na depresję najlepszy jest makaron

125 5 0
                                    

Pov Gavi

Od naszego powrotu z Madrytu minęło kilka dni. Dzisiaj mogłem pospać dłużej bo nie mieliśmy treningu ale to nie oznacza że jest dzień wolny. Wieczorem gramy mecz z Realem Sociedad. Wczoraj omawialiśmy jakieś nowe taktyki ale nikt ich nie słuchał. Araujo w trakcie zasnął, Christensen udawał że wszystko rozumie a tak naprawdę nawet nie wiedział co gada trener, Marc z Erikiem robili jakieś zakłady a ja po prostu siedziałem i się nudziłem czekając na koniec tego jego pierdolenia. Po większym ogarnięciu się zjadłem śniadanie i nie miałem co robić. Postanowiłem że pójdę się przejść na spacer do pobliskiego parku i spowrotem. Przynajmniej zajmę sobie czymś czas. Ubrałem więc bluzę bo było dość chłodno i założyłem słuchawki włączając "Makarena freestyle" od Taco Hemingway'a. W końcu dodał coś nowego. Wychodząc z domu zamknąłem go na klucz który schowałem do kieszeni spodenek.

Po przejściu może połowy kilomentra zatrzymałem się żeby wstąpić do sklepu po jakąś wodę bo nie zabrałem żadnej ze sobą a zachciało mi się pić. Będąc w środku zauważyłem kogoś kogo się tu nie spodziewałem. Nie byłem pewny czy to on bo nie widziałem jego twarzy ale tak po włosach to podobny. Kiedy chłopak się obrócił byłem już pewny że to on.

Hola Gavira - powiedział podchodząc do mnie. Czyli też mnie zauważył. No i chuj.

Ta cześć Luka - odpowiedziałem Chorwatowi żeby nie być nie miłym. W sumie mimo że był z Realu to nie nienawidziłem go bardzo. Był nawet spoko. Nie to co ten niedojeb niedorozwinięty Vinicius.

Słyszałem że macie dzisiaj mecz powodzenia życzę - dodał blondyn wychodząc ze sklepu razem z reklamówką pełną produktów. Na jego słowa tylko się uśmiechnąłem i wróciłem do szukania wody. Kiedy znalazłem rzecz po którą tu przyszedłem zapłaciłem telefonem i wyszedłem na dalszy spacer. Przez resztę drogi nie spotkałem nikogo znajomego a szczególnie z Realu co najważniejsze. W domu zamówiłem sobie ramen i sushi z mojej ulubionej azjatyckiej restauracji i nim się obejrzałem została nam godzina do meczu. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami miał być po mnie Pedri z resztą tak jak zawsze. Pakując torbę potrzebną na mecz usłyszałem trąbienie samochodu. Dobrze wiedziałem kto to więc nawet jej nie zasuwając zbiegłem na dół zamykając spowrotem drzwi.

Kurwa no - prawie wykrzyczałem kiedy potknąłem się o własne nogi na chodniku a z mojego bagażu wypadły ubrania.

Pośpiesz sie bo znowu będziemy spóznieni - powiedział Pedro otwierając szybę.

No idę idę - odpowiedziałem podnosząc się z ziemi razem z moimi rzeczami.

Japierdole - krzyknąłem kiedy podczas naszej jazdy nagle z dupy włączyło się radio z maksymalną głośnością.

Ta Frenkie mi zepsuł muszę to jakoś naprawić - wyjaśnił Gonzalez przypierdalając w nie ręką żeby się wyłączyło. Przez resztę drogi nic już się nie wydarzyło. A przynajmniej nic ciekawego. Kiedy Pedri zaparkował na parkingu za stadionem ja razem ze swoją torbą udałem się do szatni. Przebierając się usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka. Przecież wszyscy już tu byli. Gdy założyłem koszulkę zobaczyłem że był to Xavi. Przyszedł żeby przed początkiem meczu jeszcze przypomnieć nam te taktyki o których mówił wczoraj.

To jak wszystko zrozumiane panowie - zapytał kończąc swój monolog. Nie wiem czy ktokolwiek tego słuchał ale po ich zachowaniu stwierdzam że nie. Ferran siedział i przeglądał insta kiwając głową że niby coś wie, Raphinha próbował zawiązać sobie korki przez co się wkurwiał a Marc szukał czegoś pod ławką.

Tak - odparła głośno większość piłkarzy.

Nie - dodałem po chwili cicho do Pedriego na co ten tylko się zaśmiał.

A gdzie Torres - dopytał Xavi kiedy szliśmy już w stronę wyjścia na boisko.

Pójdę po niego - odrzekł Iñaki a po sekundzie było słychać jak Ferran się wypierdala wybiegając z szatni. Przez pierwszą połowę nie padła żadna bramka. Mieliśmy kilka nie wykorzystanych szans tak samo jak nasi przeciwnicy. Po przerwie nastąpiła druga połowa. Tak samo jak wcześniej ani jednego gola. Byłem pewny że wynik utrzyma się 0 - 0. Graliśmy słabo a nawet bym powiedział bardzo słabo. A było jednak słuchać się trenera. Doliczyli nam 6 minut. Myślałem że nic nie może się wydarzyć przez ten czas. 95 minuta. Nie kurwa to nie możliwe. Załamany padłem na murawę a sędzia po chwili zagwizdał oznajmiając koniec meczu. Marc nie dał rady obronić i tym samym w ostatniej minucie przegraliśmy 1 - 0. Byłem kurwa zawiedziony samym sobą. Gdybym tylko mu odebrał tą piłkę to żadnej bramki by nie było. Ale nie zdąrzyłem. To kurwa wszystko przeze mnie. Jakby wzamian za mnie daliby kogoś innego lepszego to by się to nie stało.

Chodź Gavi - usłyszałem głos Pedro który wyciągnął do mnie rękę żebym wreszcie wstał. Idąc do szatni próbowałem się nie rozpłakać bo stało tam pełno dziennikarzy i innych którzy od razu by z tego nakręcili jakiś artykuł i dostali kasę. Przebrałem się chyba najszybciej ze wszystkich i wyszedłem kierując się na parking gdzie znajdował się samochód mojego przyjaciela. Usiadłem na krawężniku czekając na niego i tym samym mogłem dać upust emojcom bo nikogo nie było wokół. Popłakałem się jak największy zjeb którym możliwe że byłem. Gdy zobaczyłem że chłopak idzie w moją stronę to szybko wstałem biorąc torbę do ręki i podszedłem pod drzwi pasażera wsiadając do środka jak ten otworzył auto.

Pablo dlaczego płaczesz - zapytał Pedri kiedy ja nieudolnie próbowałem wytrzeć oczy rękawem bluzy.

No bo to przeze mnie gdybym mu odebrał tą piłkę to byśmy nie przegrali i to jeszcze na własnym stadione na początku sezonu - wyjaśniłem zapinając pasy.

Słuchaj to nie twoja wina tylko nas wszystkich jakbyśmy wszyscy słuchali Xaviego to byśmy byli bardziej zgrani na boisku i byśmy wiedzieli co robić a to że Marc nie obronił to nie przez ciebie naprawdę - mówił brunet próbując mnie uspokoić.

Zawiodłem się sam na sobie - dodałem nie co ciszej ale on i tak to usłyszał.

Dobra nie pierdol jedziemy do mnie i jakoś uświadomię ci to że to nie przez ciebie - powiedział Hiszpan odpalając silnik. Kilka minut później byliśmy już u niego.

To co jemy - dopytał Gonzalez wchodząc do kuchni kiedy już oby dwoje byliśmy u niego.

Ja nic nie chcę - odpowiedziałem siadając na kanapie.

Czyli makaron - oznajmił wyciągając coś z lodówki.

Może być carbonara? - zapytał biorąc garnek z szafki.

Mhm - odparłem cicho i zacząłem szukać jakiegoś fajnego serialu w telewizji. Postawiłem na kryminał. Nie wiem nawet jak się nazywał ale mnie zaciekawił.

Chodź - zawołał mnie Pedro po pół godzinie kładąc na stole dwa talerze z jedzeniem.

Mówiłem że nie jestem głodny - odrzekłem podchodząc do niego.

Na depresję najlepszy jest makaron dlatego nie narzekaj i jedz - stwierdził chłopak podając mi widelec. Niechętnie zacząłem to jeść bo przecież by mi nie odpuścił. Tak prawdę mówiąc to było naprawdę dobre. Owiele lepsze niż z niektórych restauracji. Podczas pobytu u Pedriego ten mi tłumaczył na wiele sposób że na dziejszym meczu nie zawiniłem ja a cała nasza drużyna była za to odpowiedzialna. Zjebaliśmy sprawę. Powiem wam że ta rozmowa z nim mi poprawiła nastrój.

Weźmiesz mnie już odwieziesz - zapytałem prawie zasypiając na kanapie gdy ten wszedł do pokoju.

To chodź - odparł biorąc kluczyki do samochodu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu.

Narazie - krzyknął chłopak kiedy wychodziłem z pojazdu. Uśmiechnąłem się do niego i pomachałem otwierając drzwi do mieszkania. Wchodząc do środka pierwsze co to poszedłem spać bo byłem zmęczony tym wszystkim a telefon podłączyłem do ładowarki.

Życie w Barcelonie jest popierdoloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz