Pov Gavi
Obudziłem się zadowolony mimo że wiedziałem że ten dzień będzie popierdolony. Dzisiaj mieliśmy grać mecz z Valencią na który długo sie przygotowaliśmy z powodu tego że kilku zawodników miało kontuzję. Nie mogłem się doczekać. Mecze sprawiały coś takiego że wtedy mało myślałem a skupiałem się na grze. To była taka chwila w której mogłem odpocząć. Może nie fizycznie ale psychicznie. Tylko przed meczem mieliśmy trening a tak właściwie to za godzinę. Dobra kończę te durne wyznania czas wstać. Skierowałem się od razu do łazienki żeby się ogarnąć. Wyszedłem stamtąd po około 30 minutach. To i tak bardzo krótko jak na mnie. Ubrałem się w przypadkowe dresy i koszulkę które wypadły mi z szafy i spakowałem torbę żeby nie robić tego chwile przed wyjściem bo mógłbym zapomnieć czegoś zabrać.
Będąc w kuchni zrobiłem sobie na szybko płatki bo do treningu miałem pół godziny ale liczyć dojazd lub korki to trochę zejdzie. Myjąc miskę usłyszałem trąbienie pod domem. Był to prawdopodobnie Pedri bo to on mnie zawsze i wszędzie podwozi.
NO JUŻ IDE - krzyknąłem wiedząc że i tak mnie nie słyszy bo siedział w samochodzie na zewnątrz. Pobiegłem do góry po torbę i wychodząc z domu zamknąłem drzwi podwójnie na klucz.
Siema stary - powiedziałem siadając na miejscu pasażera i rzucając swój bagaż do tyłu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zanim wysiadłem jeszcze przeczesałem włosy ręką w lusterku pojazdu i wysiadłem podbiegając do bruneta.
A torba to co - zaśmiał sie chłopak patrząc na moje ręce. Wróciłem się szybko do samochodu i zabrałem torbę. Idąc do szatni przywitałem sie z innymi i w końcu mogłem się przebrać. Okazało sie że byłem tylko ja i Ansu próbujący zawiązać korki.
DRZWI KURWA - krzyknąłem do niego kiedy wyszedł z pomieszczenia bez zamykania drzwi. Przypominam że sie przebierałem i aktualnie stałem tam w samych gaciach. Ten najwidoczniej nie usłyszał więc musiałem zrobić to sam. Po chwili wybiegłem już na boisko.
Gavira co ty tyle robiłeś w tej szatni - rzekł Xavi gdy zobaczył jak dołączam do reszty.
Yyyy no ten przebierałem sie - powiedziałem na szybko zgodnie z prawdą. Na początku robiliśmy chuj wie ile okrążeń wokoło ale ewidentnie za dużo bo połowa z nas padła na murawę dysząc.
No co panowie ćwiczenia jeszcze ruszamy - oznajmił trener klaszcząc w ręce żeby nas pośpieszyć. Minęło może 40 minut i było po tych torturach.
NO WRESZCIE - wykrzyczał Ferran jako pierwszy kierując się w stronę szatni. Przebierając sie podsłuchiwałem rozmowę Ter-stegena i Araujo na temat przepisu na sernik. Było to moje ulubione ciasto ale co z tego że nie umiem piec. Ostatnim razem jak robiłem coś innego poza tostami i płatkami to spaliłem kuchnie. Po spakowaniu rzeczy do torby wyszedłem z szatni na parking szukając Pedro. Obszedłem cały parking a po nim ani śladu. Chujek mnie zostawił. Postanowiłem że zadzwonię.
Gdzie ty jesteś - powiedziałem lekko wkurwiony kiedy ten odebrał.
BOŻE ZAPOMNIAŁEM ŻE TY ZE MNĄ JEŹDZISZ JUŻ SIE WRACAM - oznajmił i od razu sie rozłączył. Super zostało mi czekać na krawężniku. Siedziałem tak i przeglądałem insta aż wreszcie mój szofer nadjechał. Wszedłem do samochodu trzaskając drzwiami żeby nie było że mu wybaczyłem.
Ej co tak agresywnie od razu - powiedział sekundowo kładąc swoją rękę na moim udzie. Ja nic nie odpowiedziałem tylko zapiąłem pasy i patrzyłem za okno.
Jak nadal będziesz na mnie obrażony to po ciebie nie przyjade - oznajmił kiedy wychodziłem z pojazdu będąc już pod swoim domem. Na jego słowa tylko sie uśmiechnąłem. Niech już mu będzie. Przez resztę dnia nie działo sie nic ciekawego. Zjadłem oczywiście coś gotowego z lodówki i przeglądałem instagrama. Tam sie tyle dzieje. Moje nudzenie sie przerwała wiadomość od Pedriego. Napisał że za chwilę będzie. A no tak zapomniałem że mamy mecz. Kiedy ten już czekał wziąłem torbę i wybiegłem.
Widze że już masz lepszy humor - stwierdził Pedro widząc że nie rozjebałem mu drzwi auta. Powiem szczerze że po tych kilku godzinach mi przeszło. Tym razem nie zapomniałem niczego i razem weszliśmy do szatni. Tam jeszcze Xavi dzielił sie z nami swoimi mądrościami których i tak pewnie nie wykorzystami.
KTO WYGRA - wykrzyczał Roberto jako nasz obecny kapitan.
BARCA - odpowiedzieliśmy również krzykiem i wyszliśmy z szatni. W pierwszej połowie meczu wygrywaliśmy 2 - 1. Ale to jeszcze nie powód do radości. Przez następne 45 minut może sie zdarzyć dosłownie wszystko. Po przerwie w szatni nastąpiła druga połowa. Mieliśmy kilka niewykorzystanych akcji z których dałoby sie coś ugrać ale niestety. Trzymaliśmy rywali z daleka od naszej bramki aż do końca. I takim oto spodobem wygraliśmy początkowym wynikiem 2 - 1.
NO TO CO CHŁOPCY MELANŻ SIE SZYKUJE - krzyknął Marc wchodząc na ławkę.
ALE JUŻ NAPEWNO NIE U MNIE - odpowiedział Frenkie ze śmiechem.
Nie no pójdziemy do pub'u nachlejemy sie i wrócimy - oznajmił bramkarz i wszyscy się zgodzili. Pedri tym razem o mnie nie zapomniał i podwiózł pod dom żebym odłożył torbę i sie przebrał. Po około 20 minutach byliśmy pod budynkiem czekając na resztę zgrupowania. Była większość tak większość bo brakowało Araujo. On zawsze sie spóźnia. Siedzieliśmy sobie przy blacie i piliśmy shot po shocie. Znaczy sie ja nie piłem bo nie lubie. To nie dla mnie. Nawet nie pomyślałem jak my wrócimy jak każdy jest wstawiony a jesteśmy tu dopiero pół godziny. I tak Ronalda nadal nie ma. Zadzwoniłem do niego ale po chwili usłyszałem jego dźwięk telefonu gdzieś w pobliżu.
Stary gdzie ty byłeś - mówiłem próbując przestać sie śmiać gdy zobaczyłem chłopaka zadyszanego jakby Xavi kazał mu robić 4 kółka wokół boiska.
Z kotem do weterynarza - odpowiedział łapiąc oddech.
Jak ty kota nie masz - rzekłem zdziwiony.
A no nie mam ale sąsiadka siostry kuzynki ciotki wujka babci prosiła i wiesz dobra nieważne gdzie reszta - dostałem w odpowiedzi od blondyna. Ten to ma przeżycia. Zaprowadziłem go do innych.
A ten to co - wskazał na Raphinhe gadającego ze ścianą.
Mnie bardziej ciekawi Frenkie - pokazałem na Holendra tańczącego w tle. Mówił że to nie jego bajka. A jednak. Wystarczy kilka drinków.
To ja już chyba nie chce pić - powiedział zrezygnowany Urugwajczyk widzący Ter-stegena kłócącego sie z barmanem a po chwili spadającego na podłogę. Patrząc się po pomieszczeniu z łatwością odszukałem wszystkich oprócz Pedriego. Gdzie ten chuj poszedł. Sprawdziłem i taras i kible a nawet zaplecze z którego mnie wyjebali. Po nim ani śladu. Finalnie wyszedłem na zewnątrz. Jego samochód nadal stał czyli nigdzie nie pojechał. Po prawej stronie budynku stało jakiś trzech sebiksów w dresie adidasa i ze szlugiem a po drugiej stronie przy latarni lizała sie jakaś para. Hiszpana nadal brak. W końcu zauważyłem jak jakiś menel kłóci sie z znakiem drogowym. Pokręciłem tylko głową z zażenowania i skierowałem się w jego stronę zobaczyć czy może za jednym z budynków nie ma Pedro.
Idąc obok poznałem tego żula. Był to nasz wspaniały i najebany Gonzalez.
Idziemy - powiedziałem do niego tak żeby nikt inny mnie nie usłyszał i szarpnąłem go za rękaw bluzy. On tylko coś wymamrotał pod nosem i ruszył za mną.
PABLO - wykrzyczał radośnie Araujo kiedy wreszcie zjawiłem się w klubie razem z menelem yyy to znaczy Pedrim.
Człowieku ja tu nie mam co robić nie mam z kim gadać zostaliśmy jedynymi trzeźwymi - odpowiedział chłopak.
Wiesz co ja już bym wracał - powiedziałem patrząc na to całe towarzystwo.
Ta ale czym - wspomniał Ronald. No tak nie mam samochodu ani prawa jazdy. Ale mam pewien plan.
A ty czym przyjechałeś - zapytałem go na szybko.
Motorem - odpowiedział zmieszany.
No to wrócę motorem - powiedziałem zadowolony i pociągnąłem go w stronę wyjścia. Po chwili byłem już w domu podwieziony przez Araujo. Reszta chłopaków została w klubie. W sumie przydał by sie tam ktoś żeby ich pilnować ale szczerze to nie miałem do tego dzisiaj głowy. Była już 2 w nocy a ja byłem zmęczony. Rzuciłem się na łóżko i szybko zasnąłem.
CZYTASZ
Życie w Barcelonie jest popierdolone
Conto⚠️cringe i gay alert⚠️ Shipy: • Gavi x Pedri • Gavi x Ferran ‼️jest to moja stara książka, której nie chce mi się poprawiać, więc zawiera błędy bolące w oczy. Czytasz na własną odpowiedzialność‼️