Wokół rozciągał się jedynie ciemny las. Drzewa wyglądające jak zjawy ze smoły wyrastały z ziemi, a ich gałęzie wiły się, tworząc ostre pazury. Nie było żadnej ścieżki, która gwarantowałaby spokojne przejście. Trzeba było przedzierać się przez gałęzie. Wszystko wokół wydawało się przeklęcie spokojne, a wręcz martwe, zawieszone gdzieś pomiędzy życiem i śmiercią, poza czasem. W pobliżu nie było widać ani jednego zwierzęcia, nawet najmniejszego, żadnego znaku, że jest tu gdzieś jakaś istota żywa. Nie było tu nic oprócz drzew bez liści, suchej ziemi i panującej dookoła ciemności.
Na niebie księżyc toczył bój o dominację z chmurami. Jasne obłoki za wszelką cenę próbowały go zasłonić i ukryć przed światem. Przelatywały szybko, spiesząc się gdzieś, być może w lepsze miejsce, odsłaniając co jakiś czas chociaż niewielką część srebrnego globu. Pojawiał się nagle, wyglądając dyskretnie zza nich, rozpraszając chociaż częściowo mrok i ukazując drogę, a potem znów znikał.
Wbrew pozorom nie było zimno, choć tego można się było spodziewać po pogodzie w drugiej połowie listopada. Fenomenalne było, że nie odczuwał żadnego chłodu, mimo że był dość lekko ubrany i nie posiadał żadnej kurtki. Nie kłócił się z tym, bo ten mankament był mu teraz całkowicie na rękę i ułatwiał dalszy bieg.
Wiedział, że nie może się zatrzymać, a nawet zwolnić. Przedzierając się przez las, czuł jak gałęzie drapią jego skórę, ale nie zwracał na to uwagi. Teraz nie miał na to czasu. Musiał biec dalej, jeśli chciał przeżyć. Miał tylko nadzieję, że zaraz uda mu się wybiec z tego przeklętego lasu albo chociaż znajdzie jakąś dobrą kryjówkę. Jeśli nie...
– Nie uciekniesz przede mną! – usłyszał głos za sobą, a w nim nutę rozbawienia.
Nie odwrócił się, nie potrzebował wiedzieć jak blisko od swojego koszmaru właśnie się znajduje. Musiał biec dalej, bo tylko to gwarantowało przetrwanie.
Drzewa zaczynały się przerzedzać, dając mu nadzieję, że w końcu uda mu się wybiec z tego miejsca. Nie wiedział czy to był dobry pomysł. Co prawda, będąc na otwartej przestrzeni będzie łatwiejszym celem, ale miał dość drapiących go gałęzi i szukania odpowiedniej drogi pomiędzy drzewami. Być może poza lasem będzie lepiej...
Drzewa skończyły się nagle, jakby ktoś przeciął las w tym miejscu i postawił łąki, porastane przez niską, pożółkłą trawę. Zatrzymał się, żeby spojrzeć przed siebie i zastanowić się nad następnym krokiem. Do diabła! Gdyby tylko miał więcej czasu! Teraz niestety go nie miał i nie mógł tracić kolejnych sekund, więc ruszył przed siebie.
O wiele łatwiej biegło się po otwartej przestrzeni, gdzie nic nie stawało mu na drodze, nie musiał niczego omijać ani uważać, żeby nie zaczepić o jakieś gałęzie czy leżący na ziemi pieniek. Biegł w stronę starego drzewa, które znajdowało się właściwie na środku dość rozległej łąki. W tym momencie nie miał czasu zastanawiać się dlaczego to drzewo jako jedyne miało liście, które wyrastały z gałęzi, chociaż były już uschnięte.
Odwrócił się tylko raz, na bardzo krótką chwilę, żeby sprawdzić jak dużo czasu ma, ale za sobą nie widział niczego oprócz czarnych drzew sterczących nad ziemią, tworzących las, który skończył się kilkanaście metrów za nim.
Udało mu się dotrzeć do drzewa pośrodku niczego i zatrzymał się tam na chwilę. Chciał choć trochę odpocząć, wspierając się ręką o gruby pień. Patrzył przed siebie, próbując dostrzec coś, co mogłoby mu jakoś pomóc, ale widział jedynie bezkresną nicość rozciągająca się przed nim. Tylko ciemność, za którą nie było niczego.
– Nie uciekniesz – usłyszał zaraz za sobą.
Nie musiał się patrzeć w tył, żeby wiedzieć, że ta osoba znajdowała się tuż za nim. Czuł jak strach go paraliżuje, ale mimo to udało mu się odwrócić, żeby spojrzeć swojemu koszmarowi prosto w oczy. Jeśli miał umrzeć, musiał zmierzyć się z tym.
![](https://img.wattpad.com/cover/354308503-288-k932996.jpg)
CZYTASZ
⭒˚.⋆ Cień ⋆˚.⭒| BL |
ActionPozorna stabilność zaczyna się powoli rozpadać. Will musi poradzić sobie nie tylko z nieprzyjemnymi zdarzeniami, które mają miejsce z jego udziałem, ale także nawiedzają go wciąż demony przeszłości. Wszystko staje się coraz bardziej nieznośne, a jak...