list pożegnalny

154 13 0
                                    

Pov Gavi

Dzisiaj mieliśmy grać mecz z Realem Sociedad. Znaczy się chłopaki mieli grać ja postanowiłem że pojadę tam ale będę siedział na ławce. Trener powiedział że w takim stanie fizycznym i psychicznym nie chce mnie wpuszczać na boisko i żebym najpierw pozałatwiał swoje prywatne sprawy a potem piłka nożna. Około godziny 18 razem z chłopakiem wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy pod stadion. W szatni Xavi mówił swoje mądrości i taktyki których odziwo każdy słuchał. To aż kurwa niemożliwe. Reszta drużyny wybiegła na murawę a ja poszedłem na ławkę gdzie siedziałem obok kontuzjowanego Frenkiego który też chciał widzieć ten mecz na żywo. Pierwsza połowa minęła spokojnie. Nie było żadnych sytuacji bramkowych ani nic. Do czasu. Gdy nadeszła 43 minuta to Robercik jebnął taką piękną bramkę z asysty Felixa że japierdole. Chwilę potem był gwizdek i przerwa.

Nadszedł czas na drugą połowę. Było kilka zmian w naszym składzie i na samym początku w 47 minucie Cancelo zaliczył gola. Wszyscy kibice Barçy wstali z miejsc i zaczęli świętować. Byliśmy już coraz pewniejsi wygranej. W 88 minucie było to już pewne. Ferran strzelił z rzutu wolnego prosto do bramki rywali. Takim oto sposobem wygraliśmy 3 - 0. Wszyscy zaczęli kierować się do szatni i w tym też ja. Wstając widziałem jak Pedro skanuje mnie wzrokiem i jest zasmucony. Dlaczego? Przecież wygraliśmy. Czemu i on się tym nie cieszy? On nawet i asystę zaliczył to tym bardziej. Dzisiaj wyjątkowo nie było tradycyjnego melanżu u Marc'a bo miał dom w remoncie a nikt nie chciał na siebie dawać tej odpowiedzialności pilnowania kilkunastu pijanych ludzi w swoim domu. Reszta południa minęła tak jak zawsze.

Nadszedł następny dzień a w raz z nim trening. Nie chciałem nudzić się w domu więc postanowiłem że pojadę tam razem z Torresem. Może nawet Hernandez da mi potrenować. W końcu nic takiego mi się nie stało nogi mam sprawne. Kiedy byliśmy już na miejscu udało mi się namówić Xaviego żebym mógł trenować z resztą. Ale znowu nie było Gonzaleza. Raz jest a raz go nie ma. Wydaje mi się to trochę podejrzane. Przecież normalnie to trener by się nas wypytywał czy nikt nie wie co mu jest lub by go odpierdolił że się spóźnia a odziwo nic nie wspomniał na jego temat. Po skończonym treningu wszyscy skierowaliśmy się do szatni. Jednak mnie zatrzymał Xavi.

Masz to od Pedriego powiedział żeby ci to dzisiaj dać - powiedział Hernandez dając mi jakąś kartkę. Był to list. Gdy tylko przeczytałem kilka jego pierwszych zdań to usiadłem pod ścianą korytarza i zacząłem płakać.

"Pablo, jak to czytasz to mnie już pewnie nie ma w Hiszpanii. Postanowiłem zmienić klub. Mecz z Realem Sociedad był prawdopodobnie moim ostatnim meczem w barwach Barcelony przez najbliższe kilka kilkanaście lat. Pewnie się zastanawiasz dlaczego to zrobiłem. Powód był jeden. Ze względu na ciebie. Kocham cię. Zakochałem się w tobie ale widząc jak blisko jesteś z Ferranem to postanowiłem odpuścić. Wiedziałem że nie mam szans. Może nowy klub, nowi ludzie, nowy kraj i nowe miasto zrobią mi lepiej. Nie wiem czy tak jest ale czuję że nasza przyjaźń się zjebała z mojej winy. Wydaje mi się że przestałem cię doceniać i to jak wiele dla mnie robiłeś. Po czasie i ty to musiałeś zauważyć dlatego teraz przyjaźnisz się z Ferranem. Nie kłam, bo wiem że tak jest. Zdąrzyłem to zauważyć. Nie mam ci tego za złe. Cieszę się że jesteś przy kimś szczęśliwy. Że ktoś inny daje ci to szczęście którego ja nie potrafiłem ci zapewnić. Nie wiem co was łączy. Czy przyjaźń czy coś bliższego ale nawet jeśli to życzę ci jak najlepiej i żeby życie ci się ułożyło. Nie mam ani tobie ani Ferranowi nic za złe. Dla mnie zawsze będziesz przyjacielem nawet jak nie będziemy się widzieć lub o mnie zapomnisz. Tym transferem chciałem zapomnieć nie o tobie a o swoich uczuciach. Za każdym razem jak cię widziałem lub słyszałem twój głos to coś we mnie pękało bo wiedziałem że ty do mnie nic nie czujesz a ja do ciebie aż za dużo dlatego chcę żeby te uczucia mi przeszły tak wiem nic na siłę dlatego z czasem i rany się zagoją co nie? Może kiedyś się jeszcze zobaczymy, kto wie?

Kocham cię
Pedro"

Rozpłakałem się. Płakałem i nie mogłem przestać. I że ja się tego nie domyśliłem? Jaki ja byłem głupi.

Gaviś boże co się dzieje młody co się stało spokojnie - zaczął mówić przejęty Ferran widząc mnie w takim stanie. Ja mu nic nie odpowiedziałem tylko pokazałem kartkę papieru która była miejscowo mokra od moich łez. Chłopak przytulił mnie mocno do siebie i zaczął czytać list.

Gaviś spokojnie jestem z tobą - powiedział po dłuższej chwili i odłożył kartkę na podłogę obejmując mnie drugą ręką a swoją głowę położył na mojej. Po kilku minutach wstaliśmy z tego korytarza a ja cały zapłakany z czerwonymi oczami drżącymi rękami podniosłem list z podłogi i poszliśmy z Torresem do jego samochodu. Tam ponownie zacząłem płakać mu w ramię tak że miał już całą koszulkę w moich łzach. W końcu ruszyliśmy do domu a ja starałem się uspokoić. W mieszkaniu Hiszpana od razu skierowałem się do sypialni i położyłem się próbując opanować emocje. Po chwili dołączył do mnie Ferran a ja położyłem się na jego klatce piersiowej z całymi policzkami we łzach i oczach czerwonych jakbym jarał tydzień pod rząd.

Życie w Barcelonie jest popierdoloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz