chcesz mieć problem?

99 9 1
                                    

Pov Gavi

Od naszego powrotu z Polski do Barcelony minął może jakoś tydzień lub więcej. Nie wiem nie liczyłem. Nadal nie mam kontaktu z Pedrim. Co było powodem tego wszystkiego? Czy to moja wina? Tak z dnia na dzień wszystko poszło się jebać. To były jedyne myśli które towarzyszyły mi cały czas. Dobra może koniec narzekania. Dzisiaj mamy ważny mecz bo z Realem Madryt. Pierdolone El Clasico. Jak w takim stanie trener da mnie w składzie wejściowym to napewno przegramy. Lepiej żebym siedział na ławce i najlepiej nie wchodził. Przecież jest tyle osób lepszych ode mnie. Przed meczem mamy jeszcze trening. WŁAŚNIE TRENING BOŻE ZAPOMNIAŁEM. Zerwałem się szybko z łóżka i chwyciłem za telefon. Godzina 9:17. Na 10 mamy być pod stadionem. Poszedłem do łazienki ogarnąć się lekko i potem zbiegłem do kuchni zjeść śniadanie.

Spakowałem jeszcze torbę i usłyszałem dźwięk samochodu podjeżdżającego pod mój dom. No tak zawsze przyjeżdżał po mnie Pedro ale tym razem był to Ferran. Aktualnie jest mi najbliższą osobą. Zakluczyłem drzwi z bagażem w ręce i zająłem miejsce pasażera. W trakcie kilkuminutowej drogi plotkowaliśmy jak typowe baby z osiedla i nim się obejrzałem byliśmy na miejscu. Będąc już w szatni zauważyłem że nigdzie nie ma Gonzaleza. Dla mnie lepiej bo nie musiałbym go widzieć dla drużyny gorzej bo przyznajmy jest naprawdę dobrym piłkarzem. Jednak po chwili do pomieszczenia przyszedł Lewy razem z wcześniej wymienionym Hiszpanem. Poszły się jebać moje plany.

Chodźcie już Xavi sie niecierpliwi - zawołał nas Raph który jako pierwszy skierował się na boisko.

NO ALE MOŻE BYŚ TO PODAŁ DO GAVIEGO SKORO WIDZISZ ŻE NIE JEST KRYTY - zaczął krzyczeć trener na Pedriego bo właśnie graliśmy między sobą mecz na którym omawialiśmy nowe taktyki na Madrytowców.

Nie wiem czy macie jakieś prywatne konflikty ja sie tam nie wtrącam ale jak nadal będziecie grać tak jak gracie bez podawania do siebie to oby dwoje cały mecz przesiedzicie na ławce tu się liczy dobro i wygrana drużyny a nie jakieś wasze kłótnie - oznajmił Hernandez wołając mnie i Pedro do siebie.

NO CO JA KURWA MÓWIŁEM NIE POŁAMCIE SOBIE NÓG BO NAM ZARAZ ZAWODNIKÓW BRAKNIE - wykrzyczał tym razem na De Jonga który wjebał się w Araujo bez najmniejszego powodu. Po godzinie tych tortur mogliśmy wracać do siebie i o 19 mamy mecz. Kurwa stresuję się. Ale dobra to za kilka godzin spokojnie Pablo. Gdy Torres odwiózł mnie spowrotem to nie chciałem się wymęczać więc położyłem się na łóżku oglądając powtórkę jakiejś tureckiej telenoweli którą oglądałem kiedyś z Ferranem.

W końcu nadeszła 18:34 i właśnie byłem w połowie drogi na stadion. Oczywiście samochodem Hiszpana z którym jechałem rano. W szatni po przebraniu się Xavi przypominał nam jak mamy grać a gdy zaczął rozmawiać o podaniach to oczy skierował na mnie i Pedro. Wreszcie mogliśmy wyjść na murawę. Po jednej stronie my a po drugiej Real. Kiedy tylko zobaczyłem Viniciusa to chciałem mu wjebać bo mnie irytował samym istnieniem ale nie mogłem tego zrobić bo wszędzie stały kamery i dziennikarze. Już jeden taki incydent na plaży był więc nie chcę kolejnego. Zaczęło się. Pierwszy gwizdek. Byłem w składzie wejściowym co nie wiem czy było dobrym wyborem ale postaram się grać jak najlepiej. 19 minuta a już leżałem sfaulowany na boisku. Zgadnijcie kto się we mnie wjebał? Tak Vinicius. I jeszcze kurwa nie dostał za to kartki. Wstałem. Mimo że bolała mnie noga to byłem w stanie grać dalej. 34 minuta i po raz drugi trzymałem się za kostkę. Teraz jednak Brazylijczyk dostał żołtą kartkę a ja musiałem zejść bo ból był nie do wytrzymania. Za mnie wszedł Gündoğan.

44 minuta. Myślałem że już nic się nie wydarzy a tu kurwa cyk i Balde strzela bramkę czym wygrywamy 1 - 0 z Realem. Od razu po golu sędzia zagwizdał oznajmiając koniec pierwszej połowy. Po kilkuminutowej przerwie w szatni zaczęła się druga połowa. Ferran wszedł za Oriola i Cancelo za Christensena. 67 minuta JEST KURWA. Felix trafił z rzutu rożnego prosto do bramki Courtois'a. Mamy przewagę 2 - 0 z Realem Madryt. Widziałem jak po tej bramce Kroos załamany leżał na murawie. Byłem już prawie pewny że wygramy. Ale to piłka nożna. Tutaj jeszcze wszystko może się zdarzyć. I się zdarzyło. W 6 minucie doliczonego czasu Fer strzelił piękną bramkę z asysty Frenkiego. Zaraz po tym arbiter ogłosił koniec meczu w którym wygraliśmy 3 - 0 z klubem ze stolicy Hiszpanii. Po mimo nogi wybiegłem na środek stadionu i wskoczyłem Ferranowi na plecy świętując razem z nimi ten cudowny wynik który prawdopodobnie zapamiętamy na długo.

Życie w Barcelonie jest popierdoloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz