Rozdział 37

60 3 0
                                    

     Gdy tylko otworzyłam oczy poczułam silny ból w skroni. Nie mogłam go wytrzymać, dlatego od razu gdy tylko usiadłam, znów położyłam z impetem głowę na poduszkę. Czułam, jak rozpierdalało mi głowę. Po chwili jednak otworzyłam oczy i zaczęło do mnie docierać co się działo. 

    Zaczęło od rozmowy z Carterem, aż po jego prośbę, abym uciekła. Dał mi możliwość opuszczenia Królestwa bez żadnych konsekwencji. Zobowiązywał się również do naprawienia wszystkiego. Po kilku minutach i wstaniu z łóżka doszło do mnie, gdzie się znajduję.

-Ja pierdolę – krzyknęłam. - Pieprzony statek!

     Jak poparzona ubrałam się w pierwszą lepszą sukienkę i wyszłam z pomieszczenia. Na moje szczęście było ono otwarte, choć spodziewałabym się zamknięcia mnie dopóki nie dotrzemy na miejsce. 

    Próbowałam znaleźć jakieś wyjście spod pokładu, lecz cały czas tułałam się po długim korytarzu. Po kilku minutach biegu znalazłam mężczyznę, który stał przy drewnianych drzwiach, które zdecydowanie kierowały w stronę wyjścia. Natomiast sam on nie wyglądał na miłego. Musiałam się przygotować na niezłą rozmowę.

-Mógłbyś się przesunąć? Chciałabym wyjść – wskazałam palcem na drzwi, przez które planowałam wyjść.

-Przykro mi, ale nie umożliwię pani tej czynności. Pan Castello nie pozwolił.

-W tej chwili mam dupie to, co powiedział jebany Castello. Jeśli mnie nie przepuścisz osobiście dopilnuję, że nie dożyjesz powrotu do Królestwa.

-Nie zrobi pani tego – pokręcił głową.

-Zakład?

    Mężczyzna już się nie odezwał. Przesunął się o krok dając mi dostęp do klamki drewnianych drzwi i pchnęłam je do przodu. Od razu dopadły mnie promienie słońca, przez które na chwilę musiałam okryć ręką oczy. Po chwili zamknęłam za sobą przejście i weszłam na pokład statku. 

    Było tu pełno ludzi. Rozejrzałam się wokół siebie i zauważyłam, że jesteśmy niedaleko Królestwa i na spokojnie dopłynęłabym do lądu o własnych siłach. Dlatego postanowiłam nie tracić czasu. Spojrzałam ostatni raz na drzwi, za którymi stał jeden z ludzi mojego męża i cicho prychnęłam.

-Chyba przebywanie z Carterem dodało mi trochę charakterku – cmoknęłam do siebie.

    Po chwili ruszyłam przed siebie. Musiałam go poszukać. Wzrok każdego mężczyzny spoczywał na mnie i zastanawiali się zapewne co tu robię. Sama nie wiedziałam po co się tu znalazłam, więc chciałam znaleźć Cartera lub Xaviera. Kogokolwiek, kto ma nazwisko Castello. 

    Po kilku minutach zauważyłam Xaviera, siedzącego na drewnianych schodach. Jego wzrok skierowany był w moją stronę. Gdy zmierzałam w jego stronę nie potrafiłam wyczytać z jego miny co czuł. Gdybyśmy nie byli tak blisko, jak przez ostatnie miesiące pomyślałabym, że mnie nienawidzi, gardzi mną. Teraz jedynie założył maskę obojętności, aby mnie odstraszyć.

-Xav! - krzyknęłam, gdy byłam zaledwie kilka kroków od niego, a on wstał ze schodów i szedł na ich szczyt. - Poczekaj, kurwa. 

-Scarlett, wracaj do komnaty – polecił. 

-Nie, jeśli nie wytłumaczysz mi co tu się dzieje i gdzie jest Carter.

    Mężczyzna wziął głęboki wdech i wydech. Następie spojrzał na mnie i wziął w dłonie moje policzka. Przybliżył nasze twarze do siebie, tak, że czułam jego oddech.

-Jesteś pierwszą i ostatnią osobą, która opuści Królestwo bez konsekwencji. Podpowiada ci to coś?

-Przecież wszystko było już dobrze. Byłam bezpieczna, szczęśliwa i do bólu zakochana w twoim bracie. Zrobiliście to wbrew mojej woli.

His Sweet ObsessionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz