ostatnia umiera nadzieja

88 9 0
                                    

Pov Gavi

Ktoś obudził mnie w środku nocy wchodząc do pokoju. Po głosie poznałem kto to był.

Wstawajcie zbieramy się spowrotem póki nie ma korków - poinformował nas Robert i zaświecił światło. Chwytając za telefon zobaczyłem że jest 5:29. Siadając na łóżku zauważyłem że Fer nadal śpi i nie kontaktuje z otoczeniem.

Wstawaj jedziemy już - mówiąc to zacząłem szarpać chłopaka za ramię.

No już już - odpowiedział zaspany i to wcale nie wyglądało jakby miał zaraz naprawdę wstać. Musiałem posłużyć się innymi bardziej drastycznymi metodami budzenia. Łaskotanie. To był najlepszy sposób na wszystko. I tak było też tym razem. Po chwili już oby dwoje się pakowaliśmy. Wspólnie z walizkami zeszliśmy na dół póki Lewy nas jeszcze nie wyganiał z domu żeby coś zjeść. Wziąłem sobie płatki na szybko bo nigdy nie wiadomo czy za sekunde nie rozkaże nam iść. Będąc w pomieszczeniu do środka wszedł Pedri. Obserwowałem każdy jego ruch ale ten nawet na mnie nie spojrzał. Nawet seukndy. Jakbym był jakiś niewidzialny. Co zaszkodziło naszej przyjaźni? Co było tego przyczyną i dlaczego? Nie myślałem o tym długo bo zauważyłem jak Lewandowski wypycha Torresa za drzwi.

JAK SIE NIE POSPIESZYCIE TO SKOŃCZYCIE TAK SAMO - wykrzyczał Polak i ja z obawy na jego pomysły wolałem się posłuchać ale Pedro został w kuchni jednak po minucie też do nas dołączył.

Gavi a ty nie z przodu? - zapytał zdziwiony Robert widząc że siadam z tyłu czyli kompletnie inaczej niż zwykle. Nienawidziłem tam siedzieć ale teraz wolałem być u boku Ferrana niż Lewego. Gdy już wszyscy siedzieliśmy a bagaże były schowane do bagażnika to wyruszyliśmy na naszą około 23 godzinną podróż. Jako że byłem zaspany to oparłem się o ramię Torresa a on położył swoją głowę na mojej i zasnęliśmy. W tle jedynie słyszałem cichą muzykę z radia i pojedyncze słowa padające z ust Roberta czy Pedriego. Przebudziłem się jakoś o 10:33 bo sprawdziłem na telefonie. Piłkarz obok jednak nadal spał i prawą ręką obejmował mnie od tyłu w pasie. Nie chcąc mu przeszkadzać zostałem w takiej samej pozycji i zacząłem przeglądać insta. Prawie tak jak zawsze. Po może 30 minutach Fer wstał a Robcio oznajmił że zatrzymujemy się w sklepie. My zostaliśmy a on z Gonzalez'em wyszli.

Jak myślisz da się to jakoś naprawić? - zapytałem patrząc zza szyby na bruneta idącego w kierunku drzwi wejściowych. Chodziło mi tu oczywiście o moją przyjaźń z Pedro.

Nie wiem to zależy od was oby dwóch ja nie wiem co lub kto tutaj zawinił i co było przyczyną tego wszystkiego ale pamiętaj ostatnia umiera nadzieja - widziałem że Hiszpan chciał jeszcze coś dopowiedzieć ale w tym momencie do pojazdu wszedł Pedri. Gdy już zjawił się Polak to mogliśmy ruszyć w dalszą część naszej drogi. Torres'owi dałem swoje słuchawki a ja siedziałem na telefonie. Robert skupiał się na ulicy czasami coś mówiąc a Goznalez w sumie nie wiem co robił bo siedział przede mną ale był cicho więc prawdopodobnie też korzystał z komórki i słuchawek bądź zasnął. Ta trasa kompletnie różniła się od tej wcześniejszej. Tam Fer kłócił się z Pedrim, ja co chwilę śpiewałem a Robcio opowiadał jakieś historie. A teraz? Teraz atmosfera jest przygnębiająca. Każdy siedzi cicho. Bez życia bez niczego. Aż tyle potrafi się zmienić przez jeden wyjazd?

Nagle usłyszałem głos Frenkiego. Okazało się że zadzwonił do chłopaka obok mnie.

Wracacie już?? - dopytał blondyn.

Ta - odrzekłem bez jakichkolwiek emocji. Razem z Torresem porozmawialiśmy z nim kilka minut bo opowiadał nam story time tego co się wydarzyło jak nas nie było. Marc znowu prawie stał się łysy bo zwyzywał gust muzyczny Balde, Raphinha wyjebał się ze schodów za sprawą Araujo a Iñaki rozjebał nowy samochód Christensena. Potem Fer oddał mi słuchawki i wreszcie mogłem znaleźć się we własnym zamkniętym świecie z muzyką. Oparłem głowę o szybę i wyobrażałem sobie dane sytuacje z piosenek. Znowu zacząłem myśleć o Pedrim. No kurwa. Czy to już podchodzi pod paranoję? Najpierw był Vinicius i jego prześladowanie jeśli mogę to tak nazwać a i tak do tej pory nie wiem o co mu chodziło. Następnie Gonzalez, Wojtek i sprawy w Dubaju z udziałem mojej zazdrości ale przecież wtedy nic to nie zmieniło. Czy to wszystko jest przeze mnie? Czy to ja jestem wszystkiemu winny? Może Pedri wymienił mnie na kogoś lepszego? Jeszcze bardziej pogrążałem się w tych myślach aż w moich oczach niekontrolowanie zaczęły się pojawiać łzy.

Ferran widząc to przetarł rękawem swojej bluzy mój policzek i uśmiechnął się sugerując że wszystko się ułoży i nie powinienem się aż tak tym przejmować. Po chwili zauważyłem że cały ten przebieg wydarzeń obserwował Hiszpan siedzący przede mną. A skąd to wiem? Miał otwarte lusterko u góry samochodu gdzie było widać jego brwi i oczy skierowane na to co dzieje się za jego plecami. Po kilku godzinach w których nic ciekawego z resztą jak przez całą tą podróż się nie stało byliśmy już blisko granicy Hiszpanii. Robert powiedział że za może plus minus 4 godziny będziemy już w Barcelonie. Przy okazji zatrzymaliśmy się na pobliskiej stacji.

A CHUJ CI W DUPE KURWA - usłyszałem jakieś krzyki dwóch kłócących się sebiksów.

Ale patola - odrzekł cicho Pedri wychodząc z pojazdu.

Idziesz? - zapytał Fer wysiadając z samochodu. Nic nie odpowiedziałem tylko poszedłem za nim bo chciałem kupić sobie coś do jedzenia. Po kilku minutach byliśmy już wszyscy w aucie Robcia oprócz Pedro.

Weź idź ktoś po niego - powiedział poddenerwowany Polak. Razem z Torresem popatrzyliśmy się na siebie wnioskując że żaden z nas nie chce mieć z nim kontaktu.

Jak nie to nie sam pójdę - odparł Lewandowski po krótkiej ciszy i gdy już miał pociągnąć za klamkę od drzwi Hiszpan kierował się ze sklepu w naszą stronę. Przed nami kolejne godziny jazdy. Ze względu na to że była jakaś 3 lub 4 w nocy to postanowiłem że pójdę spać bo nie mam co lepszego robić.

Chodź jesteśmy już - usłyszałem czyjś głos przebudzając się. Po otwarciu oczu zobaczyłem całkowitą ciemność dopiero po chwili sylwetkę osoby mówiącej do mnie. Był to nie kto inny jak Fer. Okazało się że jesteśmy już pod moim domem i jest jakaś 8 rano ale słońce nadal nie wschodziło. Po zabraniu walizki z bagażnika udałem się do pokoju gdzie padłem na łóżko bo ciągłe siedzenie nie jest najwygodniejsze.

Życie w Barcelonie jest popierdoloneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz