Rozdział 26

100 20 20
                                    


Kopciuszek:

Każda wymówka, żeby wrócić do siebie jest dobra. Nawet jeśli pretekstem jest zabranie cieplejszych ciuchów. Minusem całej tej wyprawy jest mnóstwo czasu sam na sam z Matteo.

Ostatnie kilka dni udało mi się go unikać. Czułam się źle z tym, że poprosiłam go o pocałunek, choć sam akt sprawił mi niebywałą przyjemność i poruszył strunę w mojej duszy, która od lat była zakurzona i schowana na dnie jednej z szuflad w moim sercu.

A teraz, domagała się wyjścia na światło dzienne. Szczególnie teraz, kiedy siedzieliśmy na pokładzie samolotu i choć Matteo siedział kilka miejsc za mną, cały czas czułam, jak mnie obserwował. Mógł siedzieć w innej kabinie jak wtedy, gdy leciał ze mną pierwszy raz, ale on chyba celowo wstawiał mi się w oczy. W samochodzie próbował zacząć rozmowę, a ja jak tchórz udałam, że muszę wysłać pilnego maila. Tak naprawdę umawiałam się z Alicią na kawę w Sounds of Coffee.

W Nowym Jorku było jeszcze zimniej niż w Waszyngtonie, czułam jak mroźny wiatr przedzierał się przez płaszcz. Wcisnęłam skostniałe dłonie do kieszeni i wtuliłam nos głębiej w szal. Miasto było pogrążone w bieli. Śnieg otulił kołdrą drzewa, budynki oraz ulice. I choć przestrzeń przy lotnisku była odśnieżona, musiałam bardzo uważać by nie poślizgnąć się w drodze do auta.

– Weź moją kurtkę. – zaproponował mężczyzna.

Kiedy schował włosy pod czapkę, jego rysy wyostrzyły się jeszcze bardziej. Stał teraz w samej bluzie wyciągając dłoń w moją stronę.

– Nie, dziękuję. – odpowiedziałam bardziej w szal niż w jego stronę.

Nasz kierowca najwidoczniej się spóźniał.

– Daj spokój. To nie oświadczyny. Weź to. – Jego ton stał się rozkazujący.

Gdy nie zareagowałam, narzucił mi ją na ramiona. Była mi o kilka rozmiarów za duża i wydawała się ciężka. Nie polemizowałam. Matteo również schował ręce do kieszeni rozglądając się po okolicy. Dziesięć minut później podjechał kierowca. Próbował przeprosić, ale czarnooki ochroniarz poczęstował go swoim srogim spojrzeniem, więc zamilkł.

Kiedy znalazłam się w końcu w swoim mieszkaniu, od razu doskoczyłam do termostatu. Od ostatniej wizyty mieszkanie zdążyło się porządnie wyziębić. Wstawiłam wodę na herbatę i ze zdziwieniem zauważyłam, że nie tylko ja czuję się tu swobodnie. Matteo już rozstawiał swoje kosmetyki w łazience, a potem wyciągnął z szafy dodatkowy koc i położył go na kanapie, na której ostatnio spał.

Położyłam oba kubki z herbatą na kuchennym blacie i swój chwyciłam w dłonie. Matteo usiadł na wysokim stołku po drugiej stronie i musiał się porządnie schylić by móc oprzeć łokcie na blacie. Czułam, że wymaga ode mnie konfrontacji. Z sobą, z moimi własnymi myślami i uczuciami, ale nie byłam na nią gotowa, więc by wypełnić ciszę zaproponowałam zamówienie pizzy. Czekając na dostawę poszłam do siebie, zrobić to po co tu przyjechałam.

Otworzyłam szafę w swoim pokoju i przy akompaniamencie radia przeszukiwałam półki i szuflady. Spakowałam grube swetry, ciepłe bluzy i swoją ulubioną w tym okresie pluszową piżamę. Z walizki wyciągnęłam wszystkie cienkie koszulki i sukienki i wymieniłam je na nową, cieplejszą garderobę.

Dzwonek do drzwi przerwał mi zadanie. Jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu. Zapach włoskiego przysmaku rozniósł się po salonie. Przygotowałam talerze, ale Matteo tylko spojrzał na mnie rozbawiony, chwycił jeden z kawałków i oparł się wygodnie na kanapie, wgryzając się w niego. Nigdy nie sądziłam, że jedzenie pizzy może być seksowne, ale widocznie mój towarzysz przy każdej swojej czynności potrafił zachować nutkę erotyzmu. Miałam wrażenie jakby poruszał się w zwolnionym tempie. Gdy pochłaniał pizzę z cichym pomrukiem, niemal sama jęknęłam, choć mój kawałek wciąż leżał na talerzu. Śledziłam ruchy jego ust i palców. Gdy po skończonym kawałku oblizał palce i sięgnął po serwetkę, rumieniec wspiął mi się od szyi aż do uszu. Spojrzał na mnie i zobaczył jaki efekt wywoływał jego mały, niezamierzony pokaz. Wargi rozciągnęły mu się w uśmiechu. Pewnym siebie, aroganckim uśmiechu. Wrócił palcami do swoich ust, a moje zachłanne oczy śledziły wszystko. Zrobiło mi się gorąco i liczba na termostacie nie miała z tym absolutnie nic wspólnego. Wiedziałam, że jeśli nie przerwę tego przedstawienia, jutro rano będę tego żałowała. Chwyciłam swój kawałek i to co się stało kilka sekund później wprawiło mnie w osłupienie. Matteo nachylił się nad stołem i ugryzł mój kawałek.

– Twój smakuje zdecydowanie lepiej – powiedział przeżuwając.

– Proszę, jest już twój. – podsunęłam mu talerz.

– Daj spokój. Przecież już wymienialiśmy się śliną. - powiedział żartobliwie

– Raz - zaznaczyłam. - Tylko raz.

– Póki co raz - wtrącił.

– Czego ty ode mnie chcesz? – powiedziałam głośniej niż zamierzałam.
Mój mały wybuch na moment wytrącił go z równowagi.

Radość w jego oczach została zastąpiona przez coś czego nie umiałam nazwać. Ale wyraz jego twarzy potwierdzał to co chwilę później opuściło jego usta.

– Wszystko, co możesz mi dać.

Moje serce wykonało salto. Gdybym wtedy w sali nie obiecała sobie, że nasz pocałunek ma być jednorazową sytuacją, rzuciłabym się na niego teraz nie zważając na konsekwencje.

Złamał ci serce - przypomniała mi wewnętrzna ja utwierdzając mnie w mojej obietnicy. Przypomniała mi jak bardzo bolało mnie jego odrzucenie. Uświadomiła mi, że gdyby to się powtórzyło, moje serce by tego nie zniosło.

– Nie mogę ci nic dać. – powiedziałam szeptem.

Smutek jaki wyczytałam z jego reakcji upewnił mnie, że usłyszał.

– Nawet przyjaźni? – nadzieja w jego głosie osłabiła moje wcześniejsze słowa.

– Nie, Panie Rossi. Nawet przyjaźni. — pierwszy raz zwróciłam się do niego tak oficjalnie. Te słowa pozostawiły gorzki posmak na moim języku. – Proszę wybaczyć, ale straciłam apetyt.

Miłość po włoskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz