Kopciuszek
Gdy Wayne skończył opowiadać byłam już zziębnięta. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie próbując je trochę rozgrzać. Nie wiedziałam czemu porywacz opowiedział mi to wszystko. Jeśli myślał, że w ten sposób zdobędzie moje współczucie - pomylił się. Teraz brzydziłam się nim jeszcze bardziej.
Miałam dwa wyjścia. Mogłam okazać mu strach, który wdzierał się we mnie już od spotkania w barze, albo wprost przeciwnie. Jeśli miałam umrzeć dziś w nocy, to z podniesioną głową. Nie będę płakać i błagać o litość. Coś mi podpowiadało, że to by nic nie dało.
Poprawiłam się na krześle, które skrzypnęło i tym zwróciłam jego uwagę na siebie. Przyglądał mi się jakby na coś czekał. Wydobyłam z siebie resztki odwagi i twardo spojrzałam mu w oczy. Lodowato niebieskie oczy.
Chociaż mężczyzna nie wyglądał na złoczyńcę, który szuka u kogoś litości i zrozumienia opowiadając swoją historię, cieszyłam się, że to zrobił. Dało mi to więcej czasu na to, by ktoś zorientował się o moim zniknięciu i zaczął poszukiwania. Szczególnie, że nikt nie zabrał mi telefonu. Nie mogłam z niego zadzwonić, ale miałam włączoną lokalizację.
Na wszelki wypadek nie zapytałam go, dlaczego go nie wziął. Być może zapomniał, choć w to akurat wątpiłam. Poświęcił dwa lata swojego życia dla tej chwili i nie sądziłam, by dał się złapać przez takie niedopatrzenie. Z drugiej strony, gorsi przestępcy wpadali przez mniejsze błędy.
Nadal jednak miałam kilka pytań. Zdecydowałam się mówić, by zdobyć jeszcze więcej niezbędnych minut.
- Jeśli liczysz na moje współczucie, to nie dostaniesz go. - powiedziałam w końcu. Wayne tylko się roześmiał.
- Nie dlatego ci to powiedziałem. - wyjaśnił w końcu i znów zerknął na zegarek. Czekał.
- Więc dlaczego? - zapytałam.
- Chciałem czymś zająć czas. - stwierdził.
Dupek, obraziłam go w myślach.
- Wiem już jak mnie znalazłeś. - zrobiłam pauzę ostrożnie składając w głowie następne pytanie. - Ale jak ci się udało to wszystko? Nie mogłeś mieć pewności, że Matteo zostanie przydzielony mnie.
Mężczyzna uderzył w swoje uda, jakby tylko czekał, aż będzie mógł mi wyjaśnić szczegóły swojego diabelskiego planu.
- To była najtrudniejsza część zadania muszę przyznać. Barman powiedział mi, że Matteo rozważa zatrudnienie u twojego ojca. Nie wiedziałem, dlaczego, bo przecież wiedział, że ciebie tam nie ma. Więc musiałem temu zaradzić.
- Zacząłeś wysyłać mu moje zdjęcia, by sprowadził mnie do Waszyngtonu. - domyśliłam się. Klasnął w dłonie z aprobatą.
- Bingo! Byłem pewien, że nasz bohater zrobi wszystko, by znaleźć się przy tobie.
- Dlaczego go wrobiłeś, że to on wysyłał te zdjęcia i prezenty? - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- To akurat, księżniczko nie tylko moja zasługa. Nie miałem pojęcia, że wyśle ci kwiaty, ale kiedy się zorientowałem postanowiłem to wykorzystać, by nawiązać kontakt. - wyjaśnił, drapiąc się po brodzie. - Potem, by tylko to podkreślić podarowałem ci jednego w Święto Dziękczynienia, pamiętasz? Och... Stałem tak blisko ciebie i nie mogłem nic zrobić. Wiesz jakie to było frustrujące? - zapytał, choć kontynuował dalej, nie oczekując odpowiedzi. - A ty próbowałaś nie okazywać strachu. Tak jak teraz.
Wzdrygnęłam się, kiedy skierował na mnie palec. Wiedział, że to tylko fasada. Zamierzałam ją utrzymać jak długo się da, więc uśmiechnęłam się do niego. Gdybym mu się nie przyglądała, przegapiłabym wahanie jakie przetoczyło się przez jego twarz.
- Jaki był twój cel w tym wszystkim?
- Prosty. Odebrać mu cię.
Zmroziło mnie na dźwięk tych słów. Tak jak powiedział wcześniej, byłam tylko środkiem do celu, a właściwie tylko przynętą.
Przebiegł mnie dreszcz, nie mający nic wspólnego z niską temperaturą w tym zawilgoconym pomieszczeniu. Ile już tu siedziałam? Godzinę, może dwie? Czy ktoś już zauważył moje zniknięcie?
- Dlaczego nie porwałeś mnie pierwszego dnia? - zapytałam zaciekawiona. - Po co ta cała szopka?
- To też jest banalnie proste jakby się nad tym zastanowić. - stwierdził nie wyjaśniając więcej.
Zagryzłam dolna wargę w zamyśleniu. Przecież jeśli Matteo faktycznie miał taką obsesję jak twierdzi Wayne, uratowałby mnie tak czy siak. Z tą różnicą, że...
- Chciałeś by wiedział, jak to jest być ze mną - dokończyłam na głos swoją myśl. - By cierpiał bardziej.
- Brawo. - powiedział klaszcząc powoli w dłonie. - Faktycznie jesteś inteligentna. - pochwalił mnie. - Żył bez ciebie dwanaście lat. Gdybym porwał cię od razu i zabił, szybciej by się po tym pozbierał.
- Po co? - To było jedyne pytanie jakie nasunęło mi się na myśl.
- Powiedzmy, że mam słabość do melodramatyzmu. - roześmiał się, jakby właśnie powiedział coś zabawnego, a nie tłumaczył, dlaczego mam dziś umrzeć.
Znów spojrzał na zegarek i w geście zniecierpliwienia potupał nogą.
- Jaką masz pewność, że będzie mnie szukał? Oraz że domyśli się, gdzie jestem?
- Nie zabrałem ci telefonu. Według moich obliczeń powinien tu być właśnie... - wstał i wziął broń podchodząc do mnie. - teraz.
Poczułam zimną lufę przy swoim podbródku i usłyszałam skrzypnięcie. Zaraz za nimi doszły dźwięki kroków. Powolnych i pewnych. Radar w moim ciele podpowiedziała mi, że to Matteo.
Znalazł mnie.
Może jednak przeżyje dzisiejszą noc.
CZYTASZ
Miłość po włosku
RomanceDiana zrobiła wszystko, by odciąć się od ojca i jego politycznych gier . Pewnego dnia jest jednak zmuszona porzucić własne życie i zamieszkać z nim, bo grozi jej niebezpieczeństwo. Czy jest ktoś kto przewróci jej życie do góry nogami bardziej niż st...