Rozdział 43

100 17 9
                                    

Żołnierzyk

Wiedziałem, że mi nie ufała, jednak zupełnie inaczej było to usłyszeć. Choć właściwie tego nie powiedziała, ale też nie zaprzeczyła. W tej ślicznej główce kłębiły się pytania, na które nie chciała odpowiedzi. Co jednak nie przeszkadzało jej się nimi zadręczać.

Na przesłuchaniu nic się nie wydarzyło. Montana zadawał rutynowe pytania, nie wyglądając jakby faktycznie mnie o cokolwiek podejrzewał. Po prostu niesamowicie wkurwiał mnie fakt, że miał ochotę na moją kobietę.

Kiedy pod koniec rozmowy podzieliłem się z nim informacją o naszym związku – nie wydawał się zdziwiony. Był wręcz zadowolony. Zupełnie jakby potrzebował usłyszeć, że Diana miała jakiś powód, by mu odmówić.

Zirytował się dopiero, gdy ostrymi słowami skrytykowałem jego strategię. Nie miał pojęcia, że i ja i Diana wiemy co zrobił, jak podstępem próbował zagarnąć ją dla siebie. Dopiero wtedy, równie nieprzyjaznym tonem, wyprosił mnie z sali. Nie dbałem o to czy uraziłem jego ego, które najwidoczniej było bardzo kruche.

I dokładnie to mogłem powiedzieć Dianie, gdy zapytała o przesłuchanie. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że czułem, iż jej chodziło o coś innego. Była ostatnio bardziej podejrzliwa wobec mnie i ta część jej osobowości, chciała wiedzieć, ile miałem wspólnego z napaścią na frajera o imieniu Todd, jednocześnie nie zadając pytań.

Ta kobieta była pełna sprzeczności. Dotychczas wydawało mi się, że ją znam, a teraz zaczynałem w to wątpić. Diana miała jeszcze wiele warstw, których nie odkryłem. Byłem podekscytowany na samą myśl poznania każdej z nich.

*

Musiałem przyznać, że zielonooka robiła postępy podczas naszych treningów. Jej ciało stawało się wydajniejsze i nabierało siły. Mięśnie miała już delikatnie zarysowane, potrafiła je świadomie spiąć i rozluźnić mając nad nimi większą kontrolę. Uderzenia i kopnięcia rudowłosej były szybsze oraz mocniejsze.

Była bardzo zdeterminowana i zmotywowana podczas treningów. Nawet tych na strzelnicy, do której jeździliśmy dwa razy w tygodniu. Choć nadal jej celność zostawiała wiele do życzenia, jej ciało już nie odrzucało się tak gwałtownie do tyłu. Rzadko kiedy też, musiałem korygować jej postawę. Z zaciętą miną celowała w tarczę, nie poddając się, gdy nie trafiała w cel. Takie sytuacje tylko bardziej ją napędzały.

Dzięki temu, że stała się silniejsza i bardziej wytrzymała, nasz seks z nieziemskiego stał się istnym kosmicznym doznaniem. Diana oswajała się powoli ze swoją seksualnością, dzięki temu też prawie nigdy nie odmawiała próbowania nowych rzeczy.

Dotychczas miałem ją w samochodzie, na siłowni, w łóżku, w ceglanej altance (to był piękny, aczkolwiek mroźny wieczór), była już skrępowana, zakneblowana i z przewiązanymi oczyma. Zaskoczyła mnie, kiedy któregoś wieczoru zaproponowała, bym zwrócił jej tę zabawkę, którą wtedy zostawiła i poprosiła, bym zrobił jej nią dobrze. Nie odmówiłem jej. Zresztą jak zawsze.

Dzisiejszy trening obejmował głównie walkę wręcz, z elementami rozbrojenia nożownika. Byłem dumny obserwując ją podczas ćwiczeń. Jej ciosy były trudne do przewidzenia, bo nie stosowała schematów, a ciało było bardziej skoordynowane. Musiałem się naprawdę skoncentrować, by unikać uderzeń i kopnięć.

- Dzisiaj było super, prawda? – powiedziała zdyszana, gdy skończyliśmy.

- Było dobrze. – stwierdziłem.

- Tylko dobrze? – wydawała się być urażona moimi słowami, choć w zamierzeniu miał być to komplement.

- Tak.

- Poczyniłam postępy.

- To prawda.

- Więc czemu mi tego nie powiesz?

- Z jednej prostej przyczyny... Podświadomie uwierzysz, że jesteś lepsza niż w rzeczywistości i to może narobić ci więcej krzywdy niż pożytku.

Kobieta sięgnęła po wodę, zostawiając moją wypowiedź bez komentarza.

- Po Nowym Roku wyjeżdżam. – rzuciłem. – Na kilka dni.

Zacisnęła usta i pokiwała głową. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie co się wydarzyło. Diana nie zapytała, dokąd, po co, ani z kim... Zupełnie jakby jej to nie interesowało, albo... jakby się ode mnie odsuwała. I to była moja wina. Ostatnimi dniami na każde jej pytanie odpowiadałem zdawkowo lub wymijająco.

Kretyn, nazwałem się w myślach. A potem się dziwisz, że ci nie ufa...

- Jadę do matki. – dopowiedziałem.

Skierowała wzrok na mnie i chwilę zastanawiała się nad tym, co mi powiedzieć.

- Wybaczyłeś jej?

- Nie. Nie po to tam jadę. – zrobiłem pauzę zanim dodałem. - Jadę prosić ją by to ona mi wybaczyła. – to wyznanie powiedziane na głos przyniosło ulgę. - Miałaś rację. Nie miałem prawa tak się zachować.

- Mam jechać z tobą? – zaproponowała.

- Nie.

Kiwnęła głową. Rozumiała. Jak zawsze. Rozumiała mnie jak nikt inny i to był główny powód, dla którego byłbym w stanie poruszyć niebo i ziemię, a nawet pieprzone piekło, byle by mieć ją przy sobie. Rozumiała, że muszę sam stawić temu czoła. Konsekwencjom, które przez lata mojego egoizmu nawarstwiały się tak bardzo, że przysłoniły mi jedną z najważniejszych kobiet w moim życiu – matkę. Rozumiała to wszystko, dlatego nie były nam potrzebne słowa.

- Chciałbym coś naprawić. – zacząłem, póki miałem jeszcze odwagę – Przepraszam, że ostatnio jestem dupkiem.

- Ostatnio? – zadrwiła ze mnie.

Zawsze używała żartów jako tarczy, gdy się stresowała. Dlatego też nie zareagowałem na te zaczepkę.

- Zapytaj mnie o cokolwiek chcesz. Odpowiem, obiecuję.

Diana zastanawiała się dość długo nad moimi słowami. Nie byłem pewien, czy wybierała pytania względem ciekawości czy odfiltrowywała te, na które nie chciała poznać odpowiedzi.

- Przesłuchanie. Tylko to chcę wiedzieć. – powiedziała w końcu.

- Dobrze. – westchnąłem, a w duchu odetchnąłem z ulgą – Montana pytał mnie o napaść na Todda, ze względu na moje powiązanie z tobą i obecnością podczas jego przesłuchania. Powiedziałem mu to samo co tobie. – odpowiedziałem powielając kłamstwo.

Skłamałem jej, kurwa, prosto w twarz, a ona to wyczuła. Nie wiem jak, nie wiem też skąd miałem tę pewność, ale miałem. Jak wtedy, gdy spytała mnie o to pierwszy raz. Postanowiłem jednak nie dać tego po sobie poznać. Ona najwyraźniej też przybrała maskę, która miała mnie przekonać, że mi wierzy.

- Skoro jesteś niewinny, to dlaczego miałeś taką minę, gdy opuściłeś salę? – brnęła dalej.

- Jakby to powiedzieć. Dwa psy, jeden ulubiony hydrant i chęć zaznaczenia terytorium.

Może nie była to zbyt poetycka metafora, ale rozbawiła Dianę do łez i tylko to się liczyło. Parsknęła trzymając się za brzuch i śmiejąc się w głos. Kiedy skończyła miała załzawione oczy i zaróżowione policzki. Kilka kosmyków przykleiło się do jej twarzy. Odsunąłem je za ucho.

- Jeszcze jakieś pytania, pani detektyw? – rzuciłem żartobliwie.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

Dzięki temu, że atmosfera zelżała, czułem, że znów mogę oddychać. Gdy wychodziliśmy z siłowni zapytała:

- Masz kominiarkę? – zamarłem.

Nie. Nie mogła wiedzieć. To niemożliwe.

- Dlaczego pytasz? – miałem wrażenie, że czas zwolnił, gdy czekałem na odpowiedź.

Rumieniec okrył jej dekolt i policzki, kiedy ściszyła głos i powiedziała:

- Mam taką jedną fantazję. – więcej nie dałem jej powiedzieć.

Porwałem ją w ramiona i zaniosłem do pokoju.

- Nie mam, ale obiecuję, że to się szybko zmieni.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz