Rozdział 24

108 24 7
                                    

Żołnierzyk:

Myślałem, że kiedy dotrę już do posesji, poziom mojej złości opadnie. Myliłem się. Wciąż czułem na sobie jej macki niczym obślizgłą ośmiornicę. Od razu udałem się do pokoju Diany. Czułem, że się przede mną schowa w jedynym bezpiecznym, a na pewno tak jej się wydawało, dla siebie miejscu.

Drzwi były zamknięte, tak jak podejrzewałem. Pukałem kilkakrotnie, ale bez skutku. Słyszałem, że jest w środku i jawnie mnie ignorowała. Być może zasłużyłem. Nie powinienem był się tak zachować. Ale nie mogłem nic na to poradzić. Zaborcza bestia w moim wnętrzu przejęła nade mną władzę. Zachowałem się jak pies sikający na ulubiony hydrant. Teraz ta bestia przesiąkała złością. Odszedłem od drzwi nasłuchując. Słyszałem jej oddech. Ona też stała pod drzwiami.

– Nie ukryjesz się przede mną. – powiedziałem cicho.

Usłyszała.

Nadal nie otworzyła. Poszedłem do siebie i włączyłem aplikację.
Nie wyjdzie stamtąd bez mojej wiedzy.

Na efekty nie musiałem długo czekać. Diana ostrożnie otwarła drzwi i rozejrzała się po korytarzu. Gdy sądziła, że ma drogę wolną zamknęła je po cichu i ruszyła na dół. Tylko, że musiała przejść obok mojego pokoju by się tam dostać. Stanąłem pod drzwiami najciszej jak mogłem i nasłuchiwałem jej kroków. Gdy wydawało mi się, że jest blisko szybkim ruchem otwarłem drzwi. Stanęła zszokowana i rzuciła się biegiem w przeciwną stronę. Dotarłem do niej tak szybko, że nie zdążyła zareagować, kiedy przerzuciłem ją sobie przez ramię.

– Puszczaj mnie! - krzyknęła.

– Ani mi się śni. – odparłem tylko i ruszyłem w stronę siłowni.

Potrzebowałem miejsca, gdzie na pewno będziemy sami. Gdy postawiłem ją na ziemi w siłowni od razu rzuciła się do drzwi. Zamknąłem je i tym razem nie schowałem kluczy w kieszeni. Wsadziłem je sobie w bokserki.

– Jeśli je chcesz, wyciągnij sobie. – spojrzała na moje biodra.

– Wypuść mnie! Nie masz prawa mnie tak traktować! - krzyczała. – Powiem ojcu, żeby cię zwolnił.

– Śmiało. - rzuciłem.

Ryzykowałem tym stwierdzeniem. Nie byłem pewien czy po tym wszystkim nie będzie wolała się mnie pozbyć.

Zawahała się. Z całych sił walczyłem by nie uśmiechnąć się zwycięsko. Jednak zamiast coś powiedzieć usiadła na macie. Przyglądałem się jej z zaciekawieniem.

– To jest twój plan? Ignorować mnie zamiast przeprosić? – usiadłem obok niej.

Prychnęła tylko i odsunęła się ode mnie. Byłem gotowy siedzieć tu nawet do rana, jeśli to ją złamie. Wstałem i ściągnąłem bluzę przez głowę. Cały czas czułem na sobie jej spojrzenie. Rozruszałem stawy i rozgrzałem mięśnie. Diana obserwowała mnie dalej ze swojego miejsca. Podszedłem do termostatu i podkręciłem temperaturę. Potem założyłem rękawice i wyprowadziłem kilka serii w worek. Patrzyła na mnie w milczeniu, odwracając wzrok, kiedy ją na tym przyłapywałem.

– Chodź. - Kazałem jej. – Proszę. - dodałem już trochę łagodniej.

Rozkazy na nią nie działały. Wstała i niepewnie do mnie podeszła. - Skoro już tutaj jesteśmy możemy potrenować.

– Nie chciałeś mnie uczyć. – zauważyła.

– Prawda. Zmieniłem zdanie.

– Skoro planowałeś mnie tu przetrzymywać, mogłeś chociaż wziąć coś do jedzenia. – stęknęła.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz