Być może to wcale nie był najlepszy pomysł, żeby wybiec z mieszkania w środku nocy, ale w tym budynku zaczął się dusić. Potrzebował świeżego powietrza, ale nawet wyjście na zewnątrz niewiele mu pomogło. Miał dziwne przeczucie, że coś się stało, że nie powinien być tutaj.
Zaczął biec przed siebie aż w końcu znalazł się pośród drzew. Co jakiś czas zaczepiał o jakąś gałąź albo potykał się o coś, ale niezbyt się tym przejmował. Musiał biec dalej. Cokolwiek się stanie, on nie mógł się zatrzymać, nawet jeśli nie wiedział dlaczego to robił. Podświadomie zdawał sobie sprawę, że po prostu musiał kontynuować, bo od tego wszystko zależało.
– Charles! – krzyknął, gdy zauważył sylwetkę kilkanaście metrów przed sobą, która zmierzała w tym samym kierunku, co on. Nie miał pewności, czy to Vasillas, ale chciał, żeby tak było. Coś mu podpowiadało, że to właśnie on.
Nie udało mu się jednak zweryfikować faktów, więc był zmuszony wciąż tkwić w niewiedzy. Gdy już udało mu się wybiec z lasu, nigdzie nie mógł dostrzec tej osoby. Zniknęła równie szybko, jak się pojawiła i nie został po niej nawet ślad. Rozglądał się dookoła, ale nie potrafił zlokalizować kogokolwiek. Był całkiem sam.
Ale nie to było teraz najważniejsze. O wiele bardziej zwrócił jego uwagę budynek, który znajdował się w pobliżu. Bardzo przypominał mu ten, który wiele lat temu nazywał swoim domem, ale to na pewno nie było to miejsce. To nie mogło być tu. Uciekł stamtąd dawno temu i znajdował się już daleko...
Zauważył, że ktoś wchodzi do środka, ale przed zrobieniem tego odwraca się na moment i patrzy na niego.
– Charles! – zawołał znów.
Tak, to był on. Teraz już miał pewność, że to właśnie jego widział chwilę temu i to właśnie on wchodził do tego domu.
Jednak jego chłopak wydawał się go nie słyszeć. Gdy drzwi się za nim zamknęły, Will ruszył biegiem w tamtą stronę i bez najmniejszego wahania wszedł do środka. Vasillasowi mogło coś grozić, więc musiał go odnaleźć i upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Nie mógł tak po prostu zostawić go samemu sobie, nawet jeśli przez to zaryzykuje własnym życiem. Wiedział, że on zrobiłby dla niego to samo. Nie liczyło się to, w jakim miejscu się znajdował, bo on był w stanie pójść za tym policjantem nawet na drugi koniec świata, gdyby zaszła taka potrzeba. Charles był jedną z najważniejszych osób w jego życiu.
Nie spodziewał się, że w środku zastanie dobrze znany mu układ pomieszczeń. Widok, który kiedyś był dla niego codziennością. Miejsce, którego nie widział od kilku lat i miał nadzieję, że już nigdy więcej go nie ujrzy.
Starał się to na razie ignorować. Jego partner był o wiele ważniejszy niż głupi lęk, który budziło w nim to miejsce. Próbował (trochę bezskutecznie) wmówić sobie, że to przecież nie mógł być jego rodzinny dom. Nie było opcji, żeby tak było. To po prostu niemożliwe.
Bez większego zastanowienia udał się od razu do pokoju gościnnego. Nie był pewny czy szedł w dobrym kierunku. Wydawało mu się, że się nie mylił, bo ten budynek aż za bardzo przypominał mu jego dawny dom. Kierował się jedynie przeczuciem, które mogło równie dobrze prowadzić go na śmierć. Niczego nie mógł wykluczyć.
Po przekroczeniu progu salonu, nie miał już prawie wcale wątpliwości – znajdował się w swoim domu "rodzinnym" albo w budynku, który był na nim wzorowany. Wszystko było takie samo...
Wszystko zaczęło się skłaniać ku tej pierwszej opcji, gdy dostrzegł JĄ. Ciemne włosy związane w kok dodawały jej elegancji. Biała koszula i dopasowana, czarna spódnica do kolan sprawiały, że wyglądała na kogoś wysoko postawionego, piastującego dobrze płatne stanowisko, być może nawet będącego u władzy. Szare oczy błyszczały zza okularów, które miała na nosie. Uśmiechała się, wbijając w niego bardzo nieprzyjemne spojrzenie. Miała wredny wyraz twarzy.
CZYTASZ
⭒˚.⋆ Cień ⋆˚.⭒| BL |
AksiPozorna stabilność zaczyna się powoli rozpadać. Will musi poradzić sobie nie tylko z nieprzyjemnymi zdarzeniami, które mają miejsce z jego udziałem, ale także nawiedzają go wciąż demony przeszłości. Wszystko staje się coraz bardziej nieznośne, a jak...