Rozdział 44

1.6K 89 33
                                    

Cześć! Chyba skłamałam, mówiąc, że tamten rozdział jest moim ulubionym. Ten jest lepszy, a kolejny? To będzie czysta perfekcja. Nie wiem, czy wiecie, ale został jeszcze długi rozdział + epilog.  Chciałabym dodać je dla was wspólnie, więc pojawi się dopiero w okolicach poniedziałku.

Jeśli chcecie być na bieżąco lub poznać małe informację, zapraszam na moje media:

twitter: withoutsy #bcwatt, będzie mi bardzo miło, jeśli mnie dodacie i będziemy mogli ze sobą porozmawiać!

tik tok: zauroczono - zapraszam, czasem dodam edit z historii, według mnie spoko:)

-

Luca

Przez większość swojego życia sądziłem, że ojciec pozbawił mnie serca.

Nie odczuwałem emocji tak jak pozostali ludzie. Gdy ich mroził strach, zabierając oddech z płuc i sprowadzając odrętwienie w mięśniach, ja czułem jedynie mrowienie w czubkach palców. Czego i kogo miałem się bać, jeśli mój największy koszmar leżał spalony pięć metrów pod ziemią?

Nie udawałem obojętności, ani się za nią nie chowałem. Większość wydarzeń po prostu we mnie nie uderzała, tak jak powinna według społeczeństwa. Dla każdej sprawy dało się znaleźć logiczne rozwiązanie, a jeśli miałem przy tym zginąć? Cóż, mój wyrok śmierć był podpisany, odkąd się urodziłem. Pozostałe lata to jedynie pożyczony czas.

Jedyny raz od śmierci ojca, kiedy naprawdę odczuwałem strach, powodujący u mnie przyspieszone tętno i ból głowy, był czas porwania Valerie.

Wcześniej miałem wrażenie, że w miejscu serca pozostała jedynie znajoma i właściwa miłość do rodzeństwa. Była zakodowana we mnie, tak jak oddychanie. Gdy pojawiła się Valerie, emocje nie okazały się jedynie czarno białe.

Skoro nigdy nie miałem serca, dlaczego czułem, jakbym dopiero teraz je stracił?

Moja klatka piersiowa paliła i od kilku godzin nie potrafiłem zaczerpnąć powietrza. Moje palce drżały i nawet gdy uderzyłem nimi w blat biurka, ból nie pomógł. Mój wzrok był rozbiegany, jakby umysł nie potrafił się skupić na niczym innym, niż wspomnienie zranienia na jej twarzy.

Myślała, że ją wybiorę. I gdyby to zależało tylko ode mnie, byłaby teraz moją narzeczoną.

Kurwa, po tylu godzinach mogłaby i teraz być moją żoną.

Nie okłamałem jej jednak. Nie mogłem.

– Ktoś do ciebie – dotarł do mnie przytłumiony przez drzwi gabinetu zirytowany głos Lorenzo.

– Wypierdalaj.

Nie uniosłem nawet głowy z dłoni.

Musiałem przyjść do Rovine. Całe mieszkanie przypominało mi o niej. Kanapa, na której przez dwa tygodnie siedziała z tabletem na kolanach i pracowała. Zawsze wyłączała ekran, gdy przechodziłem obok, co mnie wkurwiało. Robiła to, ponieważ projektowała zegarek, który teraz wydawał się wypalać skórę na moim nadgarstku.

Moja pościel dalej nią pachniała, a na blacie w łazience piętrzyły się kosmetyki, których nie zebrała od tamtego wieczoru, a ja nie chciałem, aby to zrobiła. Pasowały tam.

Zanim wyszedłem, rozwaliłem pieprzony telewizor własną pięścią. Nikomu i tak już by się nie przydał.

– To jej ojciec – oznajmił Lorenzo, jakby mnie to obchodziło.

Zacisnąłem palce przy linii włosów i wykrzywiłem usta. Zanim zamknąłem się w gabinecie, kazałem mu nie zawracać mi dupy pod żadnym względem. Mógł sobie dowodzić.

Beautifully cruel ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz