Rozdział 5. Klub.

213 19 29
                                    

Siedziałem w swojej księgarni i czytałem spokojnie książkę. Półgodziny temu ją zamknąłem zaś dwie godziny temu Crowley gdzieś polazł. Na szczęście w tej swojej postaci. Ale chyba serio musiałbym kupić terrarium. Nie zrobiłbym tego na złość mu lecz za karę. Kto wie... Może dokupię mu pannę. Na samą myśl zacząłem się śmiać na widok jak się patrzy na białego węża. Spojrzałem gdy zadzwonił mi telefon. Odłożyłem książkę i podszedłem do telefonu. Podniosłem słuchawkę.

-Halo?- Zapytałem się spokojnie.

-Aziraphale! Będę za kwadrans! Ubieraj się! Zabieram cie w pewne miejsce! Tylko błagam nie na elegancko!- Wręcz nakrzyczał na mnie Crowley. Nim zdążyłem coś powiedzieć ten się rozłączył. Zabiera mnie gdzieś? Ale dokąd? Mam się ubrać ale nie elegancko? Nic nie rozumiem. Poszedłem do szafy z moimi ubraniami. Wyjąłem z niej jeansy w granatowym kolorze, czarny podkoszulek oraz błękitną koszule. Kupiłem kilka takich ubrań na wszelki wypadek. Zaraz po przebraniu się udałem się na dwór. Zamknąłem moją księgarnie, a kluczyki schowałem do przedniej kieszeni koszuli. Już po chwili pod księgarnią zaparkował czarny bentley. Drzwi otworzył Crowley pstrykając swoimi palcami. Wszedłem po czym zamknąłem drzwi.- Nieźle aniele.- Powiedział zdejmując nieco okulary.

-Eee... Dziękuję?- Powiedziałem, a już po chwili samochód ruszył. Dla bezpieczeństwa zapiąłem sobie pasy. Zerknąłem na demona.- Crowley prosiłem byś zapinał pasy.- Powiedziałem widząc, że nie jest przypięty pasem bezpieczeństwa.

-Jak to ludzie mówią złego nie biorą do piekła. Czy jakoś tak aniołku.- Powiedział po czym zaparkował na jakimś parkingu koło jakiegoś klubu. Demon wysiadł po czym obchodząc samochód podszedł do drzwi od mojej strony. Otworzył je i pomógł mi wysiąść. Zamknął swój wóz po czym zaczęliśmy iść do klubu. Rozglądałem się. Wszędzie było wiele osób i grała muzyka. Podeszliśmy do baru przy którym usiedliśmy. Demon przywołał dłonią barmana.- Dla mnie mojito, a dla mojego aniołka wodę z cytryną.- Powiedział Crowley. Zaskoczyło mnie, że dla mnie wziął coś bezalkoholowego. No ale cóż. Skoro płaci niech płaci. Nie będę go zatrzymywać. Kiedy dostaliśmy nasze napoje ja piłem powoli lecz Crowley wypił od razu do dna. Zauważyłem jak ten wstaje.

-Crowley? Gdzie idziesz?- Zapytałem się na co ten tylko się uśmiechnął.

-Niebawem wrócę.- Powiedział i poszedł. Westchnąłem i piłem dalej moją wodę cytrynową. Spojrzałem kiedy usłyszałem gwizdy ludzi. Postanowiłem sprawdzić co się dzieje. Z trudem się przecisnąłem. Zatkało mnie to co ujrzałem. Crowley w bieliźnie oraz koszulce odsłaniającej brzuch... Tańczył na rurze. Jemu już alkoholu wystarczy na dziś. Dodatkowo na nosie miał swoje okulary. Gdy je rzucił prawie się potknąłem łapiąc je. Odszedłem do baru by nie patrząc na wyczyny demona. Pisnąłem gdy ktoś... Złapał mnie za... Tył.

-Ooo... Jak słodko piszczysz.- Powiedział jakiś koleś. Szybko się obróciłem i zacząłem odsuwać.- No, no... Znam cie. To ty prowadzisz tą księgarnie.- Powiedział mężczyzna. Zacząłem wyczuwać zagrożenie i nerwowo cofałem się do wyjścia gdy coś, a raczej ktoś mnie objęło.

-Wszystko w porządku? Ten typ jest nachalny?- Pytał się wściekły Crowley zabierając swoje okulary. Założył je. Był już normalnie ubrany.

-W-Wracamy.- Powiedziałem zestresowany i wyciągnąłem go z tamtego miejsca. W drodze powrotnej żadne z nas się nie odzywało. W końcu zaparkował pod moją księgarnią.

-Aziraphale...- Nie dokończył bo odpiąłem swój pas i otworzyłem drzwi.

-Pa.- Rzuciłem po drodze i poszedłem do drzwi. Otworzyłem je lecz zaraz po wejściu zamknąłem szczelnie. To samo zrobiłem z tylnym wejściem. Ten typ z klubu mnie znał. W głowie miałem... Niepokój.

Zakazany OwocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz