~19: Droga bez powrotu i niespodziewana wizyta~

16 2 22
                                    

Otaczały go czarne zjawy ze smoły, które wyrastały spod ziemi, formując się w coś, co miało przypominać drzewa. Gałęzie niczym ostre pazury raniły go, gdy próbował przedzierać się przez ten przeklęty las. Śmierć pochłonęła wszystko, co znajdowało się wokół. Nie było tu ani jednej żywej istoty, a na domiar złego nawet rośliny były całkiem martwe. Tylko jakaś niewidzialna siła trzymała je wciąż w pionie i nie pozwalała upaść z jakiegoś powodu.

Co jakiś czas widział gdzieś w pobliżu cień, jedynie zarys ludzkiego ciała, stworzonego z czarnego dymu, który powoli sunął w tym samym kierunku co on. Nic go nie atakowało, nawet żadnego dźwięku nie było słychać. Tym razem miał wrażenie, że nic go nie goni. Biegł sam, wiedząc dokładnie gdzie chce dotrzeć, tylko wciąż nie mógł pojąć dlaczego. Coś podpowiadało mu, że właśnie tam powinien się udać i to jak najszybciej, bo właśnie w tym miejscu odnajdzie coś, czego szuka. Tylko dlatego nie zamierzał się poddać i odsuwając ostre gałęzie od swojej twarzy, szedł dalej przed siebie. Nie rozumiał tego, ale może nawet nie musiał. Może wystarczyło, żeby uwierzył swoim przeczuciom?

Las skończył się nagle, dając mu możliwość wydostania się. Księżyc wyłonił się zza obłoków, oświetlając mu drogę do starego drzewa, które widoczne było z daleka. W świetle srebrnego globu trawa wydawała się być czymś nie z tej ziemi, przybierała szaro-niebieskie odcienie, a zalegająca na niej rosa odbijała światło, tworząc coś na podobieństwo nieba – łąkę obsypaną gwiazdami, ale nie spowitą w ciemnościach.

Zatrzymał się, żeby podziwiać widok, który z jakiegoś powodu dane mu było zobaczyć. Stanął pośrodku nieba na ziemi, choć zapewne nie był to odpowiedni moment na to. Gdyby tylko mógł, zostałby tu już na zawsze, żeby móc to oglądać. Było tak spokojnie, zewsząd otaczała go cisza tak przenikliwa, że sama w sobie mogłaby być bronią. Niczym niezmącony spokoju w połączeniu z urokliwym wyglądem tego miejsca były hipnotyzujące.

Odwrócił się za siebie, żeby sprawdzić czy jego koszmar nie pojawił się nagle gdzieś za nim, ale napotkał tam tylko mur z cieni. Nic nie dało się zobaczyć, oprócz ciemności. Las, z którego przecież chwilę temu wyszedł wraz z częścią łąki zostały pochłonięte przez ciemność. Zjawy z czarnego dymu wyciągały ku niemu swoje ręce z długimi pazurami, starając się do niego dosięgnąć. Cofnął się o krok, ale one wciąż uporczywie wystawiały łapy poza ciemność, nie bojąc się wcale blasku księżyca ani światłości.

– William! – rozległ się krzyk. Kobiecy głos, który bardzo dobrze znał. – Jeśli odejdziesz, nie ma powrotu! Stracisz wszystko!

Znów to samo. Czy niewystarczająco dużo już stracił? Nie dość, że zniszczyła życie jemu i Larissie na jawie, to nawet we śnie przychodziła go dręczyć i wciąż krzyczała, groziła, nie chcąc aby jej dopracowany w każdym szczególe plan uległ zniszczeniu z jego powodu.

Mur zaczął się przesuwać ku niemu, a ona mogła wyciągnąć ręce dalej i udałoby jej się go pochwycić, gdyby tylko nie cofnął się, żeby zaraz potem odwrócić się od niej i pobiec w stronę drzewa pośrodku niczego, które teraz było jedyną ostoją.

Wydawało mu się, że dotarcie do celu zajęło mu niezwykle długo, jakby ktoś bawił się z nim, odsuwając wciąż drzewo od niego, gdy już był bardzo blisko, ale ostatecznie sięgnął do konaru dłonią i zatrzymał się. Pierwszą czynnością jaką zrobił, było sprawdzenie co znajdowało się za nim. Zobaczył znów ciemności, mur z mroku, z którego nadal wyciągały się ku niemu ręce, wciąż deptały mu po piętach. Nie było sensu patrzeć przed siebie, bo wiedział co tam zobaczy, jednak coś podkusiło go, żeby odwrócić wzrok w tamtym kierunku. Nie zdziwił się, gdy jego oczom ukazała się taka sama ciemność i pustka jak za nim. Jedynie wokół drzewa był krąg jasności o promieniu kilku metrów. Był uwięziony pośród mroku.

⭒˚.⋆ Cień ⋆˚.⭒| BL |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz