Rozdział 42

1.7K 92 12
                                    

Cześć! Przyznam, że ten rozdział jest dla mnie bardzo ważny. Tutaj kończymy pewną erę... Miłego czytania!

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale w okolicach wtorku. Jeśli zostawicie po sobie jakąś aktywność, będzie mi bardzo miło:)

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację z następnych rozdziałów, zapraszam na moje media:

twitter: withoutsy #bcwatt

tik tok: zauroczono

-

Valerie

– Macie czas do dwunastej. Dziewięćdziesiąt minut. Powodzenia!

Otworzyłam plik kartek. Pierwszy egzamin, być może moja ostatnia szansa, aby dalej tu być. Czekało mnie jeszcze pięć takich.

Zwilżyłam językiem dolną wargę i zdjęłam zatyczkę z ulubionego pióra mojego ojca. Wręczył mi je przed wyjściem "na szczęście". Sama ubrałam ukochaną białą bluzkę z wiązaną kokardą na szyi i czarne, garniturowe spodnie. Na mojej szyi wisiał naszyjnik zaprojektowany przez mamę, na nadgarstku znajdowała się bransoletka z grawerem róży, a palec zdobił pierścionek od Luki.

Wszystko, co powinno przynieść mi szczęście, którego nie potrzebowałam. Dzisiaj rano dostałam maila z odpowiedziami do tego samego testu, na który teraz patrzyłam.

Odetchnęłam ciężko i zaczęłam pisać. Po czterdziestu trzech minutach każda luka testu była uzupełniona, a ja wpatrywałam się swoje dłonie.

Chciałam je umyć. To był mój nowy nawyk, który pojawiał się w niespodziewanych momentach. Miałam wrażenie, że były brudne.

Powiodłam wzrokiem za pierwszym studentem, który również skończył już pisać i zaczął schodzić po schodach, aby oddać plik kartek. Nie potrafiłam ruszyć się z miejsca, aby uczynić to samo. Delektowałam się ciszą na sali, naznaczoną dźwiękiem długopisów, poruszających się po papierze.

Nikt jeszcze nie zauważył zniknięcia Toma Mortensena, mimo upływu ponad dwudziestu czterech godziny. Wróciłam myślami do sobotniej nocy.

Ian miał tego dnia wolne. Nie byłam do końca pewna, który z jego pracodawców mu je dał, skoro miał w końcu dwóch. Nie pojechał jednak do mamy czy brata, a został w swoim pokoju w posiadłości, aby się w końcu spokojnie wyspać.

Luca wysłał mu krótką wiadomość, aby natychmiast się tutaj zjawił i zrobił to z największą dyskrecją, na jaką go stać. Ian po pięciu minutach wszedł do salonu i zamarł. Spojrzał na zwłoki, na mnie, na Lukę i zamknął oczy. Po chwili powtórzył całą czynność, jakby liczył, że to mu się jedynie przyśniło.

Gdy obraz nie zniknął, zatrzasnął za sobą drzwi i podszedł do nas szybkim krokiem.

– Co jest z wami nie tak, do cholery? – krzyknął szeptem, a ja poczułam bolesny ucisk w dole żołądka. – Rozumiecie, że właśnie zabiliście agenta FBI w domu cholernego senatora? Valerie, kurwa!

Nie zdołałam nawet otrząsnąć się ze śmierci Toma. Pokręciłam gwałtownie głową, jakbym sama miała nadzieję, ze zaraz się obudzę.

– Stoisz w jego krwi – oznajmił Luca Ianowi swobodnym głosem.

– Kurwa!

Ian odskoczył, brudząc podłogę jeszcze bardziej.

Luca zajął się pozbyciem ciała, posprzątaniem i zabraniem tej przeklętej Toyoty sprzed mojego domu, a Ian ochroniarzami, którzy tej nocy byli na terenie rezydencji. Ja zajęłam się jak zawsze sobą i tym, aby nie popaść w obłęd.

Beautifully cruel ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz