Rozdział 26

1.6K 37 16
                                    

Siedziałam nadal na tym samym krześle czując jak głód się nasila. Dawno nie jadłam, a odkąd wyszedł Grayson siedziałam całkiem sama. Próbowałam rozwiązać sznury, którymi zostałam przywiązana ale marnie mi to szło. W pewnym momencie usłyszałam krzyki i głośne stuknięcia lub strzały. Wyprostowałam się kiedy drzwi do piwnicy łupnęły o ścianę. Spodziewałam się każdego, ale nie Richarda.

- Emily musimy iść - powiedział i podszedł aby mnie rozwiązać.

- Co? Co ty tu robisz? Nigdzie Z TOBĄ nie idę - powiedziałam oburzona.

- Twój kochaś wraz z starym Williamsem kazali mi tu przyjść podczas gdy poprzez kłótnie odwracają ich uwagę więc choć raz nie utrudniaj - oznajmił w co nie wiedziałam czy powinnam wierzyć, gdy już całkowicie mnie uwolnił - musimy uciekać, aktualnie mi jak i tobie grozi śmierć więc radzę się śpieszyć.

Pobiegliśmy po schodach do wyjścia z piwnicy. Uderzyło we mnie cholernie jasne światło gdy otworzyliśmy drzwi. Richard zatrzymał mnie ręką wskazując na obróconych do nas tyłem ochroniarzy. Wystukał jakąś wiadomość na telefonie, a po chwili zaalarmowani czymś ochroniarze zmienili położenie. Przemknęliśmy niezauważalni w kierunek wskazany przez mojego ojca. Szliśmy jakimiś krętymi korytarzami, z za jasnym oświetleniem. Przez cały czas zachowywaliśmy czujność, a towarzyszył mi ogromny strach. W którymś momencie doszliśmy do ogromnego holu, z którego widziałam drzwi wyjściowe. Po raz kolejny ojciec mnie zatrzymał wskazując na przechadzającego się ochroniarza. Usłyszeliśmy głośne krzyki i tupot nóg. Z różnych korytarzy również prowadzących do holu wybiegali zamaskowani ludzie z bronią, w tym Archer z Panem Williamsem.

Stwierdziłam, że jest duże zamieszanie więc coś mi podpowiedziało, że to dobra chwila aby przejść. Naciągnęłam na głowę kaptur bluzy i bezmyślnie trzymając się boku ściany szłam w stronę drzwi. Nagle zostałam złapana za kaptur bluzy, który spadł mi z głowy a pod moja szyje został podłożony pistolet.

No kto by sie spodziewał.

- Stójcie - rozebrzmiał głęboki głos mężczyzny, który mnie złapał.

Rzeczywiście wszyscy nagle stanęli. Pare osób coś zaczęło szeptać podczas gdy ja cała w strachu w każdej chwili mogłam pożegnać się ze swoim życiem.

- Płatność Małą Willson czy gotówką? - spytał.

Wszyscy milczeli a kątem oka zobaczyłam postać wyglądającą jak Archer. Nikt nie zwracał na niego uwagi ponieważ przechodził za nimi wszystkimi. W którymś momencie ominął cały tłum tak żebym go widziała. Pokazywał mi jakieś niezrozumiałe znaki podczas gdy osoba, która mnie złapała coś tam gadała do innych, co średnio mnie obchodziło. Zrobiłam dziwną minę, która miała pokazać, że kompletnie nic nie rozumiem z jego znaków. Niesłyszalnie westchnął i pokazał pistolet z dłoni w kierunku mężczyzny, oraz coś co po prostu powiedziało mi, żebym wtedy się wyrwała. Ponownie zmienił położenie znajdując się na lini z nami.

- Ej młody co ty tam...

Nie dokończył ponieważ rozległ się huk a uścisk na mojej bluzie znacznie się poluzował. Odskoczyłam widząc, że mężczyzna dostał w głowę. Spojrzałam na Archera, który w tym samym momencie rzucił mi pistolet. O dziwo go złapałam nie wiedząc jak niby mam się nim obsługiwać. Bałam się go użyć, ale nie miałam chyba wyboru gdy inni zaczęli celować w moją stronę. Jakimś cudem przy tym 3 razy korzystając z broni uciekłam i znalazłam się na zewnątrz. Gdzieś za mną był Archer i gdy oboje znajdowaliśmy się przy samochodzie wsiedliśmy do niego. Pan Williams dołączył do nas po dosłownie kilkunastu sekundach gdy za nim wybiegali inni. Budynek musiał znajdować się daleko od centrum, ponieważ w okół nie było żadnych domów ani budynków. Jedynie pole a za nim las.

- A co z Richardem? - spytał Archer.

- Zasługuje na śmierć i chuj mnie to obchodzi co się z nim stanie - powiedziałam chcąc jechać do domu.

- Ale jednak on również ci dziś pomógł. Jedziemy czy jedziemy z nim szybka decyzja - powiedział starszy mężczyzna.

W tym momencie z auta zobaczyliśmy mojego tatę. Cóż, chyba nikt z nas się nie spodziewał, że zacznie celować do mnie zza szyby.

- Sorka Emily ale wolę żebyś ty źle skończyła a nie ja - usłyszeliśmy jego głos.

Nie spodziewał się chyba, że w tamtym momencie to on zostanie zabity. Dziwnie mi było na to patrzeć, ale odjechaliśmy z piskiem opon. Gdy znaleźliśmy się już w lesie a nikt za nami nawet nie próbował jechać, odetchnęłam.

- Mam się cieszyć czy raczej płakać? - spytałam nie wiedząc jakie emocje mam odczuwać.

Z jednej strony dzienie cieszyć się z śmierci własnego ojca, ale gdy przypomnę sobie co sam robił, jakoś nie jest mi przykro. Prawda jest taka, że na to zasługiwał i dobrze, że tak się stało. Jeden problem mniej, chociaż i tak jego ludzie dalej są na wolności. Nie wiedziałam ile ich jest ani kto do nich należy, bo skąd miałam to wiedzieć. Nadal nie wiedziałam za bardzo co on właściwie robił i co oni wszyscy mają ze sobą wspólnego. Dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział tylko pewnego dnia zostaje porwana po czym karzą mi strzelać z broni? To wszystko nie mieściło mi się w głowie i wiedziałam, że tak tego nie zostawię. Miałam zamiar dowiedzieć się wszystkiego co już dawno powinnam wiedzieć, ale wtedy sobie przypomniałam o jednej dość istotnej sprawie.

O kurwa, Lily nic nie wie.

I'm the mafiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz