Kula wystrzeliła z pistoletu jednego z porywaczy prosto w stronę niczego jeszcze nieświadomowego Willa. Chłopak stał zaraz obok policjanta i był odwrócony w innym kierunku niż ten, z którego do niego wystrzelono. Jedynym, co uratowało go przed postrzałem był Vasillas, który zlokalizował tamtego o wiele szybciej i popchnął Willa, tym samym przyjmując na siebie pocisk, który wcale nie miał być dla niego.
Moore mógł tylko obserwować jak kula leci prosto w brzuch policjanta, a potem jak ten upada po spotkaniu z nią.
Niewiele myśląc, skierował swoją rękę prosto w stronę tamtego, jednak on po raz kolejny zniknął mu z oczu. Dziś chyba nic nie szło po jego myśli, a śmierć widocznie chciała go w końcu powitać jak dawnego przyjaciela. Był w stanie się na to zgodzić, ale najpierw chciał upewnić się, że Zoe zostanie uwolniona, Vasillas przewieziony do szpitala, a Harper nie zostanie przez nikogo zaatakowana, gdziekolwiek teraz była.
Nie zamierzał się ukrywać, wiedząc że osoba, która nie zawaha się go zabić jest gdzieś w pobliżu i wciąż mu zagraża. Żeby chociażby spróbować pomóc komukolwiek, musiał najpierw zadbać o swoje własne bezpieczeństwo, a przede wszystkim sam musiał być żywy i najlepiej, żeby nie został ranny, bo wtedy niewiele będzie mógł zrobić i sam będzie potrzebował pomocy.
Czuł jak czysta adrenalina krąży po jego ciele. Musiał najpierw chociaż trochę się uspokoić, opanować swój oddech i pędzące gdzieś w zabójczym tempie serce, żeby móc działać. Drżenie rąk nie pozwalało mu utrzymać nieruchomo pistoletu, więc szansa na trafienie malała. Jak miał sobie poradzić? Nawet nie wiedział gdzie dokładnie był tamten, nie znał tego przeklętego miejsca i nie był w stanie określić gdzie mógłby uciekać, gdyby była taka potrzeba. Był łatwym celem, a wszystko wydawało się być na jego niekorzyść. Dodatkowo nie mógł przecież tak po prostu zostawić tutaj tego gliny, nie wiedząc nawet czy on nadal żyje i był zobowiązany ratować Zoe, jeśli rzeczywiście dziewczynka tu była.
Nie zauważył żadnego ruchu, ale do jego uszu dobiegł dźwięk wystrzału, co go zaniepokoiło. Odruchowo schylił się, nie chcąc podzielić losu policjanta. Choć nie dostrzegał źródła dźwięku, instynkt i wola przetrwania były silniejsze.
– Zdjęty! – usłyszał uradowany kobiecy głos, dzięki czemu dosłownie kamień spadł mu z serca, ale nie wiedział czy nie spadnie on prosto na jego stopy, łamiąc kości.
Ale... Czy mogło być gorzej? Teraz już chyba wszystko zmierzało ku końcowi, skoro miał wsparcie Harper, choć ona wciąż pozostawała dla niego niewidoczna. Może lepiej, aby tak pozostało, jeśli chcą przeżyć. Oby tylko nikt nie zaatakował jej z zaskoczenia.
Otóż chwilę później przypomniano mu, że zawsze może być gorzej i nie warto w to wątpić ani przez moment.
Drzwi do budynku po raz kolejny zostały otwarte, a facet, który w nich stanął, prowadził przed sobą porwaną dziewczynkę. Przy jej gardle trzymał nóż, dając mu do zrozumienia, że jest gotowy ją zabić, gdyby Will spróbował coś zrobić. Zoe, bo bez wątpienia była to ona, płakała i prosiła o ratunek.
Moore rozpoznał ją, mimo że wciąż widoczność nie była najlepsza, ale chociaż lampa z pobocza drogi oświetlała część podwórka na tyle, żeby mógł ją zobaczyć. Natychmiast skierował broń w tamtą stronę, ale niewiele mógł zrobić. Gdyby próbował go zabić, dziewczynce mogłoby się coś stać, a na to nie mógł pozwolić. Już i tak miał na głowie jednego postrzelonego policjanta. Nie zamierzał mieć na sumieniu więcej osób.
– Rzuć gnata! – wrzasnął porywacz.
Zawahał się. Nie chciał tak od razu pozbyć się swoje broni, dlatego wciąż trzymał ją w ręku. Wiedział, że mógł właśnie ryzykować zdrowiem, a może nawet życiem tego dziecka, ale musiał coś zrobić. Jak miał sobie poradzić sam, bez żadnej broni. Harper na razie nie mogła strzelić do porywacza, musiał najpierw wyjść gdzieś dalej.
CZYTASZ
⭒˚.⋆ Cień ⋆˚.⭒| BL |
ActionPozorna stabilność zaczyna się powoli rozpadać. Will musi poradzić sobie nie tylko z nieprzyjemnymi zdarzeniami, które mają miejsce z jego udziałem, ale także nawiedzają go wciąż demony przeszłości. Wszystko staje się coraz bardziej nieznośne, a jak...