czerwone marlboro (i kartka)

111 10 3
                                    

Pov Ferran

Obudził mnie Gavi z niewiadomego mi powodu. Czemu on od rana się tak drze?

O co ci chodzi? - zapytałem podnosząc się z łóżka.

Trening mamy kurwa za 40 minut rusz dupe bo sie nie wyrobimy - zaczął krzyczeć brunet.

Ale jak to? dzisiaj? - dopytywałem bo nie pamiętałem kiedy trener mówił nam w jakie dni i o jakich godzinach mamy przychodzić.

Nie kurwa w wielkanoc wiesz - odpowiedział sarkastycznie chłopak i udał się do łazienki. No cóż jak musieć to musieć. Sam się na to pisałem. Przebrałem się i poszedłem do kuchni coś zjeść. Zauważyłem już leżący na stole chleb więc pewnie Gavi już jadł. Spakowałem jeszcze torbę i mogliśmy jechać.

A właśnie przecież musimy jeszcze do ciebie jechać bo nie masz stroju - wspomniałem gdy razem z Pablo się szykowaliśmy. Przecież wszystko zostawił u siebie. On nie był co do tego przekonany bo nie chciał się pokazywać matce ale nie mieliśmy innego wyjścia. Na szczęście Gaviego Mariany nie było w mieszkaniu a że on ma zapasowe klucze to mógł sobie spokojnie wejść i zabrać co chciał. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod stadionem a do treningu mieliśmy całe 3 minuty. Ja bym jeszcze zdąrzył do sklepu zakupy na cały tydzień zrobić. Poszliśmy do szatni się przebrać gdzie jeszcze był spóźniony Astralaga i już we trójkę wyszliśmy na murawę.

No macie panowie szczęście jesteście równo z czasem - powiedział Rafael gdy tylko nas zobaczył. Na treningu nic ciekawego się nie działo. Normalne ćwiczenia i rzeczy tego typu. Jedyne co się tam wydarzyło wartego uwagi to to że Casado "niechcący" wylał wodę z bidona na Andera po czym bramkarz gonił go przez całe boisko. Dodali sobie dodatkowe bieganie mimo że mieliśmy już go dużo dzisiaj podczas treningu.

Zjeby chodźcie tu już - zawołał ich Fermin bo zbieraliśmy się do szatni.

Pamiętajcie o dzisiejszym meczu z Celtą! - zawołał za nami Marquez. Razem z Pablo popatrzyliśmy się na siebie zdziwieni i przestraszeni. O jakim meczu on pierdoli. My mamy coś grać? Będąc już w szatni postanowiłem zapytać się kogoś o ten mecz.

Ej jaki my mecz mamy grać i kiedy? - zapytałem Fermina bo on był godny zaufania.

Dzisiaj z Celtą o 18:30 co wy nie wiedzieliście? - odparł blondyn a ja pokiwałem przecząco głową. Po tej rozmowie już się przebrałem i Gavira tak samo więc mogliśmy wrócić do samochodu i jechać do mojej meliny. Po około 30 minutach, bo jeszcze musiałem wstąpić do sklepu, byliśmy już w mieszkaniu. Gavi powiedział że idzie spać i rzeczywiście tak zrobił a ja postanowiłem posprzątać kuchnię bo miałem tam wiele zbędnych rzeczy a przy okazji naprawiłem lekko zepsute drzwi od szafki. Tak minął nam czas do godziny meczu. Potem tak jak wcześniej wzięliśmy ze sobą torbę i pojechaliśmy na Estadi Johan Cruyff. Zaparkowałem tam na parkingu podziemnym i razem z Pablo poszliśmy do szatni gdzie była reszta chłopaków z klubu i trener. Podczas przebierania się Marquez powtarzał nam jakieś taktyki przedmeczowe i powiedział żebyśmy się ich trzymali bo inaczej obniży nam wszystkim wypłatę i zmieni godzinę treningów na 7 rano i że będą dwa razy częściej niż zwykle. Okazało się że z Gavim jesteśmy w składzie wejściowym a dowiedziałem się tego 5 minut przed.

Na początku nic ciekawego się nie działo ale i tak mieliśmy więcej sytuacji bramkowych niż przeciwnicy. W końcu 32 minuta i Fermin strzelił piękną bramkę z 16 metra. Takim oto wynikiem czyli 1 - 0 zakończyła się pierwsza połowa. W szatni jak zawsze chwila na napicie się i ewentualne zmiany w taktyce lub składzie. Po wyjściu gra szła nam lepiej niż wcześniej ale Celta tak samo grała owiele lepiej w ofensywie niż w tamtej połowie. Aż w 73 minucie strzelili nam bramkę wyrównującą. Wtedy zaczęliśmy grać jeszcze agresywniej a przynajmniej ja przez co wyleciałem z boiska za dostanie czerwonej kartki. No kurwa nie moja wina że ten debil wpakował się przed nasze pole karne a ja chciałem uratować dupe drużynie. Sędzia uznał to za zbyt agresywne wejście i po krótkiej chwili pokazał mi czerwony kartonik. Od tamtej chwili musieli sobie radzić na boisku w 10.

Siedziałem tak na tej ławce myśląc że już nic się nie wydarzy i mecz zakończymy remisem ale w 89 minucie Gavi strzelił głową prosto do bramki po podaniu Garrido z rzutu rożnego. Niski ale jednak coś potrafi. Chwilę po tym arbiter zakończył mecz a ja podbiegłem do bruneta wskakując mu na plecy żeby świętować nie dość że wygraną to i jego gola.

W szatni panowała zajebista atmosfera i każdy cieszył się wynikiem a w szczególności trener że robiliśmy tak jak nam kazał.

Wychodzimy na 21 do pub'u z Pedrim mordo - oznajmił mi Gavi podchodząc do mnie gdy pakowałem ubrania po meczu do torby.

Ja nie idę nie mam siły wolę zostać w domu - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Hiszpan przez chwilę jeszcze mnie namawiał ale ja nie wykazywałem żadnych chęci do chodzenia po mieście więc poszedł do Pedro i coś tam z nim gadał. Od kiedy oni w ogóle rozmawiają? Dopiero co mówił że nawet go nie zna. Nadal ten typ wydaje mi się jakiś podejrzany no ale skoro Pablo chce się z nim zadawać to przecież nie mogę mu zabronić. Gavira postanowił że skoro z nimi nie idę to on pojedzie z Gonzalezem tam gdzie się umówili a mi dał swoją torbę.

Wróciłem do mieszkania i zrobiłem pranie a potem ogarnąłem coś do jedzenia. Było około 23 więc postanowiłem zająć się swoim ulubionym hobby czyli oglądaniem paradokumentów. Nie wiem nawet kiedy ale zasnąłem.

Obudziło mnie to samo głośnie pukanie do drzwi co ostatnio. Specjalnie wczoraj nie zamykałem drzwi na klucz żeby on mógł sobie bez problemu wejść do środka ale najwidoczniej zapomniał jak się używa mózgu i dalej pukał zamiast pociągnąć za klamkę i sprawdzić czy są otwarte. Nie chciało mi się już wstawać bo była jakaś 1 w nocy. Jak nie wie jak działają drzwi to będzie spał na klatce wejściowej. Po chwili jednak usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania. A już byłem przekonany że spędzi noc na zewnątrz. Wchodząc do sypialni potknął się o coś i upadł co tym bardziej mnie przebudziło aż musiałem się podnieść do siadu i zobaczyć czy przypadkiem nie złamał sobie nosa czy coś bo z nim to nic nigdy nie wiadomo.

Spokojnie żyje - oznajmił widząc że na niego patrzę i wstał.

Ale jebiesz szlugami - powiedziałem czując papierosy od chłopaka - czerwone marlboro - dodałem widząc opakowanie które wypadło mu z kieszeni. On jednak szybko je podniósł spowrotem chowając.

Pablo miałeś nie palić - westchnąłem zaniepokojony i trochę zawiedziony.

Przepraszam - tyle jedynie odparł chłopak i położył się obok kładąc głowę na moją klatkę piersiową i się przytulił. Odwzajemniłem uścisk i zasnąłem bo nie miałem więcej sił na jakąkolwiek rozmowę i on prawdopodobnie tak samo.

Przeszłość, o której nikt nie wiedziałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz