Pov Gavi
Dzisiaj były urodziny naszego ukochanego bramkarza. Tak chodzi o Ter-stegena. Oczywiście robi on melanż u siebie w domu i obecność jest obowiązkowa jak on to zawsze mówi. Właśnie razem z Ferranem mieliśmy jechać do sklepu mu coś kupić. No gdzie to tak z pustymi rękami. Chociaż raz w roku mogę na niego wydać kasę. Kiedy razem z chłopakiem podjechaliśmy pod jakiś sklep ze wszystkimi możliwymi rzeczami jakie istnieją to od razu wysiadłem i skierowałem się do wejścia. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to duży sztuczny kwiat. Miałem takiego samego u siebie w domu więc stwierdziłem że idealnym pomysłem będzie kupienie go dla Marc'a.
Ile kurwa - powiedziałem sam do siebie kiedy zobaczyłem cenę. Za takie coś 250 złoty? Dobra ten jeden jedyny raz wykosztuję się na niego. Wziąłem roślinę w ręce i poszedłem dalej szukać czegoś fajnego.
O boże przepraszam bardzo - odparłem gdy wjebałem się w kogoś przez to że z kwiatkiem przed sobą miałem utrudnioną widoczność.
Gavira? - zapytał dobrze mi znajomy głos.
Nie kurwa nie Gavira - odpowiedziałem i oddaliłem się jak najszybciej od Viniciusa. Czy on mnie do cholery śledzi? Czemu on zawsze musi być tam gdzie ja? Nie myślałem o tym długo bo zobaczyłem takie super okularki które kiedyś mi zepsuł Raphinha. Pewnie się zastanawiacie jak je zepsuł? Jebnął nimi Frenkiego bo nie chciał mu podać pierogów. Założyłem na siebie wcześniej wspomniane okulary i ruszyłem dalej szukać czegoś dla Niemca. Zauważyłem dział z ubraniami i nie byłbym sobą gdybym tam nie wszedł. Znalazłem fioletowo-zieloną hawajską koszulę akurat w jego rozmiarze. No muszę ją kupić. Wiem że i tak jej nie założy ale chcę go w tym zobaczyć.
Gavi boże wszędzie sie szukam - podbiegł do mnie zdyszany Fer.
Co to - zapytał skanując mnie wzrokiem od góry do dołu. Chłop nie co ponad 170 wzrostu z wielkim kwiatem zasłaniającym mu twarz w rękach do tego okulary z metką na oczach i kolorowa koszula przewieszona przez ramię.
To dla Stegena a okularki moje - odrzekłem i poszedłem znowu oglądać najróżniejsze rzeczy które by się nadawały na prezent.
Nie widziałeś może o herbata - zacząłem mówić do Torresa ale zauważyłem sporą półkę ze smakowymi herbatami.
Chyba tą wezmę - stwierdziłem czytając etykiety napojów.
Napewno nie ma tam żadnego mefedronu? Pedri mi raz opowiadał co ty w Dubaju kupować chciałeś - zaśmiał się brunet.
To nie prawda tam wcale nie było mefedronu po prostu on sobie coś wymyślił a tak po za tym to tutaj pisze wanilia z truskawkami o mefie nic mi nie wiadomo - odpowiedziałem i skierowałem się w stronę kas. Tyle mu wystarczy.
To to jak coś będzie od nas dwóch - oznajmił Hiszpan idący za mną.
Aha ja wszystko kupuję a ty chcesz sobie to przypisać? - dopytałem lekko oburzony.
Nie wszystko - rzekł Ferran pokazując mi torebkę urodzinową do której schowamy nasze zakupy dla bramkarza. Niech mu już będzie. Przecież wykosztował się aż 5 złoty na kawałek beżowego papieru. Przy okazji dokupiłem też białą czekoladę z migdałami i za wszystko zapłaciłem.
A tego twojego badyla gdzie schowamy? - zapytał Torres patrząc raz na roślinę a raz na zapełniony bagażnik.
Tego nie przemyślałem - odpowiedziałem zmieszany.
Ty nigdy nie myślisz - odparł chłopak.
Dobra jak wypadnie to będzie twoja wina - dodał po chwili próbując schować kwiatka do środka ale bagażnik i tak się nie domknął więc musieliśmy jechać z otwartym. Na szczęście nic z niego nie wypadło i po kilku minutach byliśmy pod domem Marc'a.
NO WRESZCIE CO TAK DŁUGO - wykrzyczał blondyn wychylający się z kuchni.
NAJLEPSZEGO STARY - odkrzyczałem dając mu do rąk kwiata z którym o mało się nie wyjebał a Fer wręczył mu torbę z pozostałymi trzema rzeczami.
JEZUS MARIA - usłyszałem krzyki chyba Raphinhi z salonu.
CO TU SIE - nie dokończył Stegen bo wszyscy zobaczyliśmy Araujo leżącego pod karniszem i ciemno szarą zasłoną.
Nic mi nie jest jakby ktoś pytał - powiedział Ronald wychodząc spod firanki.
Jeszcze coś odjebiecie a tego pożałujecie - zagroził im Niemiec i sobie poszedł.
GRAMY W BUTELKE? - wykrzyczał swój nie wspaniały pomysł Balde. Nienawidziłem w to grać. Zawsze albo siedziałem i się nudziłem albo dawali mi tak ciężkie pytania lub wyzwania że chciałem po prostu uciec. Ale cóż nie miałem wyjścia. Usiedliśmy wszyscy w kółku i Alex zaczął kręcić szklaną butelką po piwie.
Wyzwanie - odparł Kounde kiedy butelka zatrzymała się przed nim.
Napisz na relacji że Real lepszy i usuń po sekundzie kto ma zobaczyć ten zobaczy - oznajmił Roberto. Na początku Francuz się upierał ale został przegłosowany przez resztę.
Ja dam pytanie - odpowiedział Araujo kiedy była jego kolej.
Czy jesteś z Raphinhą? - powiedział jak najszybciej mógł Pedro.
Co ale że ja? Z nim? - zaczął zakłopotany Urugwajczyk.
My wcale nie jesteśmy razem - dodał po chwili Raph.
Nie ciebie pytałem - wtrącił się Hiszpan.
To jak? - kontynuował Goznalez.
Nie nie jesteśmy razem mogę kręcić dalej? - wyjaśnił blondyn i zakręcił opakowaniem po napoju. Wypadło na mnie. Wprost kurwa zajebiście.
Wyzwanie - oznajmiłem. Myślałem że będzie łatwiej niż z pytaniem bo pewnie dadzą mi jakąś wódkę do wyzerowania czy coś.
Pocałuj najładniejszego chłopaka stąd i nie ty się nie liczysz - zabłysnął swoją inteligencją Christensen a ja chciałem go zamordować. Nigdy się nie zastanawiałem nad tym i tak szczerze to nie wiem. Ale właśnie patrzyło się na mnie sporo osób i czułem presję. Finalnie pocałowałem w policzek Frenkiego bo był najbliżej.
Ja? Serio? - zapytał zdziwony a nawet bym powiedział że miło zaskoczony Holender.
Masz fajne włosy - wyjaśniłem i zakręciłem ponownie. To akurat była prawda. Jego blond włosy były super. Z kilometra bym go poznał przez tą fryzurę. Po może jakieś pół godzinie gry poszliśmy jeszcze bardziej się najebać chociaż nie wiem czy w stanie Ter-stegena było to możliwe. Miał taki zjazd że mówił do Alonso "kotku". Czy my o czymś nie wiemy? W końcu zachlany zasnął na kanapie gdzie było już z może 5 osób. Ja próbowałem namówić pijanego Torresa żeby poszedł już spać na górę do pokoju. Po dłuższej wymianie zdań mi się to udało.
Zotsań ze mna - wymajaczył Hiszpan przypominający zachowaniem i wymową typowego żula po czym pociągnął mnie za rękę do siebie. Nie miałem innego wyjścia niż zgodzenie się. Od razu jak wszedłem na łóżko ten położył się na mojej klatce piersiowej i wydawało mi się że poszedł spać.
Pablo - powiedział Ferran po chwili.
Hm - odparłem zaspany nie otwierając nawet oczu.
Kocham cię stary wiesz dziękuję że przy mnie byłeś z tobą zawsze mogę być szczery - oznajmił Hiszpan tym razem bardziej wyraźniej.
Tak wiem mordo też cie kocham - odpowiedziałem przez sen. Fer był mi bardzo bliską osobą i kochałem go jak przyjaciela a nawet brata. Tak samo Pedriego. Nie myślałem o niczym więcej tylko wróciłem do swojego snu. Lecz zanim to zrobiłem to poczułem czyjeś usta na swoich. Nie wiedziałem czy to moja wyobraźnia czy to się dzieje na prawdę. Po sekundzie jednak Torres oddalił się ode mnie i zasnął. Czy można to nazwać pocałunkiem? Nie wiem. Jak dla mnie był to tylko szybki całus i nic więcej. Ale i tak rano będę musiał mu o tym powiedzieć. Wolę żeby wiedział co robi po pijaku bo potem mogą zrobić się z tego większe problemy.
CZYTASZ
Życie w Barcelonie jest popierdolone
Proză scurtă⚠️cringe i gay alert⚠️ Shipy: • Gavi x Pedri • Gavi x Ferran ‼️jest to moja stara książka, której nie chce mi się poprawiać, więc zawiera błędy bolące w oczy. Czytasz na własną odpowiedzialność‼️