eleonora wyprzedziła ich szybko.

– Ja się tym zajmę. To sprawa między mną, a nim – powiedziała stanowczo i wyjęła swój sztylet.

– Och Eleonoro. Ja wszystko robiłem dla nich! – starał się bronić. – Ja tylko znalazłem Aurorę pod śniegiem i się nią zaopiekowałem. Kiedy odkryłem, że może nie być taka zwyczajna, postanowiłem odszukać cię i położyć ją pod twoje drzwi! Ty jednak nie poznałaś własnego dziecka – manipulował, a kobiecie łzy napłynęły do oczu ze złości. Bez namysłu ruszyła na niego z wściekłości ściskając w ręku swój sztylet. Pchnęła go do tyłu, wywracając na plecy. Zatrzymała się jednak i zmierzyła jego żałosną postać od stóp do głów.

– Życie powinno być dla ciebie karą. Śmierci się nie boisz... chcesz jej! – wykrzyczała rozpaczliwie.

Wężownik spojrzał na nią wzrokiem podstępnego lisa i roześmiał się pogardliwie, wyszczerzając zęby. Wstał utrzymując uśmiech na twarzy i powolnym krokiem odsunął się od Eleonory, przybliżając się niebezpiecznie blisko do urwiska. Kobieta domyślając się, czego chce dokonać mężczyzna złapała po jego rękę. Ziemia pod nim zapadła się jednak szybciej niż zdążyła chwycić za jego dłoń i z wielkim hukiem, zabrała Wężownika w swoje czeluści. Pani Eleonora popatrzyła za nim chwilę, ale nie była w stanie zrobić nic więcej. Upadła na kolana, a wychowankowie podbiegli do niej i przytulili kobietę z całych sił, nie kryjąc swoich łez i słabości. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co zrobiła dla nich Anastazja i że już nigdy jej nie zobaczą.

– Spójrzcie tam! – krzyknął Elgizibiusz i wskazał dłonią niebo, które zrobiło się całkowicie bezchmurne. Gwiazdozbiór Skorpiona rozbłysnął białym, srebrzystym światłem, odbijając się w tafli jeziora.



xxx

Tak, to już koniec historii. Bardzo dziękuję za wsparcie, słowa krytyki i wszelkie komentarze oraz gwiazdki. Są one bardzo ważne dla autora :)

Mam nadzieję, że zobaczymy się w innych opowieściach :) 

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz