29

8.4K 273 16
                                    

Flavio.

Na lotnisko dojechaliśmy po małej godzinie. Wjechałem na pas startowy. Nie musiałem pokazywać dokumentów, ona też nie. To był prywatny lot, co za tym idzie prywatny samolot. Zaparkowałem niedaleko maszyny, wyszedłem, a ona zaraz po mnie gdy otworzyłem jej drzwi. Facet od walizek lądował wszystkie do samolotu. Podałem mu kluczyki gdy wracał się po kolejną.

- za tydzień ma tu stać.

Rzuciłem na odchodne. Miał zaparkować samochód w garażu lotniska by ten czekał aż wrócimy.

Chwyciłem ją za rękę i ruszyłem w stronę schodów prowadzących na pokład. Stewardessa stała w drzwiach, widziałem, że nie jest zadowolona, że jestem z kobietą. Cóż, zazwyczaj latałem z Dario, a ona umilała mi ciągnące się godziny. Wiedziałem, że dwóch kobiet nie zniosę na pokładzie.

- dobry wieczór Panie Rossetti.

Nałożyła na twarz sztuczny uśmiech gdy przepuszczała Sofie by ta weszła do środka.

- tym razem masz wolne.

Sztuczny uśmiech znikł.

- ale..

Wziąłem głęboki oddech.

- masz wolne albo cie zwalniam, wybieraj.

Nie odpowiedziała. Pieprzyła niezrozumiale coś pod nosem sama do siebie, wróciła po swoje rzeczy i zaraz schodziła schodami na dół. Wszedłem do środka, przywitałem się z kapitanem dając znać, że zaraz możemy startować. Ściągnąłem marynarkę i usiadłem na przeciwko Sofii.

- ile lecimy?

Zapytała.

- około siedem godzin.

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Wyrzuciła ręce do góry i westchnęła.

- umrę na tym fotelu przez tyle czasu.

Zaśmiałem się. Podejrzewam, że takich wygodnych nawet w domu nie ma.

- tam jest łazienka, tam sypialnia jakbyś chciała się przespać i z racji, że wyjebałem stewardesse, to z barku też musimy się obsłużyć sami, więc jest o tam.

Pokazywałem kolejno palcem. Na wieść o barku od razu zaświeciły jej się oczy.

- powiedz, że masz te zajebiste orzeszki.

Skinąłem głową i to wystarczyło. Wystrzeliła jak z procy w stronę barku. Obserwowałem co robi. Wyciągnęła z dziesięć paczek, wzięła butelkę whisky i wróciła na miejsce.

Wyciągnąłem rękę po jedną paczkę orzeszków jednak zaraz zostałem w nią uderzony. Spojrzałem na jej twarz zszokowany.

- chyba żartujesz, że zjesz to sama.

Wzruszyła ramionami.

- sugerujesz że nie dam rady?

- nie.

- to może sugerujesz, że jak zjem to będę gruba?

- nie.

- to może już jestem gruba i boisz się, że przybędzie mi dodatkowych kilogramów?

- na litość boską, nie.

- więc o co chodzi?

Kobiety.

Przejechałem zrezygnowany dłonią wzdłuż twarzy. Oparłem się i patrzyłem prosto w jej oczy.

- sugeruje, że jesteś taka drobna, że nie wiem gdzie to zmieścisz.

- ha! Więc to pierwsze!

Wytknęła paluch w moją stronę i otworzyła paczkę orzeszków. Westchnąłem.

Na co ja się pisałem. Przecież nie wytrzymam z nią tygodnia.

- rzucasz mi wyzwanie?

Uniosła brew ku górze, a widząc jej zacięta minę, wiedziałem, że to się źle skończy.

- będziesz rzygać.

Powiedziałem spokojnie chcąc wybić jej ten plan z głowy.

- a w życiu! Możesz już dzwonić po kolejny zapas orzeszków by były gdy będziemy wracać.

***

Rzygała.

Skąd wiem? Bo trzymałem jej włosy nad kiblem, wytarłem twarz, umyłem, przebrałem i położyłem do łóżka.

Przespała cały lot.

Przy dziesiątej paczce przestałem liczyć ile zjadła. Dodatkowo wypiła prawie całą butelkę whisky.

Była taką sknerą, że nie dała nawet jednego orzeszka i łyka whisky.

Na początku byłem poirytowany. Zachowywała się jak dziecko. Jednak później zaczęło mnie to bawić. A później? Cierpiałem widząc ją w takim stanie. Wiedziałem, że musi czuć się okropnie dlatego odpuściłem sobie i nie powiedziałem " a nie mówiłem?".

The Last Mission #1RossettiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz