Rozdział 25

1.6K 43 24
                                    

Obudziłam się w jakimś małym, ciemnym pomieszczeniu. Byłam przywiązana do drewnianego, starego krzesła. Sznur boleśnie wbijał mi się w nadgarstki oraz kostki. Musieli mi podać coś na sen i tutaj zaciągnąć, bo nie pamiętam abym tu przychodziła. Po paru chwilach zorientowałam się, że znajduję się w piwnicy bloku, która była raczej nie używana. Nikt tu raczej nie chodził, a jedynie zostawiał zbędne przedmioty.

- ... dobra kurwa nie pierdol bo trzeba zmienić miejsce - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny - każdy może tu wejść... ooo obudziłaś się maleńka.

Starszy mężczyzna, który miał na oko 45 lat podszedł do mnie uśmiechając się. Miał ohydnie żółte zęby i krzywą postawę.

- Będziemy musieli ci znowu podać nasenne kochaniutka, chyba że lubisz jazdę w bagażniku?

Gdzie jest kurwa Archer.

Nie odpowiedziałam, bo ktoś za mną wbił mi strzykawkę w szyję i zasnęłam.

***

Po raz kolejny obudziłam się w piwnicy, ale innej. Ta była przestronna i czystsza. Znów byłam przywiązana do krzesła stojącego na samym środku pokoju. Nikogo tu nie było więc zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Znajdowało się tam kilka drzwi, oraz stara niezbyt ładna kanapa. Obok niej stały duże regały z porozwalanymi papierami i segregatorami. Same ściany były ohydnie pomarańczowe z czerwonymi plamami, które mogły być za równo z krwi, jak i z farby lub pomidora. Jedne z drzwi się otworzyły i wyszły z nich 4 osoby. Dwóch z nich, którzy weszli pierwsi było ubranych w czarne ubrania, a na nosie nosili ciemne czarne okulary. Wyglądali na niezwykle poważnych, co mogło dać mi do zrozumienia, że są ochroniarzami. Za nimi wszedł ten sam typ, który gadał coś do mnie w piwnicy, oraz pierdolony-kurwa Grayson.

Szedł z spuszczoną głową również zachowując powagę. Włosy miał idealnie ułożone, co trochę do niego nie pasowało.

- Nasza słodka Willson!! - wykrzyczał starszy - jak ty się zmieniłaś! Jeszcze jak ostatnio cię widziałem, chodziłaś do przedszkola.

Gadał jakby był moim wujkiem, czy dziadkiem. Szczerze wątpiłam, żeby był kimkolwiek z mojej rodziny. Poza tym, kto normalny porywałby swoją własną rodzinę?

- Skąd mnie znasz? Czego wy ode mnie chcecie? - spytałam starając się brzmieć pewnie, co słabo mi wyszło.

- Cii... - wyszeptał przykładając mi palec do ust - czekamy aż twój tatuś wpłaci pieniądze. Haha jeśli tego nie zrobi... cóż. Ma na tydzień. Inaczej nie skończysz dobrze - zaśmiał się i wyszedł wraz z ochroniarzami.

Odczuwałam coraz większe przerażenie. W życiu Richard nie wpłaci żadnych dużych kwot na mnie. Moja śmierć byłaby mu na korzyść. Karciłam się w myślach za to, że nie udało mi się nic wyciągnąć od Archera. To wszystko musiało być połączone. Moja rodzina, Archera i ten typ. Coś musiało ich wszystkich łączyć, ale nikt mi nie powiedział o co tak naprawdę chodzi. Dlaczego to ja zawsze byłam tą osobą, przed którą wszystko się ukrywało? Czyż nie lepiej by było gdybym znała prawdę, lub chociaż jej część? Skoro groziło mi niebezpieczeństwo i codziennie musiałam obawiać się o swoje życie, chyba powinnam znać tego powód. Dużo pytań gromadziło mi się w głowie, a między innymi - co robi tutaj Grayson? Najpierw słyszę, że nie żyje później widzę go kryjącego się w krzakach, a następnie jest w jakiejś pierdolonej zmowie z facetem, który mnie porwał. Zostałam sama z chłopakiem w pomieszczeniu ale żadne z nas się nie odzywało.

- O co tu chodzi? Z tego co wiem, spaliło cię w pożarze - prychnęłam.

- Nie mogę udzielać ci żadnych informacji, Emilio. Wiesz tyle ile powinnaś i tak ma zostać - powiedział jakby znał ten tekst na pamięć.

Co chwilę przenosił wzrok z jednego punktu na mnie. Nie rozumiejąc co ma na myśli, obróciłam głowę na tyle ile mogłam aby zobaczyć kamerę za pewne posiadającą podsłuch. Skinęłam głową dając na znak, że rozumiem o co chodzi. Sam również wyszedł z pomieszczenia i zostałam całkowicie sama.

Archer

Miała iść tylko do pierdolonego mieszkania po parę rzeczy, a nadal jej nie było. Minęło 15 minut odkąd wyszła z auta więc postanowiłem wejść na górę aby sprawdzić czy wszystko w porządku. Zastałem uchylone drzwi. Wszedłem do mieszkania.

- Emily? Wszystko w porządku? - spytałem mając nadzieję na odpowiedź.

Gdy jej nie uzyskałem, zacząłem biegać po całym mieszkaniu. Zamiast dziewczyny znalazłem list na blacie kuchennym.

Witaj.
Za pewne szukasz swojej córki prawda?
Haha, zabawne. 15 milionów długu, który musisz spłacić do końca tego tygodnia. W innym przypadku, nie pożyje za długo tak samo jak ty.
Czekamy na ciebie sam wiesz gdzie.
Conrad.

Sam wiesz gdzie.

Właśnie kurwa nie wiem gdzie.

Odsunąłem krzesło i na nim usiadłem. Przetarłem twarz dłonią zastanawiając się dlaczego choć raz nie mogło być spokojnie. Niechętnie wybrałem numer do ojca nie znając innej opcji.

- Nie mam czasu rozmawiać, coś ważnego? - usłyszałem.

- Tak

Streściłem mu zaistniałe wydarzenia, a przynajmniej tyle ile wiedziałem na co odpowiedziało mi westchnienie i ,,za chwilę przyjadę. Rzeczywiście przyjechał w ekspresowym tępie. Nie był sam, bo za nim jechały dwa inne samochody. Wyszedłem z bloku.

- Będziemy musieli zadzwonić do Richarda - stwierdził.

- Co?! Już całkiem cie pojebało?! Przecież on może mieć coś z tym wspólnego!

- Pomyśl choć raz głową. Co może mieć z tym wspólnego skoro chcą od niego pieniędzy? Richard przez cały czas siedzi w naszym małym więzieniu więc tym bardziej nie miał jak tego zaplanować z ciągłą ochroną. Zadzwonię do Willa żeby go przywieźli i choć sam tego nie chce, musimy z nim porozmawiać. On może rzeczywiście znać to miejsce, a z tego co wiem zależy ci na Emily prawda? - skinąłem głową - jeśli jednak będzie próbował coś kombinować, wróci tam szybciej niż się zorientuje a sami znajdziemy to miejsce. Mam kilka podejrzeń, ale skoro mamy Richarda szkoda marnować czas. Conrad jest naprawdę nie przewidywalny.

Nie podobało mi się to, że potrzebujemy jego pomocy, ale naprawdę nie było innego wyjścia.

I'm the mafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz